Reklama

Kobieta, która pomyliła swoje dziecko z lusterkiem - refleksja nad raportem z Polski.

Trzymam w ręku Twój Styl, który graficznie odzwierciedla moje poczucie estetyki. Do tej pory nazwę tego pisma tłumaczyłam sobie jako “Twój styl jest zawarty w naszym magazynie. Twój styl jest naszym stylem. Ty jesteś naszym stylem, dlatego podarowujemy Ci tę gazetę. Jest twoja. To twój styl.” Ale od jakiegoś czasu ta nazwa chce mówić do mnie co innego. Artykuły nie są już o moim stylu, tylko próbują mi pewnien styl narzucić. “Pokazujemy Ci od teraz jaki ma być Twój Styl”. I gdyby chodziło jedynie o styl ubioru, nie zadawałabym sobie trudu pisania tego postu. Ponieważ jednak chodzi tutaj o sprawę znacznie poważniejszą, zachciało mi się trochę pospierać i powytykać palcami.

Trzymam w ręku Twój Styl, który graficznie odzwierciedla moje poczucie estetyki. Do tej pory nazwę tego pisma tłumaczyłam sobie jako “Twój styl jest zawarty w naszym magazynie. Twój styl jest naszym stylem. Ty jesteś naszym stylem, dlatego podarowujemy Ci tę gazetę. Jest twoja. To twój styl.” Ale od jakiegoś czasu ta nazwa chce mówić do mnie co innego. Artykuły nie są już o moim stylu, tylko próbują mi pewnien styl narzucić. “Pokazujemy Ci od teraz jaki ma być Twój Styl”. I gdyby chodziło jedynie o styl ubioru, nie zadawałabym sobie trudu pisania tego postu. Ponieważ jednak chodzi tutaj o sprawę znacznie poważniejszą, zachciało mi się trochę pospierać i powytykać palcami.

Co miesiąc Twój Styl zamieszcza tzw. Raport, mający ambicję opisywać polską kobiecą rzeczywistość. Raport (z definicji obiektywny) służy pogłębianiu świadomości i uruchomieniu procesu doskonalenia i poprawy status quo. Gdy jednak raport ukazuje rzeczywistość 0.5% kobiet i zamiast zdawać relację, próbuje wskazywać jedyną słuszną drogę do szczęścia, wówczas warto o tym pisać. Były Raporty o rozwodzie, o stosunku kobiet do pieniędzy, a w lutym ukazał się Raport pt. “Matka Polka kontra życie”, który na przykładzie czterech kobiet stawia pytanie czy możliwe jest łączenie kariery z wychowaniem dzieci. Jest to jak dla mnie banalnie postawione pytanie, ponieważ jest na nie banalna odpwiedź: oczywiście że tak. Ja zadałabym pytanie, czy jest to życie szczęśliwe dla matki i dla dziecka? To że się da, to chyba wszyscy wiedzą. To jest jak spytać “Czy da się nie spać całą noc? albo “Czy da się wypić kawę zalaną wrzącą coca-colą?” Możliwe, ale nieprzyjemne w skutkach.

Reklama

Forma Raportu skojarzyła mi się z francuską szkołą pisania sprawozdań argumentacyjnych. Można je pisać zestawiając po trzy argumenty za i przeciw albo, jak w wymienionym Raporcie, zestawić argumenty wyłącznie jednej strony. I tak w Raporcie wybrano i opisano cztery przypadki, układając je w kolejności od najmniej trendy stylu życia do najbardziej trendy. Argumenty, czyli te przykłady, zostały wzięte (ufajmy) z rzeczywistości, ale posłużyły wyłącznie temu, by autorka/redaktor/osoba zlecająca artykuł mogli ukazać swoje własne poglądy. W swoim poście spróbuję zatem odsłonić jaką katechezę chce nam głosić nowoczesny Twój Styl? 

Zgodnie z francuską szkołą argumentacji pierwsza matka będzie najdalsza sercu autorki, ale w jakiś sposób będzie przybliżała ją do osiągnięcia sukcesu, żeby nas przekonać, że posiadanie dziecka i kontynuowanie życia jak sprzed ciąży jest w porządku - filozofia “A OK!” stosowana powszechnie w celu systematycznego przyklepywania wyrzutów sumienia, pojawiających się wątpliwości czy niepokojących zachowań u dziecka. Druga będzie jedynie pomostem do trzeciej, a ta do czwartej, która zatriumfuje okrzykiem “Jestem złą matką i dobrze mi z tym. (...) Nie boję się, że na starość, kiedy dzieci odejdą, zawisnę w próżni. Dzięki pracy.” (cyt. z TS) Kobieto! Ty to już jesteś w próżni. Poczytajcie dalej jaki towar próbuje czytelnikom sprzedać Twój Styl.

Większość książek i artykułów adresowanych do kobiet planujących, bądź już będących w ciąży zaczyna się od alarmujących podtytułów, a potem krzyczących linijek tekstu, by rzucić palenie, przestać pić alkohol, nie zażywać narkotyków, pić kawę sporadycznie i zrezygnować z mocnej herbaty. (Napiszę jak w Przekroju, że nie będę pisać o tym, jak te hasła do mnie nie przemawiają, ani o tym, że nie są skierowane do mnie i że dystansują do dalszej przekazywanej wiedzy w tych tekstach. Czy aż taka większość kobiet pali, pije, sztacha się, karmi się mocną kawą lub herbatą?) TS podąża tym samym brzegiem rzeki, ponieważ artykuł o Matkach Polkach zaczyna się właśnie od żywego obrazu jak pierwsza z nich zgniata nonszalancko paczkę papierosów. Ma to zapewne być symbolem ogromnej zmiany, odpowiedzialności i poświęcenia, który ma na czytelniku wywrzeć conajmniej jakieś wrażenie, jeśli nie wzbudzić podziw i stać się inspiracją dla własnego życia. Ale ja ani drgnę. Nie byłam uzależniona od nikotyny, papierosów, nie piłam dużo alkoholu czy kawy, za to piję nadal dużo herbaty, ale już słabszą odrobinkę. Nie chciałabym w takim razie zabierać za wiele głosu w tej sprawie: “nie wiesz jak to jest, więc się nie wypowiadaj.” Namaluję słowami tylko jeden kadr z artykułu: matka pali z nerwów, bo jej dziecko przestało do niej mówić “mamo”. “Och nie. Ono nie mówi do mnie mamo. Nie poradzę sobie z tym. Co mam robić? To koniec!” Czujecie zapewne mój pogardliwy stosunek do takiego tłumaczenia palenia “z nerwów”. Jakoś to spala dla mnie kolejne wersy w tym artykule. Te co przeczytałam już płoną i zapalają te, które czytam, więc śmigam wzrokiem czym prędzej, by tekst nie spalił się całkowicie.

Co pamiętam dalej z jego strzępków.

Wyciągnęłam wniosek, że TS nie jest adresowany do mnie, a kupując go być może go sponiewierzam. Cóż, nie skończyłam studiów z dyplomem MBA, nie mam ducha korporacyjnego, nie zafundowałam sobie jeszcze nigdy wyjazdu za przynajmniej 10 k. Nie należę też do kobiet z zawodami wysokiego ryzyka jak teoretycznie nieryzykowna stewardesa, czy już ryzykowna alpinistka albo lekarz na oddziale onkologii. TS adresowany jest zdecydowanie do kobiet ekstremalnych, którym zdarzyło się mieć dzieci i potrzebują rozgrzeszenia dla swego postępowania. Hasłowo nazwę ten sposób postępowania egoizmem, który wygrał z zaspokojeniem potrzeb dziecka. A dać wygrać egoizmowi, to posłuchać wyłącznie własnych potrzeb - np. wspinać się na Kilimandżaro, gdy w domu 4-miesięczne niemowlę przyzwyczaja się do twarzy i do głosu innego niż swojej mamy. TS kierowany jest także do kobiet, którym zwraca życie “wypad do kosmetyczki”. Może podmuch suszarki faktycznie działa choć trochę jak podmuch wiatru od samego Boga. 

A wiedzieliście o specyficznych przywilejach stewardes. Jeden z nich powala mnie, że padam sztywno. Zadziwiło mnie jej stwierdzenie, że będąc w związku i mając dziecko, w powietrzu czuje się singielką. Niesamowite, że 10 kilometrów nad ziemią zmienia w mentalności poczucie przynależności do drugiego człowieka. Czy w Nowym Yorku całuje się z nieznajomym? Czy w Chicago na pytanie “Are you seeing with somebody?” odpowiada “Not recently.”? Czy w Los Angeles nie korci ją, by wykręcić numer do domu? Słyszałam o tym, że zaledwie półtora tysiąca metrów nad ziemią odmienia człowieka, że staje się on niejako inną osobą. Co dopiero 10 kilometrów. Można oczywiście stwierdzenie o singielce zaliczyć do zdań metaforycznych i nie dzielić włosa na czworo. Może miała na myśli poczucie oderwania od codziennych obowiązków. Wybaczamy?

W tym poście wiele razy mogłabym się pytać, czy wybaczamy te lapsusy, nonsensy, brak wiedzy i rozsądku. Czy wybaczamy np. matce, która traktuje laurkę dziecka “Jesteś najkohańsza” jak certyfikat wystawiony przez najwyższe władze? Laurka działa jak rozgrzeszenie dla niespokojnej, skryzysowanej duszy. Matka odbiera zawarty w niej komunikat jako “Jestem w porządku. Nie jest ze mną tak źle. Moje dziecko uważa, że jestem “najkohańsza”. A kto wie lepiej jak nie ono samo? Nikt nie będzie mi już mówił, że nie poświęcam czasu swemu dziecku.” Jednak nie tak odczytuję ten przekaz dziecka. Czy ono nie wyraża “Mamo bardzo Cię kocham. Potrzebuję Cię. Jesteś dla mnie ważna. Badź przy mnie zawsze.”? Nie ma w nim cienia oceny matki czy ona jest dobra czy zła. Dziecko nie posiada takiej umiejętności. Odbiera drugą osobę przez pryzmat własnych potrzeb, do których należą poczucie bezpieczeństwa, bliskości i zrozumienia. Gdyby włożyć słowa “Jesteś najkohańsza.” w usta dorosłego mężczyzny czy starszej Pani wymagającej opieki, od razu ocenilibyśmy ten zwrot jako formę na wpół świadomej manipulacji. To zwrot chcący zatrzymać daną osobę przy sobie, a nie wyrazić własne uczucia. Bo dziecko zawsze kocha. Co innego ma powiedzieć? A dlaczego matka tego nie dostrzega, a autorka cytuje bez komentarza? Wybaczamy?

Wiedzieliście, że według sędziwego prof. dr hab. Jacka Wasilewskiego z SWPS Matka Polka to kobieta nieszczęśliwa, pozbawiona wsparcia męża, zatroskana o dzieci i harująca? A Mężczyzna Matki Polki to albo wojak, albo pantoflarz albo wieczny gówniarz. A Matka Polka w jakiej Polsce dzisiaj żyje? Żyje w Polsce “mocno katolickiej”, w której za złą sytuację rodzinną odpowiedzialny jest konserwatyzm i kościół. A jaka jest alternatywa do Matki Polki? To kobieta wykształcona, która orientuje się, że ma męża zatroskanego wyłącznie o samego siebie. Zatem zwalnia go z firmy, zatrudnia kilka niań i tworzy własny system działania.

Ja chyba nie wiem na jakim świecie żyję po przeczytaniu wypowiedzi głowy Instytutu socjologii z SWPS. Ale może faktycznie w domach jest tak fatalnie - Matka skulona albo Matka cyborg i mąż (nie pada określenie ojciec) jako pasożyt, dodatek lub ciemiężyciel. Aż tak jest? Czy tych, których znam chroni ręka Boga? Dogadują się, lubią, rozumieją, wzajemnie pomagają, cieszą się ze wspólnie spędzanego czasu. Moje znajome to wykształcone kobiety, inteligentne, niektóre pracują, a ojcowie ich dzieci bardzo je lubią i wydają zarobione pieniądze na upominki bez okazji. Jaki obraz TS próbuje nam malować? Ten, który widzi, ponieważ stoi na polu ze sztalugą? Czy może ten, który tworzy wodzą wyobraźni z trzydziestego piętra drapacza chmur? Jean-Francois Millet czy Salvador Dali?

A co z nagłówkiem ciągnącym się na każdej stronie “Matka Polka kontra życie”? A kontra B, gdzie A walczy przeciwko B. A uosabia dobro (a przynajmniej wzbudza pozytywne emocje), a B ma zostać odebrane jako zło, które ma zostać pokonane. Jak “Potwory kontra obcy”, “Godzilla kontra Destruktor” czy Leo Messi kontra Cristiano Ronaldo. Próbując rozumieć zestawienie Matki Polki i życia, namawia się mnie do traktowania “życia” jako niebezpiecznego przeciwnika, który będzie próbował nas zniszczyć. By go pokonać, należy go unicestwić. Wygramy z “życiem” zabijając je. Piękne. WTF.

Mocno także irytuje mnie autorytet Twojego Stylu - prychoterapeuta dziecięcy, która np. podpisuje się pod słowami pisarki Rachel Crust, że kiedy stajemy się matkami, umieramy jako kobiety. “ Ale też rozkwitamy” - uzupełnia stwierdzenie swego idola. Jak można umierać i jednocześnie kwitnąć? Jeśli Crust chodzi o urodę, a tej drugiej o ducha, to może i uzupełniają się te wypowiedzi. Jednak kobieta nie jest synonimem ciała (Crust), by mówić o “umieraniu kobiety” w matce. Dlatego nie przyjmuję poglądu “umierania jako kobiety”.

Dalej, według tejże psychoterapeutki ... a co tam ... według słynnej pani Ohme, współautorki bestselleru (z nazwy przynajmniej) Kingi Rusin, będąc matkami “tracimy wolność”. I tu też contra. Jeśli w wolności postanowiło się o poczęciu dziecka, to dlaczego jego pojawienie się na zewnątrz jest jej utratą? Wychodzi dziecko na świat a w raz z nim nowy słownik wyrazów bliskoznacznych pod redakcją Małgorzaty Ohme. Według pani Ohme wolność jest synonimem także wygody (skąd inąd też na “w”, więc może to przejęzyczenie).

Kolejna ciekawa wypowiedź: ”Rezygnujemy z pracy, z przyjaciół, z pasji, z seksu ...” Rezygnuje się z “rzeczy”, które chciało się uprzednio mieć czy wykonywać. Matka, która do pracy nie wraca, zazwyczaj do niej nie chce wracać. Matka, która nie spotyka się ze znajomymi widocznie nagle znalazła dobre usprawiedliwienie, by sie z nimi nie spotykać i poznać nowych. Matki rezygnują z pasji? Mniejszość zna swoje pasje, ponieważ potrzeba odwagi, by poznać swoją pasję i poświecać jej czas. Z pasji nigdy nie jest się w stanie zrezygnować, gdy już się ją odkryje. A seks? Matka rezygnuje z seksu? Trudno mi uwierzyć, że kobieta, która czuje pożądanie do swego męża, powie sobie “Teraz nie. Poczekam.”. Bo na cóż tu czekać. Tak trudno dziś o pożądanie w ciągu doby wypełnionej pracą fizyczną, umysłową i zdeterminowanej w dużej mierze przez przepływające hormony. To jak już zdarzy się sprzyjający dzień, to nic nie przeszkadza.

Pani Ohme  dzieli się własnym doświadczeniem, gdy radziła sie pediatry jakie wprowadzić mleko modyfikowane swemu 6-cio miesięcznemu synkowi, kiedy będzie wracać do pracy. Nie zrozumiała, gdy lekarz nie popierając jej pogoni za szczęściem skwitował “To pani jest dla dziecka, a nie dziecko dla pani.” Wypowiedź pediatry niewątpliwie uprzedmiotowiła panią Ohme i jest nieprawdą, że matka żyje dla dziecka. Ale w tym niezręcznym skrócie myślowym ukrywa się pewien niepozbawiony sensu zamysł. Część (nie wiem jaka) kobiet przed zajściem w ciążę wyobraża sobie śmiejącego się do nich bobaska, który obejmuje mamę za szyję, po czym wraca szczęśliwe do swoich ulubionych zabawek. A gdy jest głodne woła mama, po czym uśmiecha się i wraca do zabawy, by cierpliwie zaczekać 10-15 minut na jedzenie. No i zasypia punkt dwudziesta w ramionach mamy, a jeszcze lepiej na torsie taty. Kobieta na ten widok rozczula się tkliwie i czuje się szczęśliwa.” - taki jest mój szkic odbiorcy Twojego Stylu. A jak bobasek już pożyje trzy miesiące na zewnątrz brzucha, wówczas swoim małym paluszkiem rozbija tę iluzyjną bańkę mydlaną. I wtedy czas spadać. Uciekaj! Ratuj się, kto może! “Moja intuicja podpowiada mi, by wracać do pracy.” (cyt. TS) Inaczej mówiąc, “Moje ego domaga się panowania, decydowania i poczucia władzy psychicznej.” Wiele matek przyznaje się do tego, że odpoczywają w pracy. Skupiają się na z góry wytyczonych zadaniach, wiedzą co do nich należy i nikt nie ma prawa oczekiwać od nich czegoś z poza kontraktu. A przy dziecku cały czas trzeba się naginać i rezygnować z bardziej podstawowych rzeczy, niż z tych wymienionych przez panią Ohme (praca, przyjaciele, pasja, seks). Rezygnuje się z jedzenia, z wypróżnienia, ze snu. Z tego się rezygnuje. Rzeczywiście może być ciężko dać się kierować takiemu robaczkowi, kiedy przez średnio 23 lata trzymało się ster przynajmniej jedną ręką. Ale jeśli rozumie się działanie tej łodzi, to siada się spokojnie na ławeczce i płynie z prądem.

Pani Ohme także apeluje, by słuchać własnych potrzeb, nie winić siebie za czas poświecony sobie i uwalniać negatywne emocje. Tyle że te cenne wskazówki obrazuje przykładami malowanymi butem broczącym po grząskim gruncie. Model życiowy Ohme zakłada, że matki wracają z pracy szczęśliwe, dzięki czemu komunikują swemu dziecku, że świat zewnętrzny jest “fajny i warto go poznawać.” A może dziecko pomyśli sobie “Dlaczego mama jest szczęśliwa, kiedy wraca, a nie gdy jest w domu? to ja smucę mamę? jestem obciążeniem dla mamy? Skoro “tam” jest tak fajnie, to dlaczego mnie “tam” nie zabiera? Co to jest to idyllyczne i idealne “tam”?” Nowoczesne iTam. I czy matki wracają szczęśliwe z pracy, dlatego że było w niej wspaniale? Po pracy są zmęczone, trochę głodne i przejęte wydarzeniami. Także ta uśmięchnięta mina u progu drzwi, którą Ohme tłumaczy jako efekt wspaniałej pracy, to raczej jakiś skrót myślowy albo brudna teoria. Kolejny dowód na to, że Ohme nie mówi o faktach, tylko ustawia dowolnie aktorów na potrzebę artykułu. Jakby chciała ulepić w ten sposób rzeźbę, która spodoba się pionierom współczesnego świata.

Na zakończenie zajmę się tym, co zostało umieszczone na okładce magazynu. Tytuł niczym drażniący tieser prowokuje do przeczytania, ale tylko po to, by się upewnić, że cały Raport jest wielką porażką. Z tytułu widniejącego na okładce “Czy matka jest kobietą? Wychowywać dziecko i nie stracić siebie” wysnuwam dwa przekazy: matka w jakimś stopniu przestaje być kobietą, a wychowywanie dzieci wiąże się ze stratą. “Ależ nie! Rozumiesz o co mi chodzi.” Tak. Po swojemu rozumiem. Jednak jakby chcieli napisać “Czy matka ma zawsze czyste ubranie, świeże ułożone włosy i pachnie perfumami?”, to by tak napisali. Bo na wyżej postawione pytanie chce mi się odburknąć: “Nie, jest mężczyzną. Nie wiecie?” Aż tak bezsensowne jest dla mnie to pytanie, które nawet nie obroni argument zaintrygowania czytelnika. Tak samo jakby chcieli sformułować inaczej przekaz tego obraźliwego “know-how”, to by napisali “Wychowywać dziecko i mieć czas na manicure (domowy), kino, restaurację, wyjście na koncert, wypad po sklepach, pójście na basen.” Krócej? Bardzo proszę: “Wychowywać dziecko i mieć czas na odpoczynek psychiczny.” Tego psychicznego odpoczynku rzeczywiście każdemu potrzeba i jest go zawsze za mało, ponieważ zapominamy go sobie zafundować. Ja ratuję się gorącym prysznicem, filmem, książką, czy np. wyjściem o 21.00 do marketu. Wtedy jest dość pusto. W większości klientami są kobiety, które pewnie tak jak ja, pod pretekstem uzupełnienia lodówki, ładują baterie na parę dni. Dobrze by było, bym ratowała się też modlitwą, ale jeszcze tak nie umiem.

Na koniec końca znalazłam w sobie jeszcze jedną brutalną opinię, której nawet ja sama do końca nie podzielam. Nie chcę wierzyć, że może być prawdziwa. Uważam, że Twój Styl przekonuje matki do podjęcia pracy nie dlatego, że ona zapewni im szczęście - uchroni je same od frustracji, a ich dzieci wyrosną na przebojowych ludzi słyszących własne potrzeby. Więcej pracujących matek przyniesie państwu dodatkowe pieniądze. Dlatego mam to mroczne podejrzenie, że zachęca się nas-matki do pracy tylko po to, aby zasilić minusowy budżet państwa. Z artykułu wynika, że państwo liczy na bogate i zdolne kobiety, które chętnie postawią bardzo małe dziecko na drugim miejscu za pracą. Kojarzy mi się to z propagandą finansowaną przez państwo, mającą na celu systematycznie uciszać gryzonia w sercu. TS należy do tego programu - zawsze poda jakieś argumenty na srebrnej tacy dla “1 plus max 2”, które usprawiedliwią i przydepczą każde poczucie winy. A gryzonia w sercu każdy z nas ma, któremu lepiej kupić kołowrotek niż go przydeptywać. Ważniejsze, by dziecko nie stało się przydatnym przedmiotem, w którym chcemy się przeglądać, by widzieć siebie w korzystym, ale kłamliwym przyćmionym świetle.

bez podsumowania

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy