Reklama

Młodociane Lolitki

Zbliżający się w sposób nieunikniony, nowy rok szkolny spowodował większe zainteresowanie się młodzieżą i jej problemami. Z całej sterty, prozaicznie bogatych w treści pedagogiczne, artykułów, moją uwagę przykuł jeden: „Wysyp młodocianych lolitek”.

Zbliżający się w sposób nieunikniony, nowy rok szkolny spowodował większe zainteresowanie się młodzieżą i jej problemami.  Z całej sterty, prozaicznie bogatych w treści pedagogiczne, artykułów, moją uwagę przykuł jeden: „Wysyp młodocianych lolitek”.

Nie trudno się chyba domyśleć kogo, w tak subtelny sposób autor bądź autorka, nie pamiętam, wybaczcie, wywołał do tablicy. Mowa jest tu o naszych gimnazjalistkach. Krótka kiecka, bądź obcisłe legginsy, pępkowa bluzeczka, szpilki po starszej siostrze i makijaż dodający lat. Włóczy się to to tu i ówdzie, że aż strach męża samego na ulicę puścić. Już przecież nie jeden dał się zwieść pozorom i o mały włos pedofilem nie został. Inny to się po takim incydencie z małolatą przez dwa lata z normalną kobietą spotykać nie mógł. Na pomoc ze strony rodziców tego czegoś, liczyć nie można, bo jak to napisała jedna z blogerek: „pani nauczycielka zwróciła uwagę uczennicy, że ma zbyt mocny makijaż, to na drugi dzień matka owej uczennicy przyszła do szkoły z awanturą”. Znakiem tego, rodzice są w zmowie!

Reklama

 

Dobrze, ale co z problemem począć? Że problem jest, trudno zaprzeczyć. Że go rozwiązać należy, też wiadoma sprawa. Niestety, żeby coś robić, trzeba się na tym czymś znać.

Problem młodzieży w ostatni latach przybiera na sile i staje się nie do ogarnięcia. Ma na to wpływ wiele czynników. Brak autorytetów, dobrych pedagogów czy w końcu alternatyw, jak to określił jeden z młodocianych narkomanów:

„W dzisiejszym świecie nie pasuje mi to, że nie ma żadnej alternatywy. Kiedyś byli hipisi, potem punki, teraz nie ma nic. To ciężkie czasy dla ludzi, którzy chcą od życia czegoś innego niż większość. Chciałbym poznać grupę osób, z którą można by było stworzyć jakąś alternatywę. Ale dziś nie ma potrzeby sprzeciwu. Nie ma przeciwko czemu protestować. Ja bym chciał na przykład powalczyć przeciwko wojnie w Iraku.” W podobny sposób wypowie się większość nastolatków. Potrzeba buntu i sprzeciwu to prawo młodości, które w taki czy inny sposób zrealizować się musi. W powstaniu warszawskim nie walczyli intelektualiści, czy grzecznie ułożeni chłopcy z dobrych domów. W powstaniu warszawskim walczyli zbuntowani zawadiacy warszawskich zaułków. Walczyli bohatersko i bohaterami zostali. Podobnie rzecz się miała w latach 70-tych. O wolność walczyła wtedy najbardziej zbuntowana młodzież. Ta grzeczna chodziła na marsze pierwszomajowe. Dzisiejsza młodzież alternatyw nie ma. Nie ma z kim i o co walczyć. Nie ma przywódców i autorytetów, nie ma klarownie określonych celów. „Hej prorocy moi z gniewnych lat, obrastacie w tłuszcz. Już was w swoje szpony dopadł szmal, zdrada płynie z ust” – brzmią, jak nigdy ponadczasowe słowa znanego przeboju. Tu jednak tematu nie pociągnę dalej, lecz wrócę do spornych „lolitek”.

Czy dzisiejsze zachowania młodych gimnazjalistek także są wyrazem rezygnacji i braku alternatyw? Nie, tutaj rzecz się ma troszkę inaczej. W powstaniu warszawskim walczyły pewnie nieliczne. Czemu? Bardziej przydatne były przy niesieniu pomocy rannym. Dlaczego? Bo u kobiet na plan pierwszy wysuwa się altruizm. Resocjalizacja dziewcząt z domów poprawczych polega głównie na angażowaniu owych nieletnich przestępczyń we wszystkie formy wolontariatu związanego z opieką nad słabymi, czy to chorymi dziećmi, czy też zwierzętami, czy innymi potrzebującymi pomocy. Niestety jakże często zapomina się o tych prostych sposobach, zastępując je niczym nie wartą gadaniną, będącą potokiem bezużytecznych słów.  Dziewczynki rzadko wykazują potrzebę walki  a ich, z pozoru agresywna, postawa jest wynikiem tylko i wyłącznie braku akceptacji, początkowo ze strony rodziców, a potem otoczenia. Człowiek wciąż oskarżany, piętnowany i napominany, przyjmuje w końcu postawę obronną a jak wiadomo, najlepszą obroną jest atak.

Objawem czego będzie „przedwczesne” dojrzewanie nastolatek? Czemu malują i w sposób jednoznaczny prowokują męskie otoczenie do seksualnych reakcji? Z psychologicznego punktu widzenia wczesne podejmowanie życia seksualnego przez dziewczynki ma związek z brakiem ojca i nie mam tu na myśli tylko braku fizycznego. Mówię tu o  braku w jego emocjonalno–duchowym wymiarze. To właśnie ojciec jest osobą najważniejszą dla dziewcząt w wieku 14 – 17. Dorastająca kobietka potrzebuje wtedy akceptacji i swoistej adoracji ze strony pierwszego, bądź co bądź mężczyzny w swoim życiu. Brak ten rekompensować będzie na zewnątrz, właśnie poprzez stosunki seksualne, do których zresztą zupełnie nie jest przygotowana. Bycie ojcem – to temat trudny i nie na ramy tak skromnego artykułu.

Czy w takim razie, zwracanie młodym gimnazjalistkom, uwagi na niestosowny ubiór czy makijaż ma sens? Nie ma. Za tymże ubiorem, bądź też makijażem skrywa się głęboki uraz i żal, który nasza napominająca postawa może tylko pogłębić lub nakierować na niewłaściwy tor myślenia. Krytyka ubioru jest krytyką krzyczącej potrzeby miłości. Dlatego w podświadomości tej młodej dziewczyny zakoduje się komunikat, że żądanie miłości jest czymś złym i niemoralnym. Dziwicie się państwo? A jednak. Ta dziewczyna najprawdopodobniej miłości w swoim życiu nie odnajdzie, gdyż krytyczna postawa otoczenia spowodowała w niej uczucie niepewności i  poczucie bycia niegodną miłości.

 

Nasze dzieci, ich zachowanie, postawa wobec życia i siebie to zwierciadło nas samych i tego wszystkiego co sobą reprezentujemy. Napominać i pouczać potrafi każdy, tym bardziej, że jest to niezawodny sposób dla poprawienia humoru własnego ego. Nie zapominajmy jednak, że najskuteczniej wychowuje przykład własny i postawa nie skażona fałszem.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy