Reklama

Konkurs Pewnego dnia

Dzień zapowiadał się spokojnie, smażyłam jajecznicę dla ukochanego. Cholesterol mu szkodzi, ale z drugiej strony po jajkach ma takie lśniące włosy, więc raz na jakiś czas sprawiam mu tę przyjemność. Właśnie dorzucałam siekany szczypiorek, kiedy zadzwonił telefon, na wyświetlaczu zobaczyłam numer szefa

-Amber na skraju lasu wściekły wilkołak zaatakował kobietę, chciałbym żebyś zajęła się tym

-Rozumiem, mam zabić czy tylko schwytać i doprowadzić do bazy?

-prawdź w jakim jest stanie,wtedy podejmiemy decyzję

Odłożyłam telefon, przełożyłam jajka na talerz, zaniosłam do sypialni i postawiłam na nocnym stoliku, mając nadzieję, że aromat mojego dzieła pobudzi Maxa do życia. Przebrałam się w spodnie i skórzaną kurtkę, zabrałam pistolet ze srebrnymi kulami, drugi ze środkiem usypiającym. Zastanawiałam się nad kuszą, ale stwierdziłam, że tylko się nadźwigam a wilkołakowi i tak takim sprzętem większej krzywdy nie zrobię. Wsiadłam na motor i skierowałam się w stronę lasu. Po dotarci na miejsce zrobiłam rozeznanie terenu. Skraj lasu był czysty, musiałam wejść głębiej. Przedzierając się między drzewami po kilkudziesięciu minutach ujrzałam obiekt mojego zainteresowania. Siedział pod sosną i płakał. Uznałam, że trochę to dziwne, ale w naszym świecie wszystko jest możliwe, podeszłam bliżej i mało nie padłam , wilkołak czytał Harlequina, mało tego gdyby nie futro, to jestem pewna, że ujrzałabym wypieki na jego pysku. O Matko !, co ja mam robić pierwszy raz w życiu doznałam chwilowego paraliżu i otępienia umysłowego. Przerażający stwór wyglądał niczym pensjonarka, która dorwała się do zakazanej lektury, nie wydawał się groźny,wręcz przeciwnie miałam ochotę go przytulić, a na pewno nie zabić. Niewiele myśląc zawołałam

Reklama

-Kici, kici, kici

Podniósł zapłakane oczy i zerknął w moją stronę, otworzył paszę i zawył jakby mu serce pękało. Pierwszy raz w życiu słyszałam tak przeraźliwy i nasycony bólem krzyk. Już miałam gotować się do skoku, kiedy wilkołak zaniósł się płaczem, zaczął chlipać i miał problemy ze złapaniem powietrza. To sprawiło, że porzuciłam resztki instynktu samozachowawczego i podeszłam bliżej, a on ku mojemu zdziwieniu owinął się wokół mojej lewej nogi i wychrypiał

-Bernadet, wróciłaś

Czułam się niekomfortowo, tysiące myśli przebiegało mi przez głowę, do cholery kto to jest Bernadet i czemu te osobnik przytwierdził się do mojej nogi. O co chodzi ?, a już zagadka Harlequina przekroczyła zdolności mojego rozumowania. Może jest chory, bo cała ta sytuacja wskazywała, że bliżej mu do nienormalnego, niż groźnego i czemu zaatakował kobietę? Spróbowałam odsunąć go delikatnie, ale przywar jak rzep do psiego ogona. Sytuacja mnie zaskoczyła, pierwszy raz w życiu nie wiedziałam, co robić, przecież go nie zabiję

 -Kici,kici kto to jest Bernadet ?

-Moja ukochana, nie mogła być z Alfredem, bo jest żonaty i postanowiła rozpocząć życie w głuszy, w tej książce wszytko jest napisane, a ja wiem jaka jest wspaniała i czekam tu na nią

-Czy wcześniej już tu była ?

-Tak zobaczyłam ją na skraju lasu, chciałem zatańczyć, zawyłem na jej widok z radości, a kiedy wziąłem ją w objęcia, kopnęła mnie i z krzykiem uciekła

 I wszytko jasne, wilkołaczy amant, pod wpływem książki, z gatunku ogrody miłości poczuł zew ale nie księżyca tylko uczucia, zapominając o różnicach między gatunkowych. Nic dziwnego, że przerażona kobieta zgłosiła sprawę i zwiała z krzykiem. Zalotnik chciał od razu przejść do trzeciej bazy, ale na skróty się nie dało. Zadzwoniłam do szefa, zrelacjonowałam sprawę i dostałam pozwolenie na odstawienie wilkołaka do weterynarza, żeby go obejrzał. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Romeo był gotowy do współpracy, ale na pasażera motocyklu raczej się nie nadawał, taksówka też odpadała, bo na Yorka raczej nie wyglądał. Nie pozostawało mi nic innego jak piesza wycieczka. Szliśmy ponad godzinę, wilkołak opowiadał jak znalazł w lesie książkę i odkrył magię czytania, niestety nie było nikogo, kto by mu uświadomił, że wyobraźnia to cudowne narzędzie, ale niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Nie potrafiłam mu jednak powiedzieć, że Bernadet nie istnieje i nigdy jej nie spotka. Doprowadziłam wilkołaka pod wskazane adres, okazało się że ma depresję wywołaną złym doborem literatury. Zmęczona wróciłam do domu, marzyłam o kąpieli i ciepłym łóżku. Mój ukochany przygotował kolację, jagnięcinę z warzywami i niespodziewany prezent, a kiedy go odpakowałam miałam ochotę zabijać, czułam jak moja ręka odruchowo sięga po broń w paczuszce znajdował się książka „Bernadet”.

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy