Reklama

Pewnego dnia ...

Opowiadanie, którego bohaterką jest kobieta - 23 letnia Zuza, która swój zwykły dzień potrafi zmienic w wyjątkowy i niepowtarzalny dzięki swoim gafom ,życiowym roztargnieniu i dwójce dziwnych kotów.

Opowiadanie, którego bohaterką jest kobieta - 23 letnia Zuza, która swój zwykły dzień potrafi zmienic w wyjątkowy i niepowtarzalny dzięki swoim gafom ,życiowym roztargnieniu i dwójce dziwnych kotów.

Ciemno. Słyszę w tle jakąś melodyjkę - prawdopodobnie jest to budzik mojego faceta. Faktycznie podnosi się z łóżka i słyszę wielkie westchnięcie. Stwierdzam, że jest za ciemno i trzeba iśc spac. Jestem w półśnie i słyszę ciche " Maleńka... Maleńka... wstań. Obiecałaś, że mi pomożesz..." No tak. Miałam pomóc. Zatem trzeba wstac. Podnoszę głowę i widzę, że na dworzu mgła... aż mi się oczy otwierają szerzej z niedowierzania. No takiej mgły to ja jeszcze nie widziałam. Widząc moje zdziwienie Michał szybko informuje mnie, że to śnieżyca. No tak w zimę nie ma mgły - jest śnieżyca. Z 10 piętra widac niewiele - siwo, biało - to wszystko. 

Reklama

Schodzimi ze wszystkimi walizkami, torbami. Oczom nie wierzę! Śniegu po kolana, ciężko otworzyc drzwi - no tak zima. Ta zima upragniona, wyśniona, jak z dzieciństwa. Pakujemy tobołki i Michał jedzie. Na jak długo - nie wiem. Chcę wierzyc, że na tydzień - przecież 21 grudnia ma byc koniec świata! Koniec świata bez ukochanego mężczyzny - to nie może byc koniec świata lub musi wrócic.  Stwierdzam, że delegacje to zło. Wielkie zło.

W domu pusto. Godzina 3.37. Nie lubię tej godziny. Jestem dorosłą kobietą, ale pewne symbole wypełniają mnie strachem. Szybko przebieram się w koszulę nocną i wskakuję do łóżka. Sen szybko zabiera mnie do lepszego świata.

"Don't wake me up up up up up up..." tak tak to dźwięk budzika. Tekst motywuje mnie do jeszcze 15 minutowej drzemki. Po chwili słyszę, że coś na mnie wchodzi. Oto ona. Moja futrzana przytulanka prosto ze schroniska. Mizia mnie wąsami, a ja stwierdzam, że nucę jej piosenkę z mojego budzika. Nie, nie tak byc nie może. Trzeba wstac. Jest 6.45, a ja muszę zdąrzyc na autobus do pracy. Siadam na swoim krzesełku, wyciągam kosmetyczkę i szukam kremu nawilżającego. Po 5 minutach poszukiwań stwierdzam, że leży on na półce w łazience - niestety muszę zrobic slalom pomiędzy kotem, który próbuje się obudzic (ma z tym tak samo wielkie problemy jak ja), a kotem, który chce się ze mną przywitac - bo przecież jeszcze dzisiaj tego nie robiła. Po uroczystym mizianu się o moje nogi siadam z kremem w ręku i nakładam go na siebie, do tego troszkę korektora i fluidu. Jak zwykle w pośpiechu i na mojej twarzy robi się wielka papka. Zawsze sobie myślę, że zrobie taką mieszankę (krem, korektor,fluid) i po prostu będę to nakładac, a nie męczyc się po kolei. Muszę zrobic coś z rzęsami -  z natury mam je białe. Tak są białe. Nie wiem czemu Matka Natura tak mnie obdarzyła, ale nie widac ich w ogóle. Poszukuję w mojej magicznej kosmetyczce zalotki - jest! Ledwie widząc na oczy zaciskam zalotkę, a tam nie wiem jakim cudem znalazł się ogon kota. Sprawdzam. Ogon na miejscu. Kot obrażony siedzi w kącie. Mam chwile na dokończenie maluku. Rzęsy pomalowane w 2 minuty! Jakim cudem nie wiem, ale cud się jakiś zdarzyc musiał. Jeszcze tylko róż do policzków. Ale gdzie jest pędzelek? Nie, nie wierzę własnym oczom. Kot dusi się włosiem z pędzelka. Krótka reanimacja. Zwierze żyje, pędzel nie. Trudno, ale jestem już tak czerwona ze złości, że nie potrzebuję różu do policzków.Łyk kawy i mogę pędzic na autobus.

Wpadam do pracy - spóźniona, wszyscy spóźnieni. Samochody, autobusy zakopane w śniegu. Pierwsze co robię sobie kawkę z mlekiem. Koledzy dziwnie na mnie patrzą. Wyciągnęłam lustorko i w dzisiaj to już 3 raz, kiedy nie wierzę własnym oczom - pomalowałam jedno oko! W torebce nie noszę tuszu, w pracy sami mężczyźni. Cóż trzeba zmyc wszystko. Już wiem dlaczego pomalowanie rzęs zajęło mi tylko 2 minuty. Cudów nie ma - trzeba się z tym pogodzic, chociaż z rana byłam jeszcze skora, aby w to uwierzyc.

16.00 koniec pracy. Ufff... 8 godzin siedzenia przy komputerze. Nie czuję pośladków - trzeba się troszkę rozruszac. W drodze z pracy dostaję dziwny telefon: "Zuza?", "Oczywiście, że Zuza. Słucham Cię", "Chciałem zapytac, czy nie znajdziesz dzisiaj chwilki, aby pójśc ze mną do centrum. Szukam prezentu dla siostry, a że ona w Twoim wieku, podobna do Ciebie. Może pójdziesz?", "Przyjedź po mnie o 18". Weszłam do domu, nakarmiłam koty i zrobiłam sobie tosty - ot zajadam się takim obiadem, kiedy Michał jest w delegacji. Zrobiłam herbatę i zastanawiam się dlaczego Maciej (który dzwonił pytając o pomoc w zakupach) dzwoni zawsze wtedy, kiedy mój facet jedzie na delegacje. Dopiero teraz zaczęło mnie to zastanawiac. Nigdy nie pytałam o jego stan - czy ma żonę (obrączki nie nosi), kobietę... cokolwiek. Zawsze nasze rozmowy toczyły się wokół mnie, żaliłam mu się na Michała, opowiadałam co u moich rodziców. Wiem tylko, że ma 30 lat, mieszka sam w domu na obrzeżach miasta, ma siostrę w moim wieku. Tylko tyle. Ahhh zapomniałabym dodac, że jest uroczy, przystojny - uwielbiam blondynów z niebieskimi oczami. No nic... muszę bardziej go podpytac o jego życie. I może wtedy odgadnę dlaczego zawsze jestem mu bardzo potrzebna kiedy Michał jest w delegacji. Pomaluję trochę oczy i uciekam. Ciekawośc mnie zżera, co powie....

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy