Reklama

Zakazana choroba

Pracująca mama na L-4 - na pewno udaje bo nie chce się jej pracować...

Pracująca mama na L-4 - na pewno udaje bo nie chce się jej pracować...

Jedną z chorób zakaźnych, którymi nasz rynek pracy zaraził się od rynków zachodnich, jest zakaz chorowania przez pracowników. Paradoksem jest to, że chory pracownik, który przychodzi do pracy i zaraża innych nie stanowi problemu; pomimo, że wydajność tych osób spada - nie wspominając już o tym, że ci inni też mają rodziny, które również narażone są na zarażenie. Problem natomiast stanowi pracownik, który korzysta ze zwolnienia lekarskiego. Wtedy dopiero zaczyna się robić ciekawie… Sama korzystam ze zwolnienia lekarskiego w sumie…hmm… nazbierało by się tego 2 tygodnie na cały rok. W większości przypadków jest to opieka na dzieci i to naprawdę w przypadkach ekstremalnych, tj. pobyt z dzieckiem w szpitalu, ospa itp. Niedawno zachorował mój starszy przedszkolak: zaczął gorączkować. Ironia losu chciała, że tego samego dnia ja również wróciłam z pracy z 39 stopniami gorączki. Następnego dnia rano udaliśmy się do pediatry: dostałam tydzień opieki na dziecko. Pech chciał, że tak jak zwykle gorączka przechodzi mi po jednym dniu, tak tym razem trzymała mnie od środy do poniedziałku – w między czasie odwiedziłam swojego lekarza bo temperatura nie spadała poniżej 39 stopni a do tego strasznie mięśnie bolały. Dostałam antybiotyk. To były naprawdę ciężkie dni bo mój synek wymagał szczególnej opieki – również był bardzo osłabiony, a ja średnio radziłam sobie sama ze sobą. W końcu, jeszcze nie do końca wyleczona wróciłam do pracy. Siekiera, która wisiała nade mną w powietrzu wyczuwalna była na kilometr; odpychające podejście współpracowników, obrażone miny, aluzje… w końcu szefowa wzięła mnie na słówko i wytłumaczyła, że „więcej osób z działu jest chorych ale my nie możemy sobie pozwalać na wolne przy takiej ilości pracy.” Parę dni później dowiedziałam się od osoby, z którą mam najlepsze relacje, że większość działu sądziła, że moja choroba była udawana a syn „mógł przecież zostać z babcią”. Fascynujące jest to, jak otoczenie zawodowe „troszczy się” o zdrowie współpracowników i jak doskonale wie jak zorganizować komuś życie – nieprawdaż? No cóż… Nie wzruszyłam się tym specjalnie bo doskonale wiem, że nie jestem kimś ważnym w tej firmie i że tak samo jak istniała ona beze mnie zanim tam się pojawiłam, tak samo poradzi sobie beze mnie jak pójdę na chorobowe. Pracodawcę nie interesuje to, jak ja się czuję – tylko to, ile jest zrobione. Jeśli zatem sama o siebie nie zadbam – to z pewnością nikt inny za mnie tego nie zrobi. Jako, że swoje obowiązki wykonuję naprawdę bardzo starannie i wydaje mi się, że jestem dobrym pracownikiem (co potwierdzają oceny pracownicze) więc raczej nie martwię się tym, że z powodu tygodniowego L-4 ktoś mógłby mnie zwolnić – rekrutacja nowego pracownika też sporo kosztuje, a nigdy nie wiedzą ile to potrwa i na kogo trafią. 
Problem zakazanej choroby dotyka pracujące mamy również w innym wymiarze. Chodzi mi o chorobę dzieci. Większość swoich przeziębień i niegroźnych chorób moje dzieciaki spędzają u babci. Ja natomiast w pracy zastanawiam się, czy im się nie pogorszyło, jak one się czują, czy na pewno wszystko ok., a może powinnam do nich pojechać… Dla mnie każda choroba dziecka jest ogromnym źródłem stresu i … zmęczenia. W firmie pędzę z robotą „na złamanie karku” żeby tylko móc po tych 8 godzinach wyjść do domu. Czasem wybieram nadgodziny, żeby być wcześniej; czasem przyjeżdżam na godzinę 6-tą rano, żeby móc wcześniej wyjść. Zresztą chyba każda pracująca mama zna ten temat: gonitwa między domem, pracą, lekarzami, aptekami… i to wszystko z duszą na ramieniu, czy na pewno zrobiłam wszystko, żeby dzieciaczkowi pomóc. Nie każda z nas jednak może zostawić chore dzieci u babci. Niektóre babcie przecież też pracują zawodowo, inne są chore, jeszcze innych już niestety nie ma. Wtedy taka mama musi zostać z dzieckiem w domu. I nie wiem co stało się z ludźmi, czy może świat stanął na głowie, żeby nie rozumieć tego, że najlepiej dla dziecka jest, żeby podczas choroby była przy nim właśnie mama!! Nie rozumiem dlaczego firmy nie chcą zatrudniać młodych mam bo „będą często korzystać z L-4” . Przecież firma jest instytucją, gospodarstwem, podmiotem, formą prawną – a jej pracownicy to ludzie. Czy pojęcie przedmiotowe takie jak „firma” znaczy dziś więcej niż słowo „człowiek”? Mama to osoba odpowiedzialna przede wszystkim za życie, które wydała na ten świat! Zgoda – pracodawca odpowiada za ciągłość i płynność interesów firmy bo to jest podstawą jej jestestwa na rynku. Zależy nam na tym, żeby firmy dobrze prosperowały bo dzięki temu możemy w nich pracować. Ale to na pracodawcy spoczywa odpowiedzialność takiej organizacji pracy aby móc zapewnić zastępstwa. Jeśli nie będzie się zatrudniać mam, to nie będą one miały pieniędzy na produkty wytwarzane przez te właśnie firmy, a skoro nie będzie popytu to i firma na zyski nie ma co liczyć. Tymczasem młode mamy naprawdę są silne i potrafią wiele. Nie zrozumie tego nikt, kto przez kilka miesięcy nie przespał ani jednej nocy bo dziecko ząbkowało; trzeba było je nosić (a kręgosłup boli), śpiewać mu, karmić, zmieniać pieluszki, smarować dziąsełka żelem przeciwbólowym a na sam koniec…. o szóstej wstać do pracy. Znam wiele pracujących mam i żadna z nich nie jest z powodu takich nocy opryskliwa dla klientów czy marudna dla koleżanek. Pracujące mamy naprawdę są wyjątkowymi i niesamowitymi kobietami!

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy