Wiosenne porządki.
Ulubione zajęcia "mamy kwoki".To znaczy moje, by nie urazić innych matek.
Jestem typowa, matka kwoka. Lub matka kotka, głaszczę i tulam kociątka. Kocimy się rano. Zawsze przychodzą do nas. Z rana słyszę: Rodzice, kocham was. I sądzę, że to co robię, robię dobrze. Krytykę przyjmuję. Ale kwoka dziobie, a kotka wyciąga pazur.
Między kotką i kocurem nie ma tego co powinno być. Inne kotki ważniejsze...Drogie w utrzymaniu. A mama kotka.....czasami głodna chodzi. Bo już nie karmi piersią,to jej nic nie trzeba. W nocy wstaję za jedzeniem. Bo rodzinny dietetyk jest za minimalną stawką żywieniową, i paczkami żywnościowymi z Unii Europejskiej. Dietetyk ma firmę, w której koszty wzrosły do apogeuum. Ponosi największe koszty matka kotka. Łaskawiec rodzinny daję już na te jogurty, owoce ale dla dzieci. Ciekawam co dietetyka żona jadła na śniadanie, za co i za ile się ubiera, i jaki domek z tych oszczędności w innym województwie postawiła. A czy stara się o rodzinę zastępczą, bo już tacy bogaci? Takie tu modne w moim mieście...Rodzin zastępczych dużo.
A mama kwoka dziobie, a mama kocica wyciągnęła pazur. A kocur....no marzec!!!!
Dzikie zwierzęce instykty, hodowane, przekazywane i hołubione z pokolenia na pokolenie mojego męża. Szkoda, że przed ślubem to ukrywał.
Prawo swoje, działania polityczne swoje, a gdzie jest miejsce matek kwok.
Nie mam nic do 40 letnich singielek, ale mają lepiej.
No a kobiety nie mogące mieć dzieci w naszym kraju są hołubione.