Reklama

Upokorzenie w cenie

Programy telewizyjne o metamorfozach robią prawdziwą furorę. "Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało takie jak dawniej"- pisał Paulo Coelho.

 Programy telewizyjne o  metamorfozach robią prawdziwą furorę. 
"Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało takie jak dawniej"- pisał Paulo Coelho.

"Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało takie jak dawniej"- pisał Paulo Coelho. Programy telewizyjne o metamorfozach robią prawdziwą furorę. Uczestniczki obnażają się ze swoich słabości, wylewają hektolitry łez. Demonstrując swoją rozpacz, często tracą resztki honoru. A my na to patrzymy i to z wielkim zainteresowaniem. Co sprawia, że sceny nieudolnych walk ze swoim ciałem przykuwają naszą uwagę?

W założeniu takie programy mają pomagać, być antidotum na brak pewności siebie. Nie tyle zmieniają życie kobiet, ale kreują całkiem nowe.  Zagubione kobiety na oczach milionów widzów odkrywają przed światem wszystkie swoje niedoskonałości. Bo fałdka tłuszczu może stać się przyczyną depresji, problemów ze znalezieniem pracy, samotności.  Małe problemy urastają do rangi wielkich.  Niestety w  takich programach wszelkie kompleksy nie zostają zatuszowane, ale.. boleśnie wytknięte. Twórcy programów stawiają na dobre widowisko.  Wysoką oglądalność przedkłada się ponad przyszłe losy uczestniczek.

Reklama

 

 

LUSTRZANE ODBICIE  LUB  POCIESZENIE

 

 

Rozebrane przed kamerami kobiety, płaczące na swój widok  nie dziwią już nikogo. To zjawisko stało się dla nas zupełnie normalne. To chleb powszedni i to serwowany na śniadanie, obiad i kolację. Skąd fenomen tych programów?  Oglądając kobiety poddające się  totalnej  metamorfozie myślimy sobie - „ może nie jest z nami tak źle- są grubsze, brzydsze, słabsze, mają więcej cellulitu”.  To pocieszające, więc czujemy ulgę. Chcemy jednak wiedzieć, co jeszcze możemy zrobić, żeby czuć się lepiej. Chcemy się uczyć, ale… na cudzych błędach.  Bo po co my mamy się ośmieszać, jeśli mogą to za nas zrobić inni?

 

 

Nagle każda z nas  staje się specjalistką od wizerunku. Wydaje nam się, że my wszystko wiemy, znamy się na modzie, a dobranie idealnego fasonu sukienki okazuje się banalnie proste.  Siedząc przed telewizorem mamy w pewnym sensie przewagę. Nas nikt nie będzie oceniał. Ale my innych tak. Lubimy to. Najbardziej podoba się nam,  że przez cały czas zachowujemy dystans.

 

 

Ale może być odwrotnie.  Utożsamiamy się z bohaterkami i z zapartym tchem przysłuchujemy się  poradom, jakie są im udzielane. Szukamy inspiracji. Czujemy, że mamy podobne problemy, co bohaterki programu, ale jesteśmy w komfortowej sytuacji- jesteśmy tylko obserwatorami i nie musimy wcale do tego przyznawać. Prawdopodobnie nieliczne z nas miałyby odwagę, aby skonfrontować publicznie nasze wyobrażenia o sobie z krytyką obcych nam ludzi. Uczestniczki- mimo, że często tak słabe psychicznie- mają w sobie siłę, żeby zmierzyć się publicznie ze swoim ciałem.

 

 

MACIERZYŃSTWO ZABIJA 

 

 

Wysłuchujemy tysiące smutnych, dramatycznych wręcz historii.  Pokrzywdzone przez los, nieszczęśliwe, zaniedbane, uwięzione w swoim ciele. Co druga kobieta jest na skraju wyczerpania, bo została matką, wychowuje dzieci i  rzadko może liczyć na pomoc męża. Zmęczona twarz, a na niej wyryty napis ”mamuśka”, „kura domowa”,  „matka Polka”. Takie sformułowania padają notorycznie.   Jaki z tego wniosek? „Kobieto, broń się przed byciem matką, nie daj się, bo skończysz bardzo źle! Nie będziesz miała szansy żeby wyjść z tego dołka, jakim jest macierzyństwo!”- Właśnie taki obraz przedstawia nam telewizja i w taki sposób zaczynamy oceniać rzeczywistość. Często podświadomie. Mąż mówi: „Żona się bardzo zaniedbała, odkąd urodziła dzieci” .  Mówi to z lekkim uśmiechem na twarzy.  Aż chce się go zapytać:  „A może to przez ciebie”?  Często komentują: „Dla mnie żona była zawsze piękna, nie musiała się zmieniać, ale teraz jest jeszcze piękniejsza”. Czyżby? To dlaczego jej tego nie okazywał, dlaczego ona nie wiedziała do tej pory, że jest wyjątkowa?

 

 

SUPERMARKET TO NIE SALA BALOWA

 

 

Rozróżnijmy dwie rzeczy- to jak, wyglądamy na co dzień wychodząc z domu po bułki do sklepu, a to, ile wysiłku wkładamy w nasz wygląd wychodząc na uroczystą kolację, wielki bal.  Styliści łapią na ulicy przeciętnie ubraną dziewczynę. Nie zawsze mamy ochotę i czas na to, żeby skomponować strój, który zachwyci wszystkich dookoła. Czasem mamy na wyjście pięć minut. Jest tylko  jeden problem. Nie można oceniać czyjegoś stylu, po jednej przypadkowej stylizacji. Każdy ma prawo do „słabszego dnia”.  Każdy ma prawo do błędu.

 

 

Nie dajmy się zwariować. Kobiety wyciągają wnioski: „Żeby zmieniło się całe twoje życie wystarczy , że założysz wieczorową sukienkę, zrobisz wyrazisty makijaż i włożysz szpilki      ( nie szkodzi, że zrobisz w nich maksymalnie pięć kroków)” . W ten sposób schowasz się pod osłoną zupełnie innej kobiety- takiej, którą zaakceptują inni. Zabawmy się w kobietę sukcesu, seksbombę, bizneswoman… Często słyszymy: „Chcesz awansować, ubieraj się tak jak byś już był na stanowisku, do którego pretendujesz”. Jest dużo prawdy w tym stwierdzeniu,  ale trzeba umieć właściwie go interpretować.

 

 

 Media kreują wizerunek wiecznie młodej, zgrabnej, posągowo pięknej kobiety. Presja ta bywa często przyczyną wielu problemów takich, jak anoreksja. To przykład na, to jak dążenie do ideału za wszelką cenę bywa niebezpieczne, a czasem dosłownie… śmiertelnie niebezpieczne.

 

 

ŚMIECH PRZEZ ŁZY

 

 

Te kobiety uśmiechają się, ale tak naprawdę wiedzą, że wykreowany wizerunek do nich nie pasuje.  Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda wspaniale.  Kobiety w czasie nagrania programu faktycznie może czują się choć trochę szczęśliwsze, mają poczucie ze ktoś się o nie troszczy bardziej niż kiedykolwiek i nigdy tak dobrze nie wyglądały.  Co się dzieje z takimi kobietami rok, dwa po programie? Nagle czar pryska…kobieta zostaje ze swoimi problemami, ze swoim mężem alkoholikiem, dalej nie potrafi się ubrać, nikt już dawno nie powiedział jej: „Jesteś piękna”.  Wszystko wraca do porządku dziennego.  

 

 

Media wpajają nam zasadę, że można być akceptowalnym przez środowisko tylko wtedy jeśli zrobisz lifting twarzy, powiększysz biust, poprawisz nos, usta, zlikwidujesz fałdy tłuszczu, wybielisz zęby… po prostu zmienisz  w sobie…wszystko. Co myśli o sobie taka osoba? Nie ma we mnie ani skrawka ciała, które byłoby ładne. Kim jestem, co mam myśleć o sobie i o swoim dotychczasowym życiu, czy w ogóle mam prawo żyć? Albo- czy naprawdę jest ze mną aż tak źle? To znaczy, że żyłam w nieświadomości tyle lat.  Może lepiej byłoby nie wiedzieć.  Najważniejsze jest to, jak wyglądasz, musisz być perfekcyjna, bo inaczej jesteś do niczego.  Co innego wymienić garderobę, a co innego wszystkie części…naszego ciała. O operacji plastycznej zaczęliśmy mówić „zabieg”, na botoks chodzi się w przerwie na lunch. Poprawianie urody, to przecież dzisiaj nic złego. Mało tego- stało się bardzo modne.

 

 

Wszystkie programy teoretycznie mają na celu pomóc kobietom, wzmocnić ich poczucie własnej wartości, zmienić to, z czego nie są zadowolone. To oczywiste. Ale paradoksalnie unieszczęśliwiają zarówno uczestniczki, jak i kobiety przed telewizorami. Potwierdzają bowiem teorię, że wygląd jest w życiu najważniejszy, z co za tym idzie „jeśli zmienisz swój wygląd, zmieni się twoje życie- i to niemalże automatycznie”.

 Kinga Kowal

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama