Reklama

Soldy, soldy i po soldach

Dior, Channel, Yves Saint-Laurent, Vuitton przywodzą na myśl nie tylko haute couture, mityczny francuski szyk i elegancję, ale również legendarne zachodnie przeceny, na wieść o których blednie niewieście lico.

Dior, Channel, Yves Saint-Laurent, Vuitton przywodzą na myśl nie tylko haute couture, mityczny francuski szyk i elegancję, ale również legendarne zachodnie przeceny, na wieść o których blednie niewieście lico.

Runda I

Obcokrajowca we Francji może zaskoczyć wysoki stopień uporządkowania w wielu kwestiach - dotyczy to np. soldów, które trwają dokładnie cztery tygodnie i ani dnia dłużej. W tym roku zaczęło się niepozornie, bo długo wyczekiwany dzień wypadł w środę. Naiwny jest jednak ten kto sądzi, że wpłynęło to na liczbę odwiedzających – Francuzi specjalnie brali urlop, aby móc uczestniczyć w zakupowym szaleństwie. W sklepach i butikach sceny z Piekła Dantego przeplatały się z ujęciami z filmu Striptiz z Demi Moore. Jednak podłoże szoku było inne: część francuskich sieciówek zastosowała dokładnie ten sam fortel co u nas – uprzednie wywindowanie cen, a później ich wirtualna obniżka i koniec końców okazało się, że ten żółty kubraczek był tańszy w Polsce jeszcze w grudniu! Co za oszustwo, co za rozczarowanie!

Reklama

 

Runda II

Wtajemniczeni w reguły gry spokojnie czekali na…kolejne przeceny, które w końcu faktycznie doprowadziły do obniżenia ceny towarów (i tak już przebranych, ponieważ napis SOLDES na sklepowej witrynie ma właściwości niemalże magiczne).

 

Runda III

To już prawie koniec, wytrwałym uda się jeszcze wyszperać pojedyncze przecenione sztuki ukryte w ciemnych kątach butików, w których królują już najświeższe trendy wiosenne.

 

W Heksagonie udany zakup to jednak zaledwie część sukcesu, ponieważ ważne jest nie tylko CO się nosi, ale JAK się to nosi. Gombrowicz nie odkrył Ameryki pisząc w swoich Dziennikach: „Nam dotąd kobietę (z grubsza i nieco symbolicznie wyrażając się) narzucał Paryż. (…) Venus francuska to nie naga dziewczyna, ale Madame z pieprzykiem i fort distinguée”. Dzisiaj nie chodzi już o markę, czy krój, ale o nonszalancję, pytanie tylko naturalną, czy wypracowaną? Chociaż francuska Venus częściej ubiera się w Zarze niż u Chanel, czy w Galerie Lafayette, to mało prawdopodobne jest, że słysząc komplement odpowie nam coś w rodzaju ‘Ma chère, ta sukienka to stara szmata, ale już nie miałam co na siebie włożyć’. Odrobinę narcyzmu drogie Panie.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy