Reklama

Moje Walentynki

   Solidaryzuje sie w buncie ze wszystkimi przeciwnikami Dnia Zakochanych ,tej okropnej komercjalizacji tego swieta. Dlatego tez, postanowilam nie poddac sie tej dziwnej fali, jaka ogarnela wszystkich tych, co wlasnie dzis postanowili okazac sobie choc troche uczucia .Wyobrazam sobie ten bieg z wywieszonym jezorem na wyscigi przed wszystkimi do kina, restauracji ,cukierni, kwiaciarni itd. Przy tym trzeba pieknie wygladac, najlepiej w czerwonych barwach, ktore bija w oczy haslem tak, tak dzisiaj pobzykam, na pewno mi sie uda, jak zalicze caly ten szlak tradycyjnej wycieczki. Rano pewnie sniadanie do lozka z bukietem kwiatow i slodko pierdzacymi slowkami: kocham, kocham, no przeciez wiesz jak bardzo i na zawsze. Cholera, czy ja nie moglabym tego uslyszec na co dzien? No nie
,bo w scenariuszu tego Dnia, budze sie w pieknej pizamce (nie flanelowej),
w makijazu lub chociaz ze swiezym oddechem i usmiechem jak z reklamy
pasty do zebow. A nie jak co dzien z worami pod oczmi, bo przeciez nie
wierze w cudowna moc kremow, wiec ich nie kupuje. Niewyspana jak zawsze
,bo jak moge byc, skoro nawet ptaki wstaja pozniej ode mnie. Wsciekla jak
diabli i warczaca na budzik z odciskami od poduszki na policzkach. Nie,nie w ten Dzien nic takiego nie powinno bylo mi sie przytrafic. Po takim przebudzeniu pewnie przydalby sie wspolny prysznic (chyba ze scenariusz przewidzial spocone pachy) i pewnie wedlug
niego kapalam sie i szorowalam pod te same pachy juz od trzeciej nad ranem,
aby wygladac olsniewajaco kiedy moj wybrany „sposrod tlumow” wjedzie mi do
sypialni z super sniadankiem i wiechciem kwiatow (nie z Tesco i nie po
przecenie). Zakladam ,ze tak wlasnie sie stalo jak powinno byc. Zjadlam
wspaniale pachnace buleczki z maselkiem a nie jajecznice, ktora dzis
wtrzachnelam na boczku, przez siebie zrobiona(!!!) po ktorej mialam
niesmak do calej siebie. Wedlug rozkladu jazdy tegoz Dnia powinna
nastapic kumulacja (nie to w lotto), kopulacja i orgazmow multum ,ze do
tylu to pewnie nie umiem zliczyc. Zapewne po tych wlasnie cwiczeniach i 
skokach przez kozla, wypada kolej na wspolny prysznic (wszystko mi sie
pokielbasilo) no i tak odswiezona oraz zrelaksowana ze zgubionymi
kaloriami super exstra sniadanka ,moge zaczac wbijac sie w odlot kiecke,
barwy wiadome i ruszac z moim Tygrysem na wspanialy seans do kina.
Oczywiscie z racji tegoz wspanialego Dnia, moge zobaczyc i wybrac to co
mi sie zywnie podoba nie ulegajac recenzjom i jego namowa na jakies tam
latajace smoki ,niebieskie potwory i horrory. Nie wiem wlasnie ,czy w 
takim momencie nie wybralabym czegos takiego ,na czym szlag by go trafil
,za te wszystkie niedopieszczajace mnie dni ,za te lzy ,za te skarpetki
i szmatki powtykane w katy? Zastanawiam sie i zamiast zemsty wybieram
jeszcze gorsza kare a mianowicie film odpowiadajacy okolicznoscia ,czyli
slodko pierdzace banaly ,ktore trwaja ponad trzy godzny. Sama rozumiesz:
ja Cie kocham ,nie to ja Cie kocham, zaufaj mi ja bardziej i tak przez
cholerne trzy godziny oblepieni lukrem, przesytem, slodkosciami i slowami,
platkami roz i tych wszystkich gadzetow ,wychodzimi z tego seansu
przytuleni. Ale chyba nie z milosci, tylko z mdlosci podtrzymujemy sie
wzajemnie ,by nie puscic pawia w kinie. On jednak zachowuje zimna krew i 
nie daje po sobie poznac ,ze malo go szlag nie trafil na tym
romansidle. Malo tego, zabiera mnie na kolacje przy swiecach do bardzo
posh restauracyjki, abysmy mogli sie w jej zaciszu pomigdalic troszku
nie baczac na wscibskich zazdrosnikow ,przeciwnikow oburzonych
okazywaniu sobie wylewnie uczuc w publicznym miejscu. Wiec zasiadamy
naprzeciw siebie ,wtrzachajac elegancko dziwne rzeczy o dziwnych
nazwach, z zachwytem patrzac sobie w oczy i tylko haha haha delikatnie
przez caly wieczor bo rozumiesz, jest przemilo jak diabli i nie wypada
rzec ze smiechu jak klacz przy zrodle, tylko takie delikatne ha ha
dystyngowanie ,bo taki wieczor niecodzienny .Tak jest milo i cudownie
,nie mam konwulsji zoladkowych, wszystko udalo sie wspaniale. Nie biegne
do domu, ze malo nog nie zgubie i nie wyrabiajac zakretow, by pierwsza
dopasc swojego tronu przed nim. Nie ,nie skad nadal jest milo i wspaniale
normalnie, przebajecznie. Wracamy spacerkiem przy pelni ksiezyca do
domku by oddac sie egzaminie z wiedzy o kamasutrze .
    Tak nadal, jestem przeciwna okazywaniu sobie w ten Dzien uczuc w kolorze
czerwonym i wygladzie miska, pieska lub malpeczki ze smutnymi oczami,
ktore az prosza -nie zostawiaj mnie ani na chwilke, ani na sekunde bo uschne
z tesknoty. Kartkami, ktore wymuszaja na kupujacych przewertowanie
wszystkich stron w internecie z wierszami o milosci, no bo cos trza
wpisac, wypada nie takie tam tylko- kocham, ktore zreszta wydrukowane
jest na wierzchu, tak aby kazdy widzial i nie zapomnial w jakim celu ja
kupuje. Mozna sie pomylic, bo to wszystko jest takie slodkie i milusie
,ze czasami mi sie wydaje, ze jakies dziecko ma urodzinki, takie to
slodziusie oj,oj! Znajduje po godzinie, zrzynam wierszyk oddajac w pelni me uczucia, jakze glebokie i prawdziwe slac do mojego wybranka poczta expresowa, nie daj Bog jak dotrze po
terminie! Ze spelniona powinnoscia oddania nalezycie w tym Dniu szczerych
i pelych milosci uczuc czekam na to samo, wiadomo ze strony
adresata. Przy moim szczesciu, brak otrzymania podobnych wyznan tlumaczy
ze skrucha strajkiem poczty lub inne wymyslne klamstwa
usprawiedliwiajace brak owej kartki.
Odkrywam ja potem, nie wypelniona, ani nie zaadresowana do mnie
(pocieszenie, ze do nikogo), w stosie papierow domagajacych sie porzadnego
przegladu.
Wiec postanowilam nie swietowac, zbuntowana na cale te ceregiele i 
szalenstwa. Jak juz wspomnialam, sama uwalilam sobie jajecznice, po
ktorej nie czulam sie najlepiej, udeptujac jeszcze posladki wygodnie w 
barlogu poscielowym. Wydutkalam trzy kawy, z czego jedna dostalam od niego
do lozka (na moja prosbe) nie nie mysl, ze sam na to wpadl. Z lbem
rozkociudanym i worami pod oczami, siedze tak caly dzien. Dupsko mnie
bolalo od tego siedzenia wiec pomyslalam ,ze moze zrobmy cos razem. Pora
obadu sie zblizala, wiec czas cos wymyslec. Dobrze, ze przy parzeniu
porannej kawy wpadlam na genialny pomysl wyciagniecia paru cyckow
kurzych z zamrazalnika. Odtajaly do trzeciej, wiec moglismy cos z nich
przygotowac. On moj wybranek wymyslil jakis tam sos ale nie
rodzimy, normalny wczesniej przetestowany i sprawdzony. W takim dniu
warto troche poszalec, no i zaszalelismy. Myslalam ,ze tego nie dzwigne
co za paskudztwo wyszlo to sie nie da opisac. Slysze z gory jak przeklina
wszystkich swietych, wiec zeszlam zobaczyc co sie stalo. Zastalam go jak
wycieral wszystkie szafki wraz z kafelkami w kuchni, klnac w nieboglosy
na ten cholerny gotowy do spozycia sos. Zaraz po wymieszaniu go z miesem
zwyczajnie mu wybuchl w dloniach jak przekluwal foliowa
torebke. Mowie ze smiechem, nie przejmuj sie zaraz cos zaradzimy ,chociaz
zrugalam go za to, ze wymyslil cos innego niz zaplanowalismy wczesniej.
Mial byc sos ze sloika a nie z torebki, slodko-kwasny a nie jakis tam
ciemny indyjski i z warzywami. No ale stalo sie jak sie stalo ,wiec
kolejna proba przed nami. Miesa troche zostalo, wiec na patelaszke i 
zaraz bedzie gotowe.Tym razem ja dostalam ochrzan, bo za grube kawalki
pokroilam. Mowie, ze jak za duze to niech sobie nozem poprzekrawa na
mniejsze. Byl niepocieszony. Otworzylismy ten sloik z cudowna zawartoscia
slodko-kwasna i chlup na patelke. Bulgocze i bulgocze, ale cosik za
gesto, wiec postanowil ulepszyc i dolal wody. No i z tego wyszla blada
zupa, przy ktorej z opuszczonymi z bezsilnosci rekoma prawie zaplakal
mowiac lamanym glosem, ze ma ten obiad w dupie i nie bedzie go jadl. No
zobacz jak to wyglada? Tlumacze, nie przejmuj sie ,woda wyparuje i na
pewno stanie sie cud, powroci kolor i sos, tylko daj temu chwilke. Stoimy
tak we dwoje smiejac sie do rozpuku, ze mamy chinskie danie w postaci
zupy i makaronu (a makaron to bylo zalozenie co do pierwszego planu), no
coz ryzu juz nie bedziemy gotowac. Czekamy. Ja juz bym nakladala ale on krzyczy,
ze to musi sie podusic na malym ogniu pod przykryciem i innym slowy mam
czynic wypad z kuchni, bo on uratuje nasz obiad ,to sprawa honoru czy
jakies tam...Wiec ja czlapie w pieknej haleczce i szlafroku, bez
makijazu i z workami do sypialni, czekajac az on stoczy walke z 
przeciwnosciami losu o nasz obiad i mam nadzieje, ze go wygra. Glodna
zapytowywuje glosno, kiedy dostane. Slysze -w misce czy na talerzu Wybieram miseczke, przynosi mi ten walentynkowy domowej roboty prowiant
na goraco. A ja czuje jak to smierdzi ,no tak smierdzi ,ze az nie moge.
Same skarpety i to jeszcze ze trzy pary. Patrzy na mnie zalamany, mowiac
ze sam nie moze uwiezyc jak to smierdzi. I mimo to mi to przyniosl? Myslal
,ze sie nie skapne, nie poczuje ?! Czy jak mam to rozumiec i jak on
bedzie mi to tlumaczyl? Ten smierdzacy dymiacy wlasnej roboty
wynalazek?! Podlamany mowi mi ze, juz ludziom takie gowna wciskaja, ze na ta komercje tym razem we dwoje sie obrazilismy. Od dzisiaj zadnych
gotowych sosow, zup i dan nie kupujemy. Trzecie podejscie juz mu wyszlo -
spagetti carbonare, bylo udane ale za ciezkie jak dla mnie. Jednak sie
nie skaze oj nie, bo bym nic wiecej juz nie dostala. Walentynkowe
kucharzenie, wyszlo nam prawie jak w najlepszej knajpie. Jedlismy
danie, o ktorym wczesniej nie slyszelismy i o dziwnej nazwie .
    Takze Walentynkowy dzien byl pelen emocji i wrazen. Zastanawiam sie
tylko jakie slodko pierdzace pierdy puszcza tv na wieczor. Pewnie
takie, ktore utwierdza i umocnia Cie w przekonaniu jak wyjatkowo
nieromantyczna miloscia jestes obdarzona. Jaki Twoj facet jest bez
pomyslunku i polotu. Jaka ty jestes beznadziejna w tym szlafroku.
Dojdziesz wtedy do wniosku, ze slusznie sie stalo ,ze nie otrzymalas tych
pralinek w ksztalacie serca. Bo w koncu aby zrzucic te kalorie trzeba
zdjac szlafroczek a mi sie nie chce i jemu juz tez, bo zrobil sie
glodny....:)Anammo

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy