Reklama

Tak szybko odchodzą

I znowu mam poczucie spóźnienia i żalu, że można było bardziej, że można było więcej.

I znowu mam poczucie spóźnienia i żalu, że można było bardziej, że można było więcej.

Co jakiś czas dopada mnie chwila taka jak ta, w której zatrzymuję się na wieść o tym, że kogoś zabrakło, że już odszedł, i że pozostałam tylko z jego spuścizną o ile takową  zachował dla potomnych. Może to być wiadomość o dalekim kuzynie lub o osobie publicznej, artyście, pisarzu, polityku. Wiadomość ta uderza mnie w twarz i krzyczy "Już go nie ma, już nigdy go nie spotkasz, już nigdy!". Ogarnia mnie niemoc, martwica jakaś, żal i  smutek. Doniesienie o śmierci trochę z biegu, pomiędzy newsami, podczas kolacji, wpada z nienacka i paraliżuje jak ukłucie skorpiona. Pozostawia w zadumie nad życiem własnym, nad cudzym, nad tym co ważne, co wybrać, jak żyć. Na codzień nie myślimy przecież o śmierci. Temat jest posępny i niewygodny do towarzyskiej konwersacji. I nic w tym dziwnego. 

Reklama

 Trudno oswoić śmierć nawet gdy jej obecność wisi w powietrzu i można się jej spodziewać w każdej chwili. Gdy wreszcie przyjdzie jest jak grom, który nagle spada z nieba zaskakuje i ogłusza. Czasami rozdziera serce, a czasami pozostawia czarną dziurę,  którą usiłujemy zapełnić. "Co z tym zrobisz?" -  pyta cynicznie - "Co z tym teraz zrobisz?". Bez znaczenia, że był mi obcy prawie, teraz okazał się jakiś bliższy i przystępniejszy. Dopiero teraz. "Nie spodziewałam się, nie mogłam tego przewidzieć przecież" - usprawiedliwiam swoje myśli wzburzone. Teraz się reflektuję, teraz myślę, że  mogłam więcej, że mogłam bardziej, że wcześniej mogłam jeszcze próbować.  Pozostałam z tym co już. Przede mną inne rzeczy, inne decyzje, inni ludzie.

Zaskakujące odejścia  nie pozwalają dokończyć wielu spraw, a czasami nie pozwalają nawet ich zapoczątkować. W takiej życiowej stopklatce przychodzą refleksje i wyłaniają się zamierzenia już niemożliwe, idee nigdy nie zrealizowane i  poczucie utraty bezpowrotnej. Nieważne, że nie spotkałam go nigdy. Może właśnie szkoda, że nie spotkałam. Tym większa szkoda, że już nie spotkam i możliwe stało się niemożliwe a widzialne niewidzialne.

Gdzieś w naszym pędzie życiowym za ułudnym sukcesem i wygodą gubi się człowiek. W pośpiechu traci się ostrość widzenia i zwzrasta ryzyko utraty wrażliwości. Zdrza się, że brakuje  czasu na pielęgnowanie bliskości, na szczerą rozmowę, na spontaniczność. I nagle przychodzi ta chwila, w której przypomina się to co tyle razy już słyszałam: "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą". Śpieszmy się, żeby znowu nie było za późno...

 

 

 

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy