Reklama

Jolka, Jolka...

Mijana dziś na jednej z krakowskich ulic dziewczyna, niewątpliwie zafascynowana wyglądem i stylem pewnej pani z Piotrkowa Trybunalskiego, stała się przyczyną mojej krótkiej refleksji. Refleksja ta dotyczyła fenomenu Jolanty Rutowicz, który jakiś czas temu zawładnął naszym krajem..  Otóż ta dwudziestokilkuletnia posiadaczka niezwykle gustownej całorocznej opalenizny niemalże przebojem wdarła się do świata polskich gwiazd i celebrytów. Swą burzliwą medialną karierę rozpoczęła w reality show „Big Brother”, który był emitowany przez jeden z powszechnie dostępnych kanałów. Czym Jolanta Rutowicz wsławiła się w tym jakże popularnym programie? Co tak silnie podziałało na polskich telewidzów, iż postanowili oni wytypować ją na zwyciężczynię show i nagrodzić całkiem przyzwoitą kwotą pieniędzy? Jakimi walorami intelektualnymi wykazała się ta niezwykła kobieta? A może to nie intelekt wziął górę, lecz walory estetyczne, wypływające z niezwykłej urody Jolanty? A może na polskich widzów najbardziej podziałał gadżet, z którym Jolanta nigdy się nie rozstaje, i z którym rzekomo rozmawia, czyli wielki pluszowy jednorożec?

Reklama

Niezależnie od przyczyny popularności tej kobiety, nie podlega wątpliwości fakt, iż Jolanta stała się obiektem uwielbienia licznych nastolatek, a także jedną z ulubionych „gwiazd” naszych serwisów plotkarskich. Jak pokazały kolejne wydarzenia Jolantą Rutowicz zainteresowały  się nie tylko fani, ale również telewizja publiczna. Otóż Jolanta została zaangażowana do kolejnego show, tym razem emitowanego przez TVP 2. I tutaj nasuwa się pytanie, co skłoniło osoby odpowiedzialne za ten program do podpisania kontraktu z „kobietą-koniem”, bo właśnie tak określano Jolanta Rutowicz. Odpowiedzi nasuwa się kilka. Po pierwsze, czy współpracować z TVP chcą tylko „gwiazdeczki” na miarę panny Rutowicz? A może Zarząd telewizji publicznej liczył na podniesienie oglądalności programu poprzez zaangażowanie „zjawiskowej” Jolanty, idącej jak burza przez polski show-biznes. A może TVP doskonale zdawało sobie sprawę z żenująco niskiego poziomu intelektualnego i kulturalnego owej pani, i właśnie to miało być magnesem dla polskich telewidzów. Jeśli właśnie ta odpowiedź jest prawidłowa to jasno wynika z niej, iż polskie społeczeństwo staje się coraz mniej wybredne, a wymagania, co do ramówki telewizyjnej drastycznie zmniejszają się. Niestety plan TVP2 nie wypalił – Jolanta Rutowicz została zdyskwalifikowana w jednym z pierwszych odcinków.

            Zwolennicy zjawiska, bo myślę, iż tak można określić panią Rutowicz, powiedzą, że jest ona niezwykle barwnym akcentem na w naszym świecie show-biznesu, do pory opanowanym przez królową Dodę. Barwnym może i jest, zważywszy na kilkucentymetrowe różowo-czarne tipsy, doczepiane różowe pasemka oraz różowy błyszczyk, z którym nasza celebrity nie rozstaje się. Ale czy to wszystko ma aż taką siłę przyciągania? Być może J. Rutowicz to odbicie naszego społeczeństwa, z niemalże zerowym poziomem intelektualnym, nastawionym na konsumpcję i komercję. A może wręcz przeciwnie – nasz społeczeństwo świetnie bawi się kosztem „odkrycia sezonu”, które nie potrafi poprawnie zbudować zdania w języku polskim, a poziom wiedzy ogólnej jest równy niemalże zeru.

            Na szczęście, bo chyba tak możemy powiedzieć, zainteresowanie telewizji, a co za tym idzie szerszej publiczności naszą celebrytką, znacznie spadło w ostatnim czasie. Dzięki temu oczy i uszy nieco wybredniejszych widzów nie są już tak często maltretowane jej widokiem i wypowiedziami

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy