Reklama

10 prac i 9 mieszkań - mój bilans z jednego roku.

Ile można przeżyć w jeden rok? Ile może się zdarzyć, zwłaszcza gdy przeprowadzasz się do innego kraju, tak kulturowo odmiennego od Polski? Jeśli choć raz jeszcze zmienię pracę zacznę glośno krzyczeć. Tak głośno, że uznają mnie za przypadek, który warto szczegółowo zbadać.

Ile można przeżyć w jeden rok?
Ile może się zdarzyć, zwłaszcza gdy przeprowadzasz się do innego kraju, tak kulturowo odmiennego od Polski?
Jeśli choć raz jeszcze zmienię pracę zacznę glośno krzyczeć. Tak głośno, że uznają mnie za przypadek, który warto szczegółowo zbadać.

Nora z karaluchami plus cztery wspołlokatorki była powodem pierwszej przeprowadzki. Potem powody były w kółko te same: albo pary, zamieszkujące mieszkanie miały za dużo problemów ze sobą i zbyt głośno omawiały swoje sprawy, albo za daleko do pracy, albo niedomówienia z właścicielem albo... i tak w kółko to samo.

Nic dziwnego, że po roku bycia na Cyprze nadal mam tyle samo osobistych rzeczy, co w dniu przylotu. Po co zbierać, gromadzić, chomikować? Przy kolejnej przeprowadzce albo się coś zgubi, albo będzie zajmowalo za dużo miejsca w bagażu. Nie chcę zagracać pokoju. Często słyszę od znajomych: na kolejnej rozmowie w sprawie pracy nie przyznawaj się w ilu miejscach pracowałaś. Wiem, jak to może z zewnątrz wyglądać: że jestem niestala, że szybko się nudzę, że będę sprawiać problemy. Ale życie mam jedno a w pracy spędzam pól dnia. Tylko w dwóch przypadkach sama zrezygnowałam. A reszta? W reszcie życie zdecydowało za mnie:

Reklama

- nie jestem typem kobiety, która potrafi układać po raz kolejny i kolejny i tak perfekcyjnie już złożone T-shirty, bo trzeba udawać, że non stop pracuję. I ani chwili na odpoczynek, bo szef patrzy z góry na caly sklep.

- nie potrafię zostać w barze, gdzie mam trzy dni wolnego w tygodniu bo jest po sezonie i nie ma zbyt dużo pracy - to nie praca tylko wakacje

- nie mogę nie widzieć, że szef upatrzyl sobie mnie jako ulubienicę i nie mogę spokojnie skupić się na pracy

- nie będę przymykać oka na fakt, że w casynie, gdzie pracuję zażywają mocniejsze używki i zachowanie klientów po ich zażyciu jest dla mnie uciążliwe

- nie zgodzę się na noszenie uniformu, który mi uwłacza i czuję się w nim niekompletnie ubrana

- nie będę pracować dzień w dzień na noc, na dwóch stanowiskach w miejscu, w którym z łaską dają mi dzień wolny. Czego oni oczekują? Ze zatyram się na śmierć?

Często sobie powtarzam: sama tego chciałaś! Trzeba było siedzieć w Polsce, znaleźć ciepłą posadkę, zostać tam na kilka lat, wziąć kredyt na 30 lat, kupić kawalerkę i zacząć zbierać klamoty, które coraz bardziej będą zagracać moje mieszkanie. Ale ja tak chyba nie umiem. Jestem skazana na tułaczkę?

 

 

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy