Reklama

Zadanie dziecko

Kika tygodni po urodzeniu. Panuję nad sytuacją. Witamina D co drugi dzień, Ferrum dwa razy dziennie po łyżce popite sześcioma kroplami witaminy, nie na czczo, ćwiczenia od rehabilitantki trzy razy po dziesięć, szczepienia za dwa tygodnie, następne za sześć. Panuję nad sytuacją. Skaza białkowa do obserwacji, jeśli nie przestanie ulewać – Nutramigen. Colief przed każdym jedzeniem. Debridat rano. Ile tego na raz??? Panuję nad sytuacją. Wdech, wydech, wdech, wydech.

Kika tygodni po urodzeniu.

Panuję nad sytuacją. Witamina D co drugi dzień, Ferrum dwa razy dziennie po łyżce popite sześcioma kroplami witaminy, nie na czczo, ćwiczenia od rehabilitantki trzy razy po dziesięć, szczepienia za dwa tygodnie, następne za sześć. Panuję nad sytuacją.  Skaza białkowa do obserwacji, jeśli nie przestanie ulewać – Nutramigen. Colief przed każdym jedzeniem. Debridat rano. Ile tego na raz???  Panuję nad sytuacją.  Wdech, wydech, wdech, wydech.

Dobry film zaczyna się od trzęsienia ziemi a potem napięcie stopniowo rośnie. To u Hitchcocka. A jak jest z początkiem macierzyństwa? Chyba podobnie.  Permanentny stan wojenny. W głowie pustka. Brak snu czy hormony? Bez znaczenia skoro nie mogę spamietać trzech rzeczy, po które idę do sklepu. Caly czas mamroczę je pod nosem a przed półka nie pamiętam więcej niż jednej.

Dehumanizacja absolutna. Kiedyś przedstawicielka gatunku homo sapiens, dziś robot fukcjonujący według schematu karmienia, ledwie odróżniający dzień od nocy. Wielki Cyc. Wciąż zalewam się potem. Rana po cesarce boli niemiłosiernie przy każdym zgięciu. Co trzy godziny ten sam schemat – przewinąć dziecko, podgrzać mleko po ostatnim odciągnięciu, wyparzyć butelkę, nakarmić, uśpić, odciągnąć mleko, wyparzyć laktator. Do następnego karmienia zostaje 40 minut. Przestałam sypiać. To się nie dzieje naprawdę.  Mała nie zostaje z nikim poza mna, nie da się nikomu nakarmić, nikt jej nie uśpi, beze mnie drze się jak opętana.  Ma kolki, szalejemy z lekarstwami, grzaniem pieluch, noszę ją na rękach całymi nocami. Boże kiedy się to skończy, bo nie dam rady.

Reklama

Gdzie jest moje życie? Ile człowiek może funkcjonować bez snu? Jest lato, nie mam ubrań – bez zaczenia i tak w nic się nie zmieszczę. Włosy wychodzą garściami, w końcu obcinam je na krotko. Nie żal mi, wreszcie przestanę sie budzić na poduszce usłanej wlosami a mała przestanie mieć oplecione paluszki.

Lekcja pokory. Ja miałam pisać książkę, a słodkie maleństwo spać w koszyku obok. Tymczasem mała drze się dzień i noc, a ja nie wyrabiam z laktatorem, karmieniami, pieluchami. Co poszło nie tak? Przecież wszystko było zaplanowane. Wykształceni ludzie po trzydziestce, ułożona kariera, zaplanowane dziecko, organizacyjnie wszystko dopięte na ostatni guzik. Nafaszerowani teoriami z książek, nastawiliśmy się na hodowlę racjonalną, tyle że teoria załamała się już w dniu narodzin.

Spać, chcę spać. Dziecko wrzeszczy w niebogłosy, nie chce leżeć w wózku. Wykończona, roztrzęsiona, potargana czuję na sobie spojrzenia przechodniow. Gdzieś na granicy świadomości przypominam sobie Szał Podkowińskego. Touche. Może ona też rodziła kilka tygodni wcześniej?

 

 Pół roku poźniej.

Umalowalam paznokcie. Wyszłam po raz pierwszy bez małej.  Dzwonię co dziesięć minut. Wiem, że to śmieszne, ale nie umiem nad tym zapanować. A jak się zakrztusi? Albo wpadnie w histerię? Albo nie będzie chciała pić? Mam cztery godziny, muszę się zmieścić między karmieniami. 3 godziny 45 minut, czas ucieka.  Spałam pięć godzin, rozpusta w porównaniu z minionymi miesiącami.  Nie spotykam się z ludźmi, moje życie to dziecko. Karmienie, pielucha, spacer, karmienie, pielucha, kąpiel i od początku, setki razy. Czy ja jeszcze myślę? Powrót do pracy to Atlantyda, pozostał tylko mit. History became legend. Legend became myth

Zmywam lakier, w pomalowanych paznokciach i w makijażu czuję się jak w przebraniu. Zabawne, dokładnie odwrotnie niż kiedyś. Kolczyki chowam w najglębsze czeluście szafy, nie będą mi potrzebne przez dłuższy czas. Zaprzyjaźnilam się ze spodniami do jogi, już mi nie przeszkadzają.

Wracam do siebie fizycznie. Nie mam już nadwagi, został kilogram, może dwa, nic z czym nie można sobie poradzić. Zakładam dawne jeansy. Cieszę się, że nie zamieniłam się w opasłe monstrum.

Ciągle słyszę jak wspaniale spisują się inni mężowie. Karmią, kapią, przewijają, śpiewają maleństwu, wstają po nocach. Albo są bezrobotni albo ja mam w domu nieudany egzemplarz. Moj mężczyzna pada na twarz po dziesięciu godzinach pracy, robi zakupy, bierze na siebie wszelką admistrację i rachunki i faktycznie zostaje mu tyle czasu, żeby się mógł wykąpać. Nie przebiera ze mną w sklepie ciuszków, które słodsze i nie wstaje do dziecka po nocach, bo rano idzie do pracy i nie dożyłby wieczora. Ale przeciez jest ze mna, wspiera, mogę na niego liczyć. Mam go zmusić do wyboru między dzieckiem a pracą?

Robię rachunek sumienia. Przed ciążą patrzyłam na kobiety z wózkami z dużym dystansem, jeśli nie z niechęcią. W dresach, z nadwagą, opychające się chrupkami kukurydzianymi, z wrzeszczącymi dzieciakami jawily mi się niczym inny gatunek.  Czy jak kobieta rodzi dziecko to już jej się kompletnie nie chce dbać o siebie?  Trzy miesiące w piżamie nauczyły mnie pokory. Zrozumialam. Teraz patrzę na inne matki z sympatią.  Uśmiechają sie do mnie, pomagają z wózkiem, zagadują, doradzają. Macierzyństwo to specyficzna więź, polegająca na swoistej wspólnocie doznań,  na zrozumieniu. Wprost przeciwnie do bezdzietnych znajomych. To nowa nauka – poprzez wspólne doświadczenia, lepiej rozumiesz się z całkowicie obcym człowiekiem niż z kimś kogo znasz od lat.  I doroślejesz, doroślejesz, doroślejesz, nawet jeśli jesteś już po trzydziestce.

 

13 miesiecy później.

Koniec karmienia piersią. Komisyjnie wyrzucam bezkształtne, miękkie staniki do karmienia. Nigdy więcej.

Rutyna zabija, ale wszystko jest mniej więcej pod kontrola. Mniej więcej. Po ostatnim szczepieniu zarwana noc, mała gorączkowała i płakała do rana. Ale z reguły śpię, czasem nawet całą noc. Czasem leżę bezsennie koło oddychającego spokojnie niemowlęcia. Leżę i myślę co dalej. Wszystko się przewartościowało. Chyba nie umiem już wrócić do stanu sprzed dwóch lat.  Jak pogodzę dziecko z pracą? Chyba martwię się na zapas. Mała nie zostanie w żłobku nawet godziny, urzadzi taką histerię że od razu mnie wezwą. O pracy mogę zapomnieć.

Boleśnie odczuwam na własnej skórze jak silna jest deprywacja kobiet niepracujących. Jestem ‘tylko matką’, co jest społecznym synonimem gosposi i utrzymanki. We wszelkich instytucjach finansowych rozmawiają wyłącznie z moim mężem, jestem potrzebna do złożenia drugiego podpisu na końcu umowy. Nie jest to bynajmniej dowod szacunku, po prostu moje nazwisko współfiguruje na rachunku bankowym, nie da się mnie pominąć.  Mąż – decydent, mąż – provider, nowa sytuacja, chyba nie najlepiej wpływa na nasz związek. Wyraźnie mamy kryzys. 

Mam poczucie, że nie mam życia. Nie rozwijam się pod żadnym względem. Stan w którym tkwię można by nazwać śpiączką mózgu. Pierwszy raz w życiu tak się czuję i chyba nie umiem się w tym odnaleźć. Do tej pory byłam w biegu, osiągalam, inwestowałam w siebie. Teraz jestem po prostu mama. Tylko dlaczego czuję się jakbym chciała wrócić do biura po to żeby odpocząć? Nie spełniam się w tej roli. Inne kobiety się spełniają, ja nie.

Fizycznie jest coraz lepiej. Dostaję komplement od obcego mężczyzny na ulicy ‘Wyglądasz świetnie jak na mamę’. ‘Jak na mamę???’ Wyciągam kolczyki z szafy. Przyda się też nowa bluzka. Nie mam ochoty być  obrażana.

Nic mnie bardziej nie denerwuje niż wyobrażenia bezdzietnych kobiet o macierzyństwie. Nie mogę  tego po prostu słuchać. ‘Będę miała czwórkę dzieci, zawsze chcieliśmy mieć dużą rodzinę’ (Urodź jedno, pogadamy). ‘Wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Ojciec dziecka musi na równi opiekować się dzieckiem’ (Jasne, tylko z czegoś się trzeba utrzymać siedząc we dwojkę z dzieckiem w domu).  ‘Nie rozumiem dlaczego kobiety tak duzo przybierają w ciąży, przecież dziecko waży tylko 3 kilo. Ciąża to nie choroba, można przecież ćwiczyć, biegać (Tu komentarz nie jest potrzebny. Aktualnie jest w ósmym miesiącu ciąży i 30 minut zabiera jej wejście na trzecie piętro na opuchniętych nogach). I moje ulubione ‘Poród to naturalna rzecz, kobiety od tysięcy lat rodziły..’ – ale to już zazwyczaj panowie. Dla nich jest właśnie aparat tlenowy przed salą porodową. Pomaga w dojściu do siebie jak przychodzi pora na konfrontację teorii z rzeczywistością.

 

18 miesięcy póżniej.

Wciąż nie umiem wrócić do pracy zawodowej. Dziecko wypełnia mi każdą godzinę dnia. Jestem z niej bardzo dumna. Kiedy patrzę na nią to wiem, że było warto. Wszystko było warto przejść, byłoby warto nawet więcej. To sens, cel i największa wartość jaka może być. Nic nie może się równać z dzieckiem, z potencjałem jaki ma w sobie, z możliwością kształtowania człowieka i wydobywania z niego co najlepsze.

Chcę drugiego dziecka.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy