Reklama

Samotność part II

Mój felieton o samotności.

Mój felieton o samotności.

Dzień dobry, zastanawiał się Pan kiedyś, czym jest samotność? Czym się objawia? Czy ma jakąś definicje? Nie? To ja Panu o niej opowiem. Z autopsji. Znam ją lepiej niż moją przyjaciółkę, modlitwy kościelne i tabliczkę mnożenia. Udało się Panu kiedyś zapomnieć tabliczki mnożenia? Właśnie. Ja o swojej samotności też nie zapominam. Ona siedzi w mojej głowie niczym rak mózgu, który z każdym dniem powolutku mnie zabija. Można powiedzieć więc, że to choroba, która czasami ma tendencję do atakowania także serca. Złośliwa. I wie Pan, że nikt nie chciał nigdy mnie wyleczyć? Nikt. Nikt nie chciał wiedzieć co mam w głowie, o czym myślę, o czym marze, czego się boję. Nikt nie chciał wypełnić mojej głowy sobą, zastępując tą samotność.. Przecież jest tyle planet we wszechświecie, tyle kontynentów, krajów, miast – i żadnego porządnego neurochirurga czy kardiologa. Rozumie Pan?! To niedorzeczne. Nie, niech się Pan teraz nade mną nie lituję, to dość pospolita choroba w dzisiejszych czasach.  Tylko nie każdy tak otwarcie o tym mówi. Bo samotność jest wtedy, kiedy kogoś brakuję tak bardzo, że aż boli. Dlatego ja to Panu mówię w zaufaniu i żeby mnie Pan dobrze zrozumiał. Czasem wydaje mi się, że ludzie mnie nie rozumieją. Czasem często. No, ale nieważne. Pyta Pan, czy boję się takiej śmierci ? Nie, nie boję się. To kwestia przyzwyczajenia. „Każdy dzień tracisz, nie mając na kogo go wykorzystać”.  Taka moja rutynowa samotność.  Powtarzana dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.  Jak się z tym czuje pyta Pan? Czuję się jak rzecz. Jak książka z piękną okładką, której nikt nigdy nie otworzył, tylko podziwiał z zewnątrz. Ja też nie otwieram się przed ludźmi. Otwieram się tylko przed tymi, których interesuje moje wnętrze.  Nie spotkałam jeszcze kogoś takiego, kto byłby nim zainteresowany. Często bywa tak, że ktoś mnie bierze do rąk, przeczyta mnie kawałek po kawałku, dotknie moich liter opuszkami palców..przytuli mocno do serca i… zostawia. Rzuca niedbale na podłogę lub ściska w regał, między inne kobiety… to znaczy inne książki, och jaka ja jestem chaotyczna, przepraszam. Wie Pan jakie to smutne, że nikt nie ma do mnie sentymentu, nikt nie chcę po mnie wrócić i podziękować, że tyle wniosłam do jego życia? Bo nikt nie potrafi czytać między wersami. Mam już swój wiek i paręnaście blizn, których nie usunie laserowo żadna kosmetyczka. Są to blizny permanentne, jak tatuaż. Na duszy. Mam jeszcze kartę stałego klienta w aptece i rabat na wszystkie tabletki przeciwbólowe. Tylko to nie jest taki zwykły ból brzucha. To ból serca. Na to nie ma lekarstwa. Ani żadnego kardiologa.  Co? Dlaczego zapytał Pan o miłość? To przecież fikcja literacka, powtarzana w filmach, powieściach i muzyce. Spotkał Pan kiedyś miłość na ulicy? Taką realną, prawdziwą? Miłość proszę pana jest jak święty mikołaj. Z wiekiem przestajemy wierzyć w to, że w pewien uroczysty dzień przyjdzie do nas, ktoś taki i da prezent w postaci szczęścia. Absurd, w który  ja wciąż naiwnie wierze i czekam. I to mnie zabija.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy