Reklama

Opowiadanie

Szary, zaspany poranek. Znowu to samo, trzeba wstać do pracy, kiedy ten weekend wreszcie? Uświadamiam sobie, że to dopiero środa i niechętnie wlokę się do łazienki, omal nie przewracając się o kota.

- Bazyl, do kuchni! – krzyczę

Co to w ogóle za pomysł z tym kotem? Kto to wymyślił żeby mieć kota w tak małym mieszkaniu?...Mój zaspany umysł zaczyna powoli funkcjonować, więc zdaję sobie sprawę, że sama prosiłam ciotkę Lidkę żeby mi zarezerwowała jednego kotka, kiedy jej Micia będzie miała małe. A teraz wyżywam się na niczemu nie winnym Bazylu, który ze strachu schował się za lodówkę. Biedny...Świetnie, wywabianie Bazyla zajęło mi piętnaście minut, przecież spóźnię się na autobus...

Reklama

Popędzana przez dziko poruszające się wskazówki zegara lecę na przystanek sprawdziwszy najpierw trzy razy czy wyłączyłam gaz, żelazko (czemu nigdy nie mogę się zabrać za prasowanie wcześniej?)...Uff, wpadam na przystanek w ostatniej chwili, zgrzana mimo dość chłodnawego poranka, znajduję wolne miejsce i mogę wreszcie odsapnąć. No, nie było tak źle – w myślach uśmiecham się do siebie.

Jak dobrze, że udało mi się wreszcie wynająć tę malutką kawalerkę blisko pracy i nie musze codziennie zrywać się z łóżka o piątej rano, kiedy nawet koguty jeszcze śpią. No i do pracy mam autobusem 20 minut a nie dwie godziny z przesiadką. Brr, wzdrygam się na samą myśl i od razu humor mi się poprawia.

Jestem w pracy na czas, co dodatkowo wprawia mnie w dobry nastrój. Włączam komputer, oczywiście najpierw sprawdzam pocztę elektroniczną...Eee, nic ciekawego, kilka reklamówek i krótki liścik od Elki, że zerwała ze swym facetem, zaraz zaraz, jak on miał na imię? Paweł albo Piotr, zresztą, kto by ich wszystkich pamiętał, Elka co chwilę któregoś rzuca. Szczęściara...Gdybym ja miała taką figurę, też bym tak pewnie mogła...O, szef, zabieram się do pracy.

Rany, jaki ciężki dzień. Mieliśmy przeprowadzkę i wszyscy solidarnie taszczyli kartony z papierami. Ale na szczęście można już pójść do domu. Postanawiam zrobić sobie dzień dziecka – dziś nie sprzątam, nie piorę, kładę się i leżę. Będę sobie czytać gazety i popijać colę. Jest tylko jeden problem – nie mam ani coli, a wszystkie gazety już przeczytałam. Przez chwilę stoję w przedpokoju walcząc z niechęcią do wychodzenia, aż w końcu postanawiam nakarmić kota i pójść do sklepu. Po drodze mijam Rafała, mojego sąsiada. Rafał jest nieco ekscentryczny, jakby to powiedziała moja mama. Mieszka tu też od niedawna, pracuje w agencji reklamowej i co tydzień zmienia kolor włosów. A ja i tak go lubię. Między innymi, dlatego, że nigdy mi nie docina z powodu mojej figury.

Podobno to „żadna straszna rzecz mieć nadwagę”, „zawsze można się odchudzić”, „trzeba zacząć ćwiczyć” itp. Zawsze, kiedy słyszę takie opinie, o ironio z ust „wieszaków na ubrania”, myślę sobie: spróbuj być przez jeden dzień gruba, a sama zobaczysz jak to jest. Jak to jest, kiedy nie wchodzisz do sklepu żeby się nie dołować, że nie mają tam twojego rozmiaru. Albo wchodzisz z koleżanką i udajesz, że nic ci się nie podoba, bo wstydzisz się, że koleżanka namawiałaby cię do przymierzenia czegoś a ty się w to i tak nie wciśniesz. Jak to jest, kiedy boisz się pójść z facetem na huśtawki, bo obawiasz się, że Twój tyłek nie zmieści się na siodełku. Dziesiątki rzeczy, których nie robisz, bo jesteś gruba.

Zastanawiam czy ktoś z moich znajomych wie, że mam czasem takie dołki. Jestem przecież całodobowym pogotowiem ratunkowym dla grupki moich przyjaciół. Ale z tym, że wstydzę się swojego ciała nie zdradzam się przed nikim. Dla nich jest to naturalne, że wyglądam jak wyglądam i nikt mi nigdy nie powiedział złego słowa. Co innego na ulicy, tam można być często narażonym na zaczepki i złośliwe komentarze.

- Hej, Monia, co taka zamyślona krążysz po chodniku – z odrętwienia wyrwał mnie wesoły głos Rafała – Przyglądam Ci się od 5 minut, ale nie zwracasz na mnie uwagi. Co jest malutka?

Malutka...Ech ten Rafał, aktualnie z fryzurą w kolorze wściekła śliwka...Jedyny facet, który może do mnie powiedzieć w ten sposób i oboje wiemy, że to nic nie znaczy. Lubię jasne układy.

-          Nic, wszystko ok. Wyszłam po zakupy i tak jakoś się zasępiłam. Zresztą nieważne. A co u Ciebie?

-          Całkiem, całkiem. Dziewczynę poznałem. Fantastyczną dziewczynę – podkreśla a twarz promieniuje mu łobuzerskim uśmieszkiem

-          Nooo, to Ci dopiero sensacja, Rafał zakochany – mówię na wpół kpiarsko, na wpół zaczepnie

-          O wypraszam sobie – dowcipkuje sobie Rafał – ledwo co się poznaliśmy, a koleżanka już takie wywody, no ja nie wiem jak to być może, doprawdy...

-          Jasne, jasne, wszyscy tak się tłumaczą – przerywam mu żartobliwie – lepiej mów, co i jak

-          Ha! Poznaliśmy się przez internet, mówi Rafał z taką miną jakby oznajmiał, że właśnie znalazł sposób na uratowanie lasów w Afryce.

-          O! To tam można jeszcze poznać kogoś normalnego? Próbowałam parę razy, ale albo gość chciał po pięciu linijkach szczegółowo poznać wszystkie detale mojej bielizny albo nie miał do powiedzenia wiele więcej niż „cze”, „nara” i „w porzo”.

Rafał śmieje się głośno. Wie, że żartuję sobie z niego. Sama mam paru znajomych „złowionych w sieci” i są to naprawdę pasjonujące osoby. Zwłaszcza Sebastian...Bardzo miły facet, cóż, jeśli mieszka na drugim końcu Polski. Czasem do siebie dzwonimy, często piszemy, ale związki na odległość to nie to, co lubię najbardziej...

-          I jaka jest ta Twoja fantastyczna kobietka? – tu bierze we mnie górę kobieca ciekawość

-          Właśnie dziś spotykamy się po raz pierwszy. Wiesz, nie mogłem już wytrzymać w mieszkaniu i pomyślałem, że pospaceruję trochę a później pójdę do „Kolorowej” . Zamówiłem stolik na 19.00 – patrzę na Rafała i widzę, że zależy mu na tej kobiecie, której nigdy wcześniej nie widział.

-          Uch ty szczęściarzu jeden, życzę Ci powodzenia. Będę trzymać kciuki. Daj znać sms-em jak Ci poszło, nieważne o której. Wiesz, że funkcjonuję przy telefonie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę

-          Dzięki Monia, jesteś naprawdę fajna. Wyślę Ci sms-a.

Wracam do domu w świetnym nastroju. Bazyl przymilnie ociera się o moje nogi, więc pozwalam mu się położyć na kanapie i leniuchować razem ze mną.

Naprawdę fajna...mmm, a może by tak bliżej się przyjrzeć tym znajomym z internetu? Tak, koniecznie zrobię to jutro w pracy. Szefa nie ma, więc trochę sobie poharcuję. A co mi tam. A dziś lenistwo na całego, tylko ja, Bazyl i gazety.

W wesołym nastroju docieram do domu. Realizuję swój plan co do joty. W samym środku ciekawego artykułu słyszę jak komórka daje znaki, że przyszła nowa wiadomość. Czyżby Rafał już skończył randkę z internetową znajomą? Pędzę do torebki. A jednak to nie Rafał. Czytam: Witaj Moni. Właśnie wracam z meczu koszykówki. Wygraliśmy i teraz idziemy z drużyną to oblać. Może się przyłączysz? Sebastian. W pierwszym momencie nie dociera do mnie za bardzo o kogo chodzi, po czym spoglądam na numer...Sebastian z drugiego końca Polski! Hmm, miło z Jego strony. Lubię to, że nazywa mnie Moni. Tak inaczej...Może odpiszę, tylko co? Już wiem: Oczywiście, że się przyłączę, szykuj miejsce i zamów mi piwo, zaraz przybędę, by pogratulować Ci zwycięstwa. Pozdrawiam. Monika.

Wracam do czytania gazety, ale parę minut później przychodzi następny sms o treści: Piwo zamówione, miejsce na Ciebie czeka i ja też. Smsowa zabawa zaczyna mi się podobać i wymieniamy jeszcze parę takich wiadomości. Ostatnia brzmi: A może pójdziemy na to piwo kiedyś w realnym świecie? Byłoby mi bardzo przyjemnie. Co ty na to? P.S. Zawsze wiedziałem że jesteś fajną osóbką.

Co ja na to? W pierwszej chwili się przestraszyłam. Raz dałam się już namówić na spotkanie chłopakowi poznanemu w internecie. Najpierw pisaliśmy do siebie dłuuugie listy, dzwonił do mnie, aż wreszcie spotkaliśmy się. Chłopak okazał się zwyczajny, przeciętnej urody, ale nie o to przecież chodzi. Wszystko było miło do momentu kiedy po tym spotkaniu opisał mi swe wrażenia mniej więcej tak, że wszystkie wyobrażenia o mojej osobie pokryły się z rzeczywistością, oprócz jednego – myślał że jestem szczuplejsza. Od tego czasu kategorycznie postanowiłam – żadnych takich spotkań. No to jestem w kropce. Z jednej strony boję się, że się znów rozczaruję, z drugiej coś mnie ciągnie, żeby spotkać się z tym facetem...Jak to powiadała Scarlett O’Hara pomyślę o tym jutro. O, jeszcze jeden sms, tym razem od Rafała: „Randka taka sobie, dziewczyna trochę małomówna, ale zobaczymy jak to się rozwinie. Szczegóły jak się spotkamy. Śpij dobrze.”.

Nazajutrz. Co za szczęście, że to już piątek. Proszę państwa, nadchodzi weekend. Jestem na jutro umówiona z Elką na zakupy, obiad i kino. Prawdziwie babski dzień. Bardzo chcę obejrzeć „Władcę Pierścieni” i już się nie mogę doczekać jutrzejszego dnia.

Jeśli chodzi o Sebastiana to wcale nie jestem mądrzejsza. Może w pracy sytuacja jakoś się wyklaruje. Jeszcze tylko nakarmię Bazyla i mogę zmykać na przystanek. Ooo, sms przyszedł. O tej porze? Kto wysyła sms-y o 6.30 rano? „Dzień dobry. Jak się spało? Jestem już przy swoim komputerze. Czekam i pozdrawiam. Sebastian”. No i co ja mam z tym fantem zrobić? Chyba pędzić do pracy, bo zaraz się spóźnię przez te rozmyślania.

Włączam komputer. Szefa nie ma, pilnej pracy też nie, więc mam dziś więcej czasu na buszowanie w sieci. O faktycznie, Sebastian już jest. Chwała temu kto wymyślił komunikatory internetowe. Ja siedzę sobie przy własnym biurku, on przy własnym gdzieś tam nad morzem i możemy do siebie pisać. Fantastyczna sprawa. O, właśnie do mnie pisze...

<Sebastian> Witam i o zdrowie pytam. Jak Ci się spało po imprezie, Moni?

<Monika> I ja witam, zdrowie nie najgorsze, aczkolwiek głowa leciutko boli. A tak poważnie to gratuluje zwycięstwa. Ciężko było?

<Sebastian> Bardzo. Drużyna przeciwna to naprawdę silny zespół i zwycięstwo nad nimi to prawdziwy sukces.

<Monika> Tym bardziej gratuluję. Mogę pana prosić o autograf?

<Sebastian> Ależ oczywiście, proszę tylko dać kartkę. A propos, zastanowiłaś się nad moją propozycją?

<Monika> O jakiej propozycji mówisz?

<Sebastian> O tym byśmy się spotkali, żeby oblać moje zwycięstwo, a przy okazji dałbym Ci ten autograf. Co Ty na to?

<Monika> Zastanowię się, dobrze?

<Sebastian> Jeśli nie chcesz to powiedz, nie będę naciskał

<Monika> Nie, nie, nie w tym rzecz. Ja po prostu...

<Sebastian> Ty się czegoś obawiasz, prawda?

<Monika> Przejrzałeś mnie. Mam nieprzyjemne doświadczenia z takiego spotkania.

<Sebastian> Jeśli Cię to uspokoi to zapewniam, że z mojej strony nic takiego Cię nie czeka. Nie będę już więcej pytał, jeśli się zdecydujesz to daj znać, dobrze?

<Monika> Dobrze, dziękuję za wyrozumiałość. Masz bardzo fajną osobowość, wiesz?

<Sebastian> To dla mnie prawdziwy komplement. Ja również jestem pod wielkim wrażeniem Twojej osoby, niezależnie od tego czy w to wierzysz czy nie. Jesteś fantastyczną kobietą i wiedziałem to już wtedy kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy

<Monika> Pan mnie zawstydza...

<Sebastian> Przepraszam, nie miałem takiego zamiaru. Już dawno chciałem Ci powiedzieć, że jesteś świetna, ale jakoś nie było okazji...ani nie miałem odwagi. Wiesz, wygraliśmy wczoraj ten mecz i tak bardzo się chciałem tym z kimś podzielić...i Ty wydałaś mi się najodpowiedniejsza, czułem, że podzielisz moją radość. Stąd te sms-y...

<Monika> Naprawdę doceniam to, że do mnie napisałeś. Bardzo mi miło

<Sebastian> Moni, musze teraz uciekać, już jestem spóźniony na spotkanie. Przemyśl moją propozycję, dobrze? Do zobaczenia.

...I tyle go widzieli. W głowie huczy mi od tej krótkiej, ale zastanawiającej rozmowy. Słowa się rwą...Co to oznacza, czyżby jakiś nowy rozdział w życiu? Ale z kim, z facetem, który mieszka 500 km ode mnie? Przecież takie związki na odległość się nie udają. Czemu mam takiego pecha, nie mógł bliżej mieszkać? Spokojnie, tylko spokojnie, przecież nawet go nie znam, nigdy go nie widziałam a zaczynam już zaczynam się zastanawiać czemu tak daleko mieszka. Trzeba dać się sprawom potoczyć własnym torem...Może już nigdy nie wróci do tego tematu, a ja snuję takie wywody. Trzeba wziąć się do pracy, a nie rozmyślać o niebieskich migdałach...O, telefon dzwoni...Co to za numer?

-          Słucham?

-          Monia? Tu Elka. Pozdrowienia z Zakopanego!

-          Zakopanego? Elka! Co ty robisz w Zakopanem? – och ta Elka, zawsze musi wymyślić coś szalonego, ale teraz przeszła już samą siebie.

-          A, wzięłam na dziś urlop i wyskoczyliśmy z Markiem na weekend. Tu jest fantastycznie. Tyle, że chcę Cię prosić o przełożenie jutrzejszego babskiego dnia. Nie gniewaj się na mnie. Proooszę.

-          Poczekaj, po kolei, kto to jest ten Marek? – staram się jakoś uporządkować fakty

-          Ten facet, którego poznałam na kursie prawa jazdy. Zaproponował, żebyśmy pojechali do jego znajomych w góry więc żal było mi nie skorzystać. Monia, karta mi się kończy, to nie gniewasz się za to jutro? Jak tylko wrócę to pójdziemy na tego „Władcę Pierścieni”, tak jak obiecałam.

-          Nie, baw się dobrze i wróć szczęśliwie. Całuję

-          Dziękuję, jesteś kochana, pa.

Czyli nici z babskiego dnia. No trudno, może pojadę do rodziców. Tak, to zdecydowanie dobry pomysł. A teraz: do roboty...

Nareszcie 15.30. Sebastian już się nie pojawił po tej dyskusji porannej, więc szybciutko wyłączam komputer i zaczyna się dla mnie zasłużony weekend. Nawet fakt, że uciekł mi autobus nie jest w stanie popsuć mojego dobrego humoru. Idę do domu pieszo i rozmyślam o Elce. Raz, dwa i pojechała z jakimś facetem w góry. Nie ma takich oporów jak ja. Po prostu bierze życie za rogi. Może tak trzeba. Tyle, że ja tak nie umiem, jestem bardziej pragmatyczna i obawiam się takich niepewnych znajomości.

-          Hej Monia, jak żyjesz? - to Rafał, który skończył dziś wyjątkowo wcześnie pracę w agencji reklamowej. Zazwyczaj wraca koło 19.00.

-          O, kogo widzę. I jak tam te szczegóły?

-          Ech, wiesz sama jak to bywa czasami. Świetnie ci się z kimś rozmawia, jest miło, a potem spotykacie się i okazuje się, że nie macie sobie za wiele do powiedzenia. No i tak niestety było. Miła dziewczyna, ale nie byłoby z tego przyjaźni, nie wspominając już o czymś więcej – zakończył swe wywody Rafał – A co u Ciebie, malutka? Jak tam sprawy sercowe?

-          Mam propozycję spotkania z facetem, którego poznałam w sieci, ale nie wiem czy się zdecydować – odparłam zgodnie z prawdą

-          O, a to dlaczego? – zainteresował się Rafał

-          Wiesz co się stało kiedy spotkałam się z tamtym typkiem. Nie chcę, żeby to się powtórzyło

-          Monika, to był jakiś cham. Nie skreślaj kogoś tylko dlatego, że kiedyś miałaś jakieś nieprzyjemne doświadczenia. Przecież liczy się to co masz w sobie, a jesteś naprawdę w porządku. Przecież bym Cię nie kłamał, Monia. Daj mu szansę, może to ktoś, na kogo czekasz? – Rafałowi naprawdę zależało, żeby mnie przekonać

-          Jesteś jego znajomym, czy co? – powiedziałam bo w sumie nie miałam argumentów na to, by podważyć to co powiedział – OK., wezmę to pod uwagę. Ale jeśli okaże się bezczelnym typkiem, to zabierasz mnie na obiad. A jeśli masz rację to ja stawiam. Stoi?

-          Stoi – powiedział Rafał – Rany, czeka mnie darmowa wyżerka

Miło jest mieć takiego znajomego jak Rafał. Powie co myśli, skrytykuje, ale zawsze w dobrej wierze. Dochodzimy do bloku, słonko przyjemnie grzeje, aż chce się żyć. Nie zraża mnie nawet fakt, że drzwi do klatki prawie całkiem blokuje dostawczy samochód. Rafał żegna się – mieszka na parterze, a ja w doskonałym nastroju zmierzam na drugie piętro. Widzę, że na końcu korytarza stoi jakiś mężczyzna, mało tego, on stoi pod moimi drzwiami! Momentalnie przypominają mi się wszystkie programy kryminalne i żałuję, że nie poprosiłam Rafała by mnie odprowadził. Za późno by uciekać, mężczyzna już mnie zauważył. Zmierza w moją stronę, a zza pleców wyciąga...ogromny bukiet róż!

Jestem coraz bardziej zdziwiona, stoję więc ciągle w tym samym miejscu. Mężczyzna podchodzi do mnie...

-          Czy pani Monika Kolaszyńska?

-          Tak, a o co chodzi?

-          Mam dla pani ten bukiet, proszę tu pokwitować

Jak w transie podpisuję kartkę, którą podsunął mi mężczyzna. Zauważam, że jest na niej

takie samo logo jak na samochodzie dostawczym stojącym przed klatką. Tymczasem mężczyzna podziękowawszy odchodzi.

-          Od kogo te kwiaty? – krzyczę za nim lekko oprzytomniawszy

-          Proszę spojrzeć na bilecik – mówi zbiegając po schodach

Zostaję sama na środku korytarza i tylko bukiet ciążący mi w dłoni wskazuje na to, że pan od kwiatków nie był snem. Jak automat zbiegam na parter do Rafała. Otwiera drzwi lekko zdziwiony, ale on nigdy nie traci rezonu

-          O, zdążyłaś jeszcze napaść na jakąś kwiaciarnię widzę. Niezły bukiecik – dowcipkuje

-          Mogę wejść? – pytam

-          Jasne, wskakuj. Jakiś wielbiciel Cię obdarował?

-          Na to wygląda – odpowiadam kompletnie skołowana – Przywiózł je ten facet, którego bagażówka blokuje wejście, posłaniec znaczy się

-          I pewnie nie potrafisz w tej górze kwiecia znaleźć bileciku...Daj, pomogę Ci...O, jest – Rafał podaje mi kartonik

„Chciałbym Ci w ten sposób życzyć miłego dnia. Pozdrowienia. Sebastian”. Rany, co za facet! Kto dziś przesyła w ten sposób kwiaty? Oboje z Rafałem jesteśmy pod wrażeniem. W końcu idę do siebie, muszę zadzwonić i podziękować za tak miłą niespodziankę.

Sebastian odbiera od razu, jakby czekał na ten telefon. Dziękuję za tę uroczą niespodziankę, a Sebastian przyznaje się, że zamówił je przez internet po naszej porannej rozmowie. Coś jest w nim takiego, co mnie pociąga i sprawia, że świetnie się czuję w jego towarzystwie. Opowiadam mu o wszystkim, o pracy, Rafale, o tym, że Elka wyjechała do Zakopanego i będę musiała przełożyć oglądanie „Władcy Pierścieni”...Gadamy tak już godzinę, aż Bazyl się niecierpliwi i miauczy. Żegnam się więc z żalem i po raz setny pytam siebie czemu on tak daleko mieszka...

Po godzinie dzwoni telefon. To Sebastian! „Chciałem cię tylko usłyszeć...Tak dobrze nam się rozmawia...”. I znów rozmawiamy przez dwie godziny jak ludzie, którzy widują się codziennie. Nie wiem co myśleć o tym.

Sobota, jak miło pospać sobie do dziesiątej. W całym mieszkanku unosi się zapach kwiatów a ja wstaję rześka i radosna. Nawet to, że nie obejrzę dziś filmu na który czekam od tak dawna. W wyśmienitym nastroju, słuchając Stinga,  pucuję mieszkanko i zabieram się za gotowanie pysznego spaghetti. Po piętnastej odzywa się dzwonek do drzwi...Czyżby Rafał? Patrzę przez wizjer i widzę wysokiego chłopaka. Nie znam go. Zaczynam czuć lekki niepokój, kto to może być?

-          Kto tam?

-          Sebastian – odpowiada facet stojący za drzwiami. W pierwszym momencie nie kojarzę

-          Kto?

-          Sebastian Garlicki

Sebastian! Rany, co tu zrobić. A jeśli to jakiś oszust? Z duszą na ramieniu otwieram drzwi. Wygląda tak jak na zdjęciu, które mi przysłał. Ja swego nie wysłałam, z wiadomych powodów...Tymczasem on wcale nie wygląda na zaskoczonego czy zdegustowanego

-          Witaj Moni, czy ja aby nie przeszkadzam? Wiesz, ja tak pomyślałem, że...bo ja też lubię Tolkiena i słyszałem, że „Władca Pierścieni” jest świetny i ...pomyślałem, że może poszlibyśmy razem do tego kina? – Sebastian wyciąga rękę, w której są dwa bilety do kina w centrum mojego miasta

-          Sebastian! Chcesz powiedzieć, że przyjechałeś z drugiego końca Polski, żeby mnie zabrać do kina? – jestem coraz bardziej zdezorientowana

-          Tak – odpowiada – i na obiad i na zakupy, jeśli się zgodzisz. Wiem, że to nie to co, z Elką, ale oferuję swoje usługi. Tylko powiedz czy zechcesz, bo jeśli nie chcesz to natychmiast sobie idę

To już brzmi znajomo. Taki właśnie styl ma Sebastian – bezpośredni i otwarty. Coś jest takiego w nim, że można mu zaufać. Wpuszczam go do mieszkania i po chwili już siedzimy w kuchni, jak starzy znajomi i płaczemy ze śmiechu z jego przygód w trakcie podróży. Poszliśmy na te zakupy. Pierwszy raz robiłam zakupy z facetem, ale doradzał mi prawie tak dobrze jak Elka. To było takie naturalne, ja i on razem na zakupach, w kinie, na obiedzie. Chyba zwariowałam, przecież widzimy się pierwszy raz w życiu. Czemu tak ufam temu człowiekowi?

Przyglądam się mu, jest całkiem przystojny, dobrze wychowany, potrafi się znaleźć w każdej sytuacji, chętnie służy pomocą...

-          Przyglądasz mi się, Moni – wyrywa mnie z zamyślenia Sebastian

-          Tak. Zastanawiam się czemu Ci zaufałam na tyle, żeby wpuścić cię do mieszkania. Widzimy się w końcu pierwszy raz. Przecież mogłeś się okazać Kubą Rozpruwaczem

-          Moni jak zwykle pragmatyczna. Nie doceniasz roli internetu. Trochę cię poznałem w ciągu tych miesięcy odkąd do siebie piszemy, wiesz? – w oczach Sebastiana błyskają wesołe ogniki

-          O, czegóż zdążyłeś się o mnie dowiedzieć?

-          Wiedziałem, że jesteś ciepła, miła, inteligentna...zafascynowałaś mnie swoją osobowością. Byłem pod coraz większym wrażeniem, z rozmowy na rozmowę...Nie wiedziałem tylko jednej rzeczy...Że jesteś taka piękna, Moni.

-          Och, daj spokój, przecież wiem, że to nieprawda...

-          Nie przerywaj mi, proszę, bo nigdy nie powiem tego, co ci chcę powiedzieć...Zbieram się na odwagę od bardzo dawna...Ja się w tobie zakochałem Moni

Sebastian patrzy na mnie i czeka na moją reakcję. Jakąkolwiek reakcję. Tysiące myśli wirują mi w głowie, ale przede wszystkim ta jedna, że chcę tego. Chcę spróbować życia z tym facetem, obcym-nieobcym, wirtualnym znajomym, który w ciągu paru dni stał się rzeczywistością...

(...)

Kochana Elu!

Ślemy Ci serdeczne pozdrowienia z Tunezji. Tutaj jest jak w bajce, nie można sobie wyobrazić lepszego miejsca na podróż poślubną. Żałuję, że odkąd przeniosłam się do Gdańska tak rzadko się widujemy. Piszesz mi w ostatnim liście, że nie ma już prawdziwych facetów. Są. Poszperaj w internecie. Całujemy cię serdecznie. Szczęśliwi małżonkowie i przyszli rodzice. P.S. Z tymi rodzicami to cię zaskoczyliśmy, co? Szczegóły po powrocie.

 

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy