Reklama

R.I.P.dobra kobieto

- Hej Tereskaaaa. Tereskaaaa – Nie ma jej. Myślę sobie i czekam na górce w ogródku  aż ktoś wyjdzie z niecierpliwością wpatrując się w drzwi domu a nuż ktoś się pojawi.

- Tereskaaaaaa. Tereskaaaaaa – ehhh jednak nie ma. Ale wychodzi jej mama. Pochylona, chudziutka kobiecina o szpakowatych włosach w fioletowym fartuchu i zielonej chustce na głowie, którą wiązała do tylu.

 - Kasia, Tereska jeszcze a szkole jest  - odpowiada jej mama

 - Dobrze, to ja za chwilę znowu zawołam – odpowiadam.

Reklama

Po kilkudziesięciu minutach, w końcu doczekałam się Tereski i śmig leciałam, do mojej sąsiadki się bawić. Wiedziałam, że mama jej miała zawsze napieczonych kołoczków z serem albo makrony. A jak przychodziła Wielkanoc bądź Boże Narodzenie to z pieca wyciągała niezliczone ilości makowców i innych ciast pieczonych też na zamówienie innych osób.

Zawsze uśmiechnięta kobiecina, ciesząca się życiem więcej niż inne osoby. By otworzyć furtkę, jak ktoś do niej przychodził wychodziła z domu i zawsz zamiast sobie iść powoli biegła truchcikiem uśmiechając się radośnie.

Gdy stałam się dorosła i już nie stałam na górce i nie krzyczałam – Tereskaaa -,  wyjechałam na studia, przyjeżdżając  w odwiedziny do domu szłam zawsze z moją mamą do niej na kawę i na oczywiście kołoczki z serem.

A ona opowiadała…..opowiadała nam swój dramat, który zaczął się już wtedy, gdy stałam na górce i wołałam  - Tereskaaa – by się z nią pobawić. Tylko wtedy byłam za mała by zrealizować, co się dzieje w domu mojej sąsiadki, przez jakie piekło przechodzi i jak to się odbija na jej zdrowiu.

Pamiętam jak przez mgłę, gdy Tereska przybiegła do nas do domu by zadzwonić po policję (był to okres gdy czekało się na telefony i nie każdy od razu dostał), bo ojciec w domu siekierą po pijaku ich goni. Wtedy był mężczyzną w kwiecie wieku, katolikiem uczęszczającym regularnie do kościoła, pijącym regularnie i zapewne bo skoro katolik to też uczęszczającym do spowiedzi – tylko zastanawia mnie fakt co on mówił. Czy to że regularnie psychicznie wykańcza swoją rodzinę?? A jeżeli  to mówił, to kto mu odpuścił?

Uspokoił się, z tego co mi się wydaje jak został dziadkiem, chociaż w moich oczach pociąg pt. życie rodzinne dawno z tego domu odjechał.

A żona jego, najlepsza kobieta, skrywała wszystkie te zniewagi, a w dodatku starała się pomóc innym ludziom mającym problemy. Jednak, gdy wydawało się, że będą żyli, już nie mówiąc ze sobą, ale obok siebie w spokoju traktując się nie jak mąż i żona, ale jak znajomi, to wtedy On, facet po 70 – siatce nawiązał listowny romans z kobietą z Francji, która pisała do niego listy z nagimi zdjęciami. Ona – kobieta prawie 80 – letnia, matka, babcia mimo, że małżeństwem byli już tylko na papierze, przejęła się strasznie zniewagą, poniżeniem jakiego doznała z jego strony. Wydaje mi się, że oglądając nagie zdjęci innej kobiety czuła się gorzej, niż wtedy gdy On gonił ja siekierą.  Nawet widząc Go chcącego popełnić samobójstwo, odciągnęła go od tego….miast bardziej pociągnąć za sznurek.

Szkoda, że była innej generacji, wychowana według innych norm społecznych….bo mogła odejść już dawno i być szczęśliwą….teraz odeszła, ale na zawsze…zmarła po prostej operacji usunięcia kamienia…jeszcze leżąc w szpitalu opadnięta z sił mówiła o zdjęciach, które widziała….dobił ją. Psychicznie. W takich przypadkach zawsze odchodzą ci, którzy nie powinni.

Patrząc na to wszystko, widzę, że to nie tylko kobiety starsze zostają z Nimi, nie odchodzą bo boją się Jego lub wstydu. Nie wiem.

Zadziwiają mnie kobiety młode z małymi dziećmi…..one zostają, czekają, myślą, że po 100-tnych przeprosinach oj jednak się zmieni….Dziewczyny, kobiety (zamężne bądź w związkach) Oni się nie zmienią….nie czekajcie na Dar Boży…odchodźcie…nawet nie mając nic…nie zważajcie na potępienie ze strony rodziny, znajomych…dacie radę same jak i mając dzieci. Ważne by nie czekać zbyt długo……

R.I.P  Pani Ł.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy