Reklama

Zniknąłem, żeby ona mogła żyć.

Zniknąłem, żeby ona mogła żyć.

Dostałem w pysk od Ryśka i wtedy poczułem ulgę, zrozumiałem, zrozumiałem, że ona nie należy do mnie, przeszkodziłem tym dwojgu być ze sobą, tylko przeszkodziłem...

To sie stało na pierwszym roku, na pierwszym wykładzie, na Doktrynach Politycznych, jak tylko wszedłem do sali i zobaczyłem ją jak siedzi obok Radzia wiedziałem, czułem, że ona jest wyjątkowa. I kiedy Radziu nas przedstawił, a ona była dziecinnie zdenerwowana, a póżniej jak niespodziewanie przygrzała mi z grubej rury w czasie wykładu, że prawie wyskoczyłem z butów i prawdopodobnie – gdybybyła facetem – to dyskusja skończyłaby się bujką. Ta niepozorna osóbka dopiekła mi, aż się zagotowałem, po tych niecałych 90 minutach przebywania z nią, na tych pierwszych , nieszczesnym zajęciach,  zakochałem się i stwierdziłem, wręcz byłem przekonany, że to nie przez przypadek ona usiadła obok Radzia i Ryśka, to nie mógł być przypadek, że ona się zjawiła tak po prostu i wybrała nas...czy to był przypadek, ślepy traf...?

Reklama

 

Radzia znam od zawsze, to samo przedszkole, ta sam podstawówka, liceum a teraz studia. Ryśka znam od liceum – pojawił się tak nagle, w czasie lekcji polskiego, został nam przedstawiony, jako nowy kolego... więc Radek i ja  przygarneliśmy go i tak powstała Święta Trójca. Mimo, że Radka znam tak długo, to nigdy nie miałem z nim takiego kontaktu jak on z Ryśkiem, ale nie zmieniało to faktu, że byliśmy przyjacółmi a teraz Ona. Święta Trójca była dotychczas tylko ciałem, teraz dzięki Niej mieliśmy duszę...

 

Dużo czasu upłyneło zanim powiedziałem jej, co czuję, że ją kocham... Ona zawsze tak głęboko patrzyła się w moje oczy, zawsze miałem wrażenie, że mówi do mnie, ale ja wtedy nie znałem tego języka, nie byłem w stanie odszyfrować tego, co chciała mi powiedzieć...więc wiele czasu upłynęło zanim zrobiłem ten pierwszy krok...byliśmy przyjacółmi i myślałem, że jako przyjaciel znam ją doskonale, że wiem o niej prawie wszystko, że po spędzonym razem czasie, wakacjach, nauce, studiach, nieprzespanych nocach pogrążeni w jakiś niedorzecznych politycznych dyskusjach, czy po prostu rozmowach, tysiącach godzin spędzonych w pubach, kinach, impreazach i wspólnie zjedzonych posiłkach, obiadach czy kolacjach...wiedziałem jaką muzyke słucha, że kocha Wicia, jakie książki czyta, filmy ogląda, jakie drobne rzeczy sprawiają jej radość (zbożowe ciasteczka na śniadanie), czego się boi (panicznie burzy, zamykała się w łazience i paliła piepierosy), czy jak się złości to marszczy nos, jej dziurki się robią troche większe, mróży lewe oko,  a na czole pojawia się zmarszczka... Ale jako przyjaciel nie wiedziałem jak pachnie jej skóra, włosy czy jaki smak mają jej usta, teraz wiem i nigdy tego smaku nie zapomnę.

 

Dopiero na koniec trzeciego roku odważyłem się jej to powiedzieć, na ostatnich zajęciach , na filozofi. Wtoczyłem się do gabinetu z wielkim krzakiem kwiatów, ona stała tyłem do drzwi, więc nie zauważyła mnie. Stanąłem za jej plecami i dotknąłem jej ramię. Ona się odwróciła, a ja facet, który wśród tych wszystkich osób, miał opinię zimnego drania, więc w obecności tych wszystkich ludzi powiedziałem, że ja kocham...w ciszy słychać było tylko dzwię opadających szczęk i Ryśka, który wykrztusił „kurwa mać, no to ładnie!”... Przytuliła się do mnie i wyszeptała do ucha,  „traciłam nadzieję, myslałam, że już nigdy tego nie powiesz”. Pocałowała mnie i od tamtej pory wiem, że jej usta są zawsze słodkie i kwaśnie jednocześnie – jak wiśnie.

 

Po tym wykładzie wyszliśmy z uczeli jako para, trzymałem ją za rekę  i szczęście mnie przeszywało, całe moje ciało...ten wieczór skończył się u niej w mieszkaniu...staliśmy na środku pokoju, światło księżyca  wpadało przez okna dachowe, dając szarą poświatę...pierwszy raz miałem ja  tylko dla siebie i łapczywie próbowałem każdy skrawek jej ciała. Teraz wiem, że  Jej skóra i włosy pachniały wanilją...Byłem w ten dzień i w każdy następny, i przez następne lata najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi – i nie miało dla mnie znaczenia, że byliśmy różni, że jak sie kłóciliśmy, to wióry leciały i było nam ciężko dojść  do porozumienia, że nie lubiłem jej koszulek z durnymi napisami czy tego, że w pewnym dniu ścieła włosy jak żołnierz,  bo zafarbowała  się na blond i to całe farbowanie skończyło się totalną katastrofą, że często podejmowała złe decyzje lub podejmowała je  spontanicznie, nie zastanawiając sie nawet przez sekunde...ale to nie miało znaczenia, bo sie kochaliśmy i wtedy wiedzałem, że różnice się przyciągają, a my jesteśmy tego przykładem!?

 

Wszystko sie zaczeło komplikować po balu, na który zaprosił nas Radziu, wtedy on już był szyszką świata reklam... to wszystko zaczęło się na tej imprezie. Radziu przyjechał po nas limuzyną, w środku zapaliłem z Radziem skręta, Rysiek nie chciał, wymamrotał tylko, że on dzisiaj tylko pije i nie ma checi na holenderkę, że pije dzisiaj tylko wytrawne trunki. Był z jakąś następna z rzędu dziewczyną (nikt nie był w stanie zapamiętać imion tych wszystkich kobiet, bo zmieniał je za szybko, jak była Ania, to po chwili była Gośka, Marzena,Monika, Marlena...). Od czasu kiedy byłem z nią , Rysiek unikał mnie i trzymał mnie na dystan, dziwnie się zachowywał... Ale to właśnie ten wieczór rozpoczął czas klęsk i żywiołów! W jakimś momencie zostałem sam przy naszym stoliku...nie wiem jak i kiedy obok mnie usiadł dziwny koleś, nie pasujący kompletnie do tej imprezy, miał beżową płócienną marynarke i spodnie, biały t-shert, mokasyny, nie miał skarpet. Odezwał się do mnie w tej samej chwili, co się pojawił, „jak oni ślicznie wyglądają, jak myślisz” i wymienił tu moje imię. Od niechcenia odezwałem się również, „że kto pięknie wygląda?”. Nieznajomy gość odpowiedzał, „no jak to kto? Przecież mówię o Niej i Ryśku” i znów powiedzał moje imię, zaczęło mnie to denerwować, że on mnie zna, a ja go nie kojarzę, nie znam kolesia! W pewnym momencie ze złością w głosie, wysedziłem przez zęby „skąd mnie znasz? Ja ciebie nie znam i nie chce mi się z tobą gadać!” Jego twarz po tych słowach zmieniła się, twarz sie mu nienaturalnie wykrzywiła, jego oczy stały się czarne, miałem wrażenie, że zniknęły kompletnie, to były tylko oczodoły a w nich próżnia...nic...Jego oddech śmierdział, to był zapach szlamu, zgniliżny i nie wiem,  kiedy mnie złapał za ramię, ścisnął je jakąś niewyobrażalną, nadludzką siłą, poczułem bół,  miałem wrażenie, że za chwilę zmiażdży mi rękę. Kiedy tak  mnie trzymał, wyszeptał tylko „pamiętaj, że to nie ty, to nie o ciebie tu chodzi i schowaj ten kawałem metalu w ciemniejsze miejsce, zapomnij o niej, zniknij, żeby ona mogła zacząć w końcu żyć, bo inaczej ktoś będzie cierpiał” i zniknął w ten sam sposób, w jaki się pojawił, poczułem tylko ból. Wtedy nie zrozumiałem tego, pomylałem, że to tylko halucynacje po skręcie, który wcześniej wypaliłem z Radziem!

 

To był wrzesień, ciepły wrześniowy wieczór. Czekałem na nią, kiedy wróci z pracy, zrobiłem kolację, zapaliłem chyba wszystkie świece, które znalazłem w domu, zrobiłem romantyczną atmosferę. Zastanawiałem się już wystarczająco długo i doszedłem do wniosku, że to dobry czas, że to najlepszy czas. Kochałem ją, ona mnie i chcę z nią spędzić resztę życia. Wiec kiedy weszła do środka była zaskoczona, wyglądała na zaskoczoną i zdenerwowaną jednocześnie. Gołym okiem dało by się zauważyć, że jest zaniepokojona, ale zignorowałem to i po kolacji wyciągnąłem „kawalek metalu” i się je oświadczyłem i ku mojemu zaskoczeniu, oświadczyny nie zostały przyjęte. To był masakryczny cios, lewy sierpowy, który przewraca przeciwnika. Była zła, była wsiekła, pojawiła się jej zmarszczka na czole, kłóciliśmy sie strasznie w tą ciepłą wrześniową noc, jak nigdy wcześniej. Płakała strasznie i troche zmiękczyły mnie te łzy, uspokoiłem i polożyłem ją spać, zasneła, ale ja nie miałem chęci położyć się obok niej, nie dzisiaj, zamknąłem się w pracowni. Usiadłem na niebieskiej sofie i odpaliłem papierosa i natychmiast poczułem przeszywający ból na ramieniu, podniosłem rękaw i zobaczyłem olbrzymiego sinca-krwiaka na ramieniu – i wtedy zrozumialem, że to nie o mnie chodzi, że muszę zniknąć, żeby ona mogła zacząć żyć!!!

 

I tak też zrobiłem, pod jej nieobecność w domu, zabrałem swoje rzeczy, wyprowadziłem się, przeniosłem się do rodziców i wtedy zaczął się prawdziwy koszmar! Wiedziałem, że ona się zatraca, że nie rozumie dlaczego od niej odszedłem, że probowała się ze mna skontaktować na wszelkie możliwe sposoby, że mnie kocha, że jest teraz w jakimś strasznym miejscu, że cierpi, że jest nad przepaścią...serce mi pękało również, wyłem z bólu, bo chciałem z nią być, bo kocham ją nad życie, że strasznie za nią tęsknię, że kiedy jej nie ma, to jest tak, jak by mnie nie było również, że ona mnie uzupełnia, że ona jest tym brakującym ogniwem. To był jakis wieczór, nie byłem w stanie już wytrzymać, brakowało mi jej, potrzebowałem jej jak powietrza, jak chleba, jak wody. Wieczór,  wybiegłem z mieszkania, wsiadłem do auta, pędziłem przez miasto, złamałem chyba wszystkie przepisy drogowe, zatrzymałem się przed jej kamienicą, wybiegłem z samochodu, pchnąłem drzwi do kaltki i przed moimi oczami wyłonił sie z kompletnej ciemności nasz a teraz jej sąsiad w tych swoich dresach z lat 70-tych, a może 80-tych, w chińskich tranisówkach bez skarpet. Wypuszczając gesty dym papierosowy wymamrotał nie patrząc się nawet na mnie „pamiętaj, że to nie ty, to nie ty człowieku, zostaw ją,  ona z tego wyjdzie...to nie ty!” Odwrócił się i zniknał w ciemnym zakamarku ponownie. Nie wiedziałem, co się dzieje, czemu spotykam dziwne postacie bez skarpet i czemu wszyscy mi mówią, że to nie ja!!? Wbiegłem na czwarte piętro i stanołem pod jej drzwiami, już prawie zapukałem, ale jakaś niewidzialna siła zatrzynała moją rękę. Oparłem się o scianę zrezygnowany, chciałem ze złości rozpieprzyć te cholerne drzwi. Wiedziałem, że ona tam jest, po drugiej stronie i czeka na mnie, ale ja nie byłem w stanie kurwa zapukać! Zbiegłem po schodach prawie na złamanie karku, wsiadłem w samochód i ruszyłem z piskiem opon.

Na następny dzień ktoś zapukał do moich drzwi, podszedłem niepewnie, spojrzałem przez judasz i ku mojemu zdziwieniu, po drugiej stronie stał Rysiek. Otworzyłem drzwi i ocknąłem się na podłodze, bolała mnie szczeka i czułem smak krwi w ustach – Rysiek na dzień dobry sprzedał mi lewego sierpowego. Podnósł za koszule , wcisnął mnie w ściane i wysedził przez zęby „ty cholerna pizdo, gdyby nie to, że jesteśmy jeszcze przyjaciółmi, to bym cię tu zatluk, czemu jej to robisz? Ty pizdo...” odepchnął mnie i zszedł wolno po schodach...nie wiem co on po tym czuł , ale ja poczułem ulgę, pierwszy raz od kilku tygodni ogarnął mnie spokój. Zrozumiałem, że to nie ja , że to Ona i Rysiek są sobie przeznaczeni i że cokolwiek się stanie, to On Ją uratuje, a ona zrozumie...

 

Widzę ją przy wejściu do Galerii  Dominikanskiej, jestem po drugiej stronie ulicy. Ma trochę krótsze włosy – wiatr je rozwiewa i muska. Uśmiecha się, ale nie do mnie...Chciałbym jej pomachać, ale pod pachą mam teczkę z pracami Gosi, trzymam ją za rękę i rozmawiam z mamą przez telefon.  To dobrze, że mam zajęte ręce bo gdybym mógł, gdybym do niej pomachał, to chciałbym ją mieć tylko dla siebie, na zawsze, wiec znikam, żeby Ona mogła Żyć!

Napisz co myślisz, czekam na opinie, krytyka mile widziana lub twitnij @mreno_r

Dziękuję

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy