Reklama

Dziennik księgowej: Podaruj spacer – to nic nie kosztuje…

Mam na imię Basia. Jestem główną księgową w firmie IT, prowadzę także własne biuro rachunkowe. Pracuję dużo i często. Równie często bywam zmęczona. Staram się korzystać z wolnego czasu, aby wypocząć. Czasem po prostu przed TV, czasem na rowerze. Mam kota. Kocham zwierzęta. Ale nigdy wcześniej nie angażowałam się w sposób szczególny w pomoc im. Pewnego dnia to się jednak zmieniło.

Mam na imię Basia. Jestem główną księgową w firmie IT, prowadzę także własne biuro rachunkowe. Pracuję dużo i często. Równie często bywam zmęczona. Staram się korzystać z wolnego czasu, aby wypocząć. Czasem po prostu przed TV, czasem na rowerze. Mam kota. Kocham zwierzęta. Ale nigdy wcześniej nie angażowałam się w sposób szczególny w pomoc im. Pewnego dnia to się jednak zmieniło.

Moja przyjaciółka, zwana przez znajomych Irką, ma w swoim życiu pewną misję – niesienie pomocy (w dowolnej formie) zwierzakom. Nie byłam więc specjalnie zaskoczona, gdy pewnego dnia spytała mnie, czy nie chciałabym zabrać się z nią i kilkoma innymi osobami do schroniska w Celestynowie, aby wyprowadzić psy na spacer. Znamy się nie od dziś, toteż dyplomatycznie (żeby mnie przedwcześnie nie zniechęcić) nie wspomniała o tym, że spacer łączy się ze wstaniem w sobotę o świcie.

Mimo to zgodziłam się. W piątkowy wieczór Irka zasypała mnie radem SMS-ów z instrukcjami: zabierz jakieś rękawiczki, bo niektóre psiaki bardzo ciągną na smyczy, długie spodnie i bluzę z długim rękawem, tylko nie za ciepłą, bo dzień ma być słoneczny, jakąś czapkę na głowę i coś na komary, ale najważniejsze: kup i pokrój na drobne kawałki parówki, którymi będziesz karmiła psy na spacerze, żeby je do siebie przekonać i przy okazji dokarmić.

Reklama

Przygotowałam co trzeba i postanowiłam się wcześniej położyć, aby następnego dnia być wypoczęta. Ale z tych emocji chyba bardzo długo nie mogłam zasnąć. Obudziłam się po pięciu godzinach – psiocząc pod nosem, że przy wolnej sobocie na własne życzenie zrywam się bladym świtem… Podjechałam do Irki, u której umówiłyśmy się z resztą towarzystwa (Pauliną, Patrycją i Grzesiem). Po drodze zabrałyśmy jeszcze od znajomego Irki rzeczy dla schroniska (koce, prześcieradła, narzuty, garnki itp.). Do schroniska dotarłyśmy około 9. Gdy wysiadłam z samochodu, moje zmysły zaatakowane zostały przez różne bodźce: uszy musiały przyzwyczaić się do zgiełku, nos do zapachów… Powoli zaczęli zjeżdżać się pozostali wolontariusze. Ponieważ byłam nowa, grzecznie czekałam na instrukcje.

Miłka

To pierwsza psina, która została mi przydzielona na sobotni spacer. Wolontariuszka, która przyprowadziła Miłkę, w kilku słowach przekazała mi instrukcje: nie będzie z nią żadnych problemów, spacer powinien trwać około 30 minut, przed przyprowadzeniem Miłki z powrotem mam się upewnić, czy przed wejściem do schroniska nie ma żadnych innych psów, które mogłyby być dla niej zagrożeniem, np. wiążącym się z pogryzieniem.

Szalenie spokojna, wycofana, zagubiona. Przez chwilę zastanawiałam się, co jest z nią nie tak. Gdy zajrzałam w jej oczy, doznałam olśnienia – była smutna. Miłka okazała się bardzo ułożoną psiną. Szła przy nodze, pilnowała się mnie jako osoby, która ją prowadziła, ale jednocześnie nie chciała zjeść parówki, którą próbowałam ją nakarmić.

Potrzebowała chwili żeby mi zaufać. Miłka należy do tego typu psów, które absolutnie nie odnajdują się w schroniskowych realiach. Została moją ulubienicą. Przy każdej możliwej okazji reklamowałam ją przed osobami, które były zainteresowane adopcją. Przy kolejnych wizytach poznawała mnie i reagowała na moją obecność. Stała się główną bohaterką filmiku nakręconego przez Irkę „Miłka – najsmutniejsze oczy schroniska”. Dzięki temu Miłka została zaadoptowana przez pewną rodzinkę i zabrana ze schroniska. Pożegnałam się z nią, tłumiąc w sobie sprzeczne uczucia: z jednej strony była radość, że Miłka wreszcie znalazła swój dom – swoją rodzinę, z drugiej strony pojawił się smutek… Zawsze będę szukała jej pyska patrzącego na mnie z boksu nr 44 – moje serce zrobiło zdjęcie.

Dama

Mała jamniczka, którą próbowałam socjalizować – choć to chyba zbyt duże słowo. Minęła długa chwila, zanim pozwoliła mi się w ogóle wziąć na kolana. Dama była tak spięta tym faktem, że prawie nie oddychała. Co takiego musiało ją spotkać ze strony człowieka, że tak strasznie się go boi?

Po pół godzinie głaskania i mówienia spokojnym głosem Dama zebrała się na odwagę – żeby uciec z moich kolan… Potrzebuje rodziny, która okaże jej bardzo wiele cierpliwości i ciepła, a do tego czasu postaram się poświęcać jej troszkę czasu podczas kolejnych wizyt.

Strach Damy na żywo: http://www.youtube.com/watch?v=pbx3zWPfA0k&feature=g-all-u

Leżak

Leżaka poznałam w tę sobotę, w którą Miłka znalazła nową rodzinę – może właśnie dlatego stał się moim kolejnym ulubieńcem? Po wyprowadzeniu z boksu od razu przewrócił się na grzbiet i leżał w bezruchu odsłaniając brzuch – w geście całkowitego poddania. Grzesiek wziął go na ręce i przeniósł za szlaban – w stronę lasu, jak najdalej od schroniska. Po postawieniu na ziemię Leżak znów się przewrócił na grzbiet – ale jadł parówki, które podsuwałam mu pod pyszczek. Po długich namowach i przekupieniu kilkoma parówkami wstał i zrobił kilka kroków.

Za chwilę znów leżał – oczywiście nie miało dla niego żadnego znaczenia, czy robi to na piasku, czy też w kałuży, która akurat się trafiła na ścieżce spaceru. Kąpiel Leżaka w kałuży niezbyt optymistycznie nastroiła Grzesia, któremu stanęła przed oczami wizja niesienia go na rękach do schroniska. Za każdym razem, gdy Leżak wstawał, zrywał się do biegu, ale jak naprężył smycz, to znów padał na plecy. Jeszcze wiele razy podczas tego spaceru powtórzyliśmy schemat: bieg, padanie na grzbiet, głaskanie i namawianie. To był chyba pierwszy kontakt Leżaka ze smyczą i nie bardzo wiedział, jak powinien się w takiej sytuacji zachować. Zafundował nam bardzo aktywny spacer…

W boksie – przesympatyczny, pełen energii i „szczeniackiej” fantazji. Łasi się do człowieka i bawi w podgryzanie. Zobaczę się z nim znów za tydzień. Leżak na żywo: http://www.youtube.com/watch?v=qJMh2ZK2vkU&feature=g-all-u

Te zwierzaki zrobiły na mnie szczególne wrażenie – dzięki nim zyskałam pewność, że obecność wolontariuszy ma faktyczny wpływ na kondycję zwierząt w schronisku, że liczy się każdy gest, który pozwoli odbudować ich zaufanie do człowieka.

Chodźmy pospacerować

Może ktoś z Was myśli o posiadaniu psiaka? A może chciałby trochę pospacerować i poczuć tę niesamowitą pozytywną energię płynącą z realnej, bardzo widoczne pomocy zwierzętom? „Podaruj spacer – to nic nie kosztuje” to akcja pomocy zwierzętom organizowana przez wolontariuszy ze schroniska w Celestynowie, mająca na celu popularyzację wyprowadzania na spacery schroniskowych psów. Aby wychodzić na spacery z psami schroniskowymi, nie trzeba być specjalistą. Wystarczy dobre nastawienie do psów i czas. Spacery organizowane są w każdą sobotę między godziną 9.00 a 14.00 (w godzinach pracy schroniska). Wyjście z psem do lasu trwa od 30 minut do godziny – co zależy od liczby psów do wyprowadzania i liczby spacerujących wolontariuszy. A chcemy, aby jak najwięcej psów mogło wyjść tego dnia poza kraty schroniska. Dla nich to naprawdę ważne chwile w życiu.

Więcej szczegółów na poniższej stronie: http://www.adoptuj.waw.pl/o-akcji/podaruj-spacer-to-nic-nie-kosztuje.html

Co można jeszcze zrobić?

Jeśli nie możecie adoptować, spacerować, zawsze znajdzie się sposób by pomagać zwierzętom. Zawsze potrzebne jest m.in. robienie ogłoszeń zwierzaków w internecie, wsparcie w projektowaniu graficznym (ulotki, plakaty itp.), a także przy innych pracach związanych z działalnością marketingową wolontariuszy.

Zawsze można pomóc w transporcie – podopiecznych schroniska czy darów. Zachęcam do udostępniania swoim znajomym informacji o zwierzętach oraz akacjach wolontariuszy. Jest wiele możliwości wspierania. Aby dowiedzieć się więcej, piszcie do koordynatora wolontariuszy w Celestynowie Karoliny Pawelczyk karolina.pawelczyk@centertel.pl bądź pytajcie na www.facebook.com/SchroniskoCelestynow.

P.S. Jeśli ktoś z Was ma zbędne ręczniki, koce, kołdry (nie puchowe), zabawki, miski, smakołyki, żwirki dla kotów, karmę, a nawet materiały budowlane (np. styropian, ondulina) to zachęcam do zawiezienia do schroniska.

Do zobaczenia w Celestynowie?

Basia Kwiatkowska Wolontariuszka




Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama