Reklama

Pokątne wyznania łowcy Lachonów

Lubię duże miasta, bo to właśnie tam mieszkają Lachony - z samej zasady byty obce i nieoswojone. Istnieją gdzieś blisko lecz po drugiej stronie, posługują się modą, tak jak kokota szminką, mamią nią, oszukują, grają pozorami, ale przede wszystkim... zachwycają, bo spotkanie z Lachonem to przeżycie estetyczne.

Lubię duże miasta, bo to właśnie tam mieszkają Lachony - z samej zasady byty obce i nieoswojone. Istnieją gdzieś blisko lecz po drugiej stronie, posługują się modą, tak jak kokota szminką, mamią nią, oszukują, grają pozorami, ale przede wszystkim... zachwycają, bo spotkanie z Lachonem to przeżycie estetyczne.

 

Duże aglomeracje na co dzień zapewniają mi  podyktowane modą – piekielną układanką, w której nie ma odpowiedzi jedynie dobrych lub jedynie złych – fantazmatyczne widowisko, gdzie jak w kalejdoskopie w malownicze konstelacje układa się feeria barw, geometria bądź asymetria wzorów, nieoczekiwane zestawienia materiałów i faktur, czy bogactwo dodatków. Wszystko podyktowane ulotnym kaprysem projektantów, którzy usiłują utrzymać się w wirażach  szalonej spirali nowych trendów.

Efemeryczność lachońskich kreacji to współczesne vanitas vanitatum, uderza rozrzutność, zawierająca się w sezonowości fatałaszków, które już za kilka miesięcy przestaną być en vogue i pójdą w odstawkę. Ale przecież historia mody to dzieje zapierającego dech zbytku od samego początku jedną z jej społecznych funkcji było wykluczenie. Niegdyś barometr statusu i prestiżu, dziś moda znacznie się zdemokratyzowała i zuniformizowała, i chociaż wciąż możliwa, taksacja kogoś na podstawie ubioru stała się znacznie trudniejsza, tym bardziej, że dla zlachoniałych do rdzenia liczy się przede wszystkim wygląd, a nie logo producenta na metce.

Reklama

Granica bycia Lachonem jest umowna, bardziej niż z sylwetką, czy wiekiem wiąże się z wewnętrznym modowym imperatywem, który zapewnia spójność i dopasowanie stylu do jednostki niezależnie od tego, czy wybór będzie wpisywał się w mainstream, czy też nie. Wyfraczony lachon magnetyzuje - to źródło estetycznej przyjemności, patrzę, nasycam się i chłonę integralność stylu z pojedynczym egzemplarzem tak samo jak doceniam fakturę obrazu w paryskim muzeum.

I czasem chciałabym tylko żeby jakiś inny łowca lachonów patrząc na mnie pokiwał głową z aprobatą.

Tymczasem, Drogie Moje Lachony – do zobaczenia!

Łowca

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy