Reklama

Niebieski motyl

Czarny motyl, niczym pożerająca każdy promień pustka, zamachał skrzydłami. Zamarł w bezruchu, poczym wybuchną z dźwiękiem rozbijanego szkła. Rozprysł się na wiele drobnych skrawków. Z każdego odłamka powstał nowy niebieski motyl, mieniący się kolorami złota i szafiru. Miliard barwnych skrzydeł szybko trzepotał, synchronizując się w chmurę stworzeń, która przybierała rożne kształty. W pewnej chwili motyle uformowały ze swoich ciałek postać kobiety. Niebieska istota powoli wyciągnęła przed siebie swoją rękę, wskazując palcem na mnie. W miejscu w którym powinny znajdować się jej oczy, dostrzegłam świecące się rubiny. Kobieta szepnęła trzepotem miliarda motyli - Julio leć…

Reklama

            Rozczochrana brunetka zerwała się ze snu. Spojrzała na pustą połówkę łóżka. W szeroko otworzonych oczach zaczęły zbierać się łzy, a w piersi zaczęło brakować jej tchu. Miną już dokładnie miesiąc odkąd Julia została sama. Mieszkali razem od trzech lat. Cały jej dotychczasowy świat był skupiony na Grześku i na ich wspólnym życiu. Julia nie mogła znieść pustki, która rozpanoszyła się w jej życiu. Brakowało jej dotyku jego ciepłych rąk, porannego zapachu kawy i cichego pogwizdywania z łazienki. Omiotła spojrzeniem pokój. Panował w nim ogromny bałagan. Cała podłoga była przykryta różnymi rzeczami: brudnymi ciuchami, pustymi butelkami po winie, wieloma chusteczkami, opakowaniami po niezdrowych przekąskach i po zupkach w proszku. Dwa tygodnie spędziła w domu na urlopie, na który kazała jej przejść szefowa, nie mogąc już dłużej znieść jej tępego spojrzenia i bezcelowego szwendania się po biurze. Z nieprzyjemnych myśli wyrwał ją odgłos telefonu. Podbiegła do niego, po drugiej stronie odezwał się ostry głos jej szefowej. - Witaj Julio. Twój urlop bardzo się już przedłużył i wiele kosztuje firmę. Nasi klienci dopytują się o Ciebie. Jeżeli dzisiaj nie przyjdziesz punktualnie do pracy, możesz się już nie fatygować. - Poczym pani kierownik wymownie się rozłączyła.

Julia musiała się szybko wyszykować. Z pośpiechem wyszła z mieszkania, pierwszy raz od dwóch tygodni. Dziewczyna rozejrzała się zachwycona po okolicy, która cala była przykryta białymi lekkimi chmurkami śniegu. Świat skrzył się w słońcu, które odbijało się w przykrytych śniegiem ławkach i samochodach, w soplach które zwisały z gałęzi drzew niczym najpiękniejsze bombki. Było przejmujące zimno, ale jednocześnie świeciło słońce, ogrzewając sam czubek nosa. Julia wystawiła twarz do słońca i stwierdziła, że do pracy pójdzie piechotą. Droga miała zająć jej ponad 15 minut, ale powinna zdążyć. Idąc, przypomniała sobie swój sen. Przeszedł ją dreszcz na wspomnienie tamtej postaci. W tym śnie było coś niepokojącego. Zamyślona spojrzała w czysty błękit nieba i krzyknęła z wrażenia. Przed nią, w polski zimowy poranek, leciał malutki fioletowy ptaszek. Po chwili rozpoznała w nim kolibra. Maleńki ptak, machając skrzydłami zatrzymał się powietrzu tuż przed jej twarzą i spojrzał  jej prosto w oczy. Poczym odleciał prędko, skręcając za najbliższym budynkiem. Julia puściła się biegiem za nim. Za rogiem, jednak nigdzie nie mogła go dojrzeć. Na ulicy powolutku, opierając się o laskę szła staruszka. Julia stała osłupiała. Zaczęła się mocno martwic o stan swojego umysłu. Z zadumy wytrącił ją jednak chłopak w kominiarce. Biegnąc wyrwał staruszce torebkę i uciekał w kierunku Julii. Dziewczyna nie wiele myśląc, stanęła mu na drodze. Spojrzała odważnie w stronę złoczyńcy. Kontem oka zobaczyła zbliżającą się niebezpiecznie szybko ogromną pieść. Potem zapadła ciemność.

W jej uszach rozbrzmiewały piękne egzotyczne dźwięki. Woda szumiała spadając i delikatnie rozbryzgując się na maleńkie kropelki, tworzące migoczącą mgiełkę. Ptaki wraz z cykadami wyśpiewywały serenadę o najprawdziwszej miłości do ciepła słonecznego.

Dźwięki ucichły i Julia otworzyła oczy. Zobaczyła pochyloną nad nią twarz gęsto poprzecinaną zmarszczkami. Staruszka przyglądała jej się z zainteresowaniem.

- Jak się czujesz moje dziecko? – spytała starsza pani.

- Chyba dobrze. – odpowiedziała Julia próbując wstać. W tym momencie poczuła, że kręci jej się w głowie. Z nosa spływała ciepła strużka krwi, kapiąc na beżowy płaszcz. – Co właściwie się stało? – spytała słabym głosem, dotykając nosa.

- Tamten człowiek ukradł mi torebkę, uderzył Cię i uciekł. Ostrożnie, możesz mieć wstrząs mózgu.- Staruszka mówiąc to, pomogła podnieść się Julii, o mały włos nie przewracając się przy tym. – Moja droga, źle wyglądasz. Wejdź do mnie, opatrzę Twój nos. Jestem Zofia. - Dodała mimochodem starsza pani.

            Salon staruszki był jasny i urządzony w staromodnym stylu. Praktycznie wszystko zostało przystrojone koronkowymi serwetkami. Niektóre rzeczy wyraźnie nie pasowały do wizerunku spokojnej babci Zosi. Ciekawość i zdumienie budziły ogromnych rozmiarów maski drewniane przystrojone kolorowymi piórami i kłami dzikich zwierząt, bębny afrykańskie oraz łuki i strzały o różnej wielkości. Oczy Julii spoczęły na kawałku drewna o dziwnym kształcie.

- To jest największe nasiono świata. Rośnie na jednym rodzaju palmy tylko na Seszelach. Ma bardzo interesujący kształt, czyż nie? - Staruszka zaśmiała się wchodząc do salonu. W rękach niosła opatrunki i imbryczek z herbatą, a jej oczy rozbłysły młodzieńczym błyskiem. - Mam wiele pamiątek, które przypominają mi o najpiękniejszych chwilach. – Staruszka rozejrzała się po pokoju.- Jeździłam w podroż, ilekroć moje serce zostało zranione. Nowe miejsce, nowi ludzie zawsze potrafili je uleczyć i pokrzepić. Zwiedziłam najodleglejsze zakątki świata. Żyłam tam podejmując się przeróżnych prac. W wyborach kierowałam się przeczuciem, które okazywało się niezawodne. – Zofia wyraźnie się rozmarzyła. -  Dość o mnie. Chciałam Ci dziecko bardzo podziękować za pomoc.

-Ale jaką pomoc? Przecież nic nie udało mi się zrobić.- Powiedziała Julia.

- Przeciwnie, zrobiłaś coś wspaniałego. Wymagało to wiele odwagi i otwartego serca. Stratą torebki się nie martwię. Złodziej pewnie i tak odeśle dokumenty. – dodała starsza pani.

-Jak możesz być taka spokojna? Nie można oczekiwać, że bandyta okaże się uczciwy. – zdziwiła się Julia.

- Trzeba zawsze wierzyć w ludzi.- Staruszka wzruszyła ramionami.

 Julie ta uwaga zdenerwowała. Dziewczyna prychnęła i zaczęła bawić się brzegiem koronkowej serwetki.

- Widzę moje dziecko, że wiele ostatnio przeszłaś.- Westchnęła Zofia zaglądając jej uważnie w oczy.

Julia nie wytrzymała spojrzenia. Po raz kolejny tego dnia zaczęły płynąc jej łzy. Nie wiedziała czemu, ale zaczęła opowiadać staruszce o Grześku. O tym jak pewnego dnia będąc w pracy źle się poczuła i postanowiła wcześniej wrócić do domu. Od progu czuła, że coś jest nie tak. Drzwi były otwarte. Weszła cicho do mieszkania. W przedpokoju, w nieładzie leżały czerwone szpilki i męskie buty. Z sypialni doszły ją głosy jej męża i jakiejś kobiety. Żadne z nich jej nie zauważyło. Przez pół roku udawała, że o niczym nie wie. Nie komentowała jego późnych powrotów i kołnierzyków wymazanych szminką. W końcu nie wytrzymała i kazała mu wybrać. Wyprowadził się następnego poranka. Od tego czasu nie mogła się pozbierać.

Starsza pani cały czas słuchała i patrzyła na nią w skupieniu. Kiedy Julia skończyła swoją opowieść przerywaną napadami płaczu, Zofia powiedziała. – Widziałam w Twoich oczach, że wydarzyła się jakaś tragedia. Dostrzegłam jednak na ich dnie coś więcej. Masz w sobie ogromną siłę i potrafisz ją znowu odnaleźć. Nie wiem czemu dałaś sobie wmówić, że jest inaczej.

            Julia przestala płakać. Patrzyła zdziwiona na Zofie. Po czym dziewczyna zesztywniała i zerwała się z krzesła.

 – Jestem spóźniona ponad godzinę do pracy!- Zaczęła szybko mówić, starając się jednocześnie nałożyć buty i poprawić włosy. - Szefowa mówiła że jeśli się spóźnię, to nie mam już po co wracać do pracy. Na pewno mnie wyleje. Zostanę bezrobotna…

-A czy chcesz na pewno tam wracać?- smutno spytała staruszka.

- Przecież to moja praca - Julia przystanęła na moment i się zamyśliła. Nie czuła smutku na myśl o zwolnieniu tylko ulgę. W końcu miałaby możliwość założyć własną firmę.

- Pomyśl moje dziecko, nic nie zdarza się przez przypadek. – rzekła starsza pani.

Julia w zadumie opadła z powrotem na krzesło. Właśnie podjęła najdziwniejszą i prawdopodobnie najważniejszą decyzje w jej życiu.

-Powiedz mi o czym zawsze marzyłaś?- Spytała Zofia.

- Od dziecka chciałam zobaczyć karnawał w Rio de Janeiro.- Zamyśliła się Julia. Jej twarz rozjaśniała delikatnym uśmiechem.

- Dlaczego wcześniej nie spełniłaś tego marzenia? – dopytywała się starsza pani.

- Na początku nie miałam tyle pieniędzy. Później kiedy pieniądze już były to brakowało na to czasu.- Odezwała się Julia.

- A teraz? Pamiętaj że jeśli tylko czegoś mocno pragniesz… - Staruszka uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.

Dziewczyna przypomniała sobie wszystkie dziwne rzeczy które jej się dzisiaj przytrafiały.

- Na sylwestrze w Rio byłam bardzo dawno temu, ale co to była za zabawa! Tyle pozytywnej energii, pięknych barw i spontaniczności. – Powiedziała Zofia niosąc zawiniątko w ręce.- Pamiętam, że zaprzyjaźniłam się z królową karnawału. Na pożegnanie dostałam od niej ten prezent, wraz ze słowami, że jego miejsce jest w Brazylii. Proszę Cię zatańcz z nimi w ich kraju. – Mówiąc to starsza pani odwinęła zawiniątko. Julia spojrzała na dwa ogromne niebieskie wachlarze w kształcie motyli mieniących się kolorami złota i szafiru.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy