Reklama

Dzieciństwo reAktywacja.

 

Ubieramy dzieci w najmodniejsze ciuchy i wyprawiamy do szkoły z wypakowanymi po brzegi tornistrami.  Zabieramy nasze potomstwo na najnowszą produkcję w 3D, wyposażamy w najnowsze zdobycze technologii użytkowej i ze spokojem każdego wieczoru zapalamy nad ich łóżkami nocną lampkę pewni, że właściwie spełniliśmy swój rodzicielski obowiązek. Zaraz potem sami składamy nasze strudzone ciała i zmęczone umysły na pościeli z Ikei, albo w wersji Deluxe na pościeli z wielbłądziej wełny. Ale czy nas sen rzeczywiście może być taki spokojny? Czy odkąd sami byliśmy dziećmi miał miejsce jakiś przełom, może wypadek w wyniku, którego doznaliśmy całkowitej amnezji? Jak w końcu można tłumaczyć wychowywanie naszych latorośli „na komputerze”?  Dziecko jest bezkrytyczne,  przyjmuje, to, co podsuwają mu dorośli. Dlatego rośnie nam pokolenie małych więźniów elektronicznych gadżetów, nie świadomych siły wyobraźni, radości z piaskowej (i tak mam tu na myśli prawdziwy piasek) babki przygotowanej w podwórkowej piekarence. Współczesne dzieciaki nie strzelają z patyka, ani nie szukają skarbów, chyba, że w cybernetycznej przestrzeni. Nie mają kryjówki, gdzie spotykają się w tajemnicy przed dorosłymi, ba nie spotykają się niemalże nawet ze sobą! W końcu w domu czeka nowa wersja World of Warcraft, w która będzie można grac na błyszczącym polimerowym cudzie, jakim jest PlayStation. Tak, oczywiście jest to spełnienie pragnień i zachcianek, o których my mogliśmy tylko marzyć.  Jednakże, czy ten piękny obrazek nie jest nieco wybrakowany? Kiedy ostatnio spacerowałam, ciesząc się ostatnimi podrygami letniego słońca, usłyszałam rozmowę dwójki drugo-, może trzecio- klasistów. Młody mężczyzna, (nazwijmy go Antonim), z zapałem wykładał swojemu kompanowi,(nazwijmy go Frankiem),  wyższość nowej Nokii nad godnym pożałowania modelem należącym do współtowarzysza pierwszego z bohaterów tej opowiastki. Doedukowałam się w zakresie gigabitów, możliwego transferu danych, mega pikseli, które są konieczne żeby zrobić  udane fotki na nk’a!...Kiedy myślałam, że smutniej być nie może, podsłuchiwani przeze mnie chłopcy zaczęli przechwalać się, którego z nich tatuś jest bogatszy, a co za tym idzie, który jest bardziej kochany.  Tą żywą wymianę zdań, zakończył Franek konstatacją, która mnie powaliła, stwierdził, bowiem, że skoro tatko Antka kupił mu prezent na urodzin nieprzekraczający swą wartością 100zł, to go nie kocha, a właściwie to pewnie go adoptowali…

Reklama

 

 

Odwracają się już na pięcie, by powiedzieć coś, co miałoby podnieść naszego Antoniego na duchu, usłyszałam z jego ust zdumiewającą i budzącą zdziwienie wiązankę przekleństw pod adresem, czerwonego już na twarzy, Franka. W końcu zrezygnowana, zapomniawszy o słońcu, pożeglowałam w stronę domu, by na znak protestu tego, co, widziałam obejrzeć fragment Króla Lwa i popłakać się należycie i sowicie. Tylko po to, by przeżyć dziecięce wzruszenie, którego zabrakło u chłopców których rozmowy byłam świadkiem. Dlatego teraz, drodzy rodzice, apeluję…pokochajcie swoje dzieci miłością niematerialną, fantastyczną i głęboką, na tyle..by poświęcić im swój czas i serce, nie  tylko portfele. Podzielcie się z nimi swoimi wspomnieniami, pomysłami z lat dziecięcych i niewinnych, gdy słowo to rzeczywiście jeszcze coś oznaczało. Stańcie się jeszcze raz dziećmi, by pokazać własnym, co ten wspaniały okres życia może oznaczać.

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy