Reklama

Bałagan damsko- męski: Perfekcyjna randka cz. 1

Stało się! Wybrał twój numer, zadzwonił, zapytał Czy może byś zechciała, tak oficjalnie, ale grzecznie, ujmująco, jednak stanowczo i ten jego głos…, czy on musi nawet przez telefon cię nim uwodzić, katować by w końcu zaprosić cię na wspólny wieczór, tylko we dwoje, bez przyjaciółki, kolegi, telewizora? Nie mógłby tak zwyczajnie zadzwonić i spytać:

- Słuchaj, mam wolny wieczór, może byśmy poszli do kina? – niby tak od niechcenia.

Ale nieee, On woli cię otumanić byś zmysły postradała, byś tylko o nim całe popołudnie myślała bawiąc się loczkiem sprytnie owijając kosmyk włosów na wskazujący paluszek, z taką niewinną minką, zagryzając wargi i przy okazji byś mogła się nabawić zegarowej nerwicy:

Reklama

- Słuchaj – na chwilę pojawia się cisza w słuchawce, twój rozmówca chce się upewnić, że go słuchasz i wszelkie twe myśli oscylują wokół jego skromnej osoby – mam wolny wieczór – znów pauza, znamionująca, iż zbliżamy się do punktu kulminacyjnego, w duchu pojawia się lekka niepewność, słyszysz muzyczkę, skrzypce cichuteńko i głośniej i głośniej, perkusja, uderzenie i uderzenia! a nie, to serducho ci tak wali -  może byśmy… - nie zdąży dokończyć, bo:

- Tak! – palniesz mimochodem.

Nie potrafiłaś się powstrzymać? O dżizas… On już ma tą pewność, której tobie brak.

- Tak? Świetnie, kino? O dwudziestej?

- Yyy tak, tak – a teraz co? słów nie znamy?

            Chwile później, no może kilka chwil później.

Jesteś oszołomiona. Zadzwonił, porozmawiał, pamiętał o tobie, tyle wysiłku, więc mu zależy najpewniej! Euforia! A może…, nie to głupie…, a może on się w tobie zakochał?! Spokojnie, spokojnie, to tylko taka teza, luźno rzucone zapytanie narratora.

- Boże, on się zakochał! Bo z kim się chodzi na randki? Z u k o c h a n ą, a nie koleżanką czy znajomą z osiedla! On jest we mnie zakochany! – błyskawicznie go rozszyfrowałaś – Ale tak szybko? Przecież nawet za dobrze się nie znamy? Ale w sumie nie ma co się mu dziwić, takiej jak ja nie znajdzie w całym kraju, a nawet i na całym świecie! Nie miał innej opcji, jak zakochać się we mnie, to jest oczywiste, trudno, będę jakoś się z tym musiała pogodzić – jakaś ty wyrozumiała i dobroduszna, doprawdy. Inni powinni brać z ciebie przykład!

            Rozpoczyna się maraton. Biegasz jak najęta po mieszkaniu, podskakujesz, tańczysz, krzyczysz, cieszysz się, tak by znów podskakiwać i mruczeć pod nosem. Jesteś rozemocjonowana tak bardzo, że nie jesteś w stanie zadzwonić do przyjaciółki, bo z przejęcia kluska w gardle, dłonie drżą uniemożliwiając trzymanie komórki w dłoni bez obawy jej upuszczenia, a może to jakiś paraliż, cholera wie? Nie ma czasu na hipochondrię! Masz randkę! Batalię o miłość pora zacząć! Nad swym wątłym ciałem będziesz mogła pobiadolić w towarzystwie najlepiej Jego. Kiedyś. Nie dziś. A wówczas on ci poda mleczko, przyniesie kocyk, włączy ulubiona płytę, sięgnie z szuflady wełniane skarpeciochy…, ale to kiedyś! Nie marz. Działaj!

Randka, ale od czego zacząć? Autoprezentacja. W dzisiejszych czasach wszystko trzeba umieć sprzedać, siebie również.

Na początek trzeba będzie ładnie się przedstawić, wiadomo, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie, wymiana spojrzeń, gestów, uśmiechu. Tak podaje literatura fachowa. Należy się więc przygotować!

Przed lustereczko marsz i ćwicz wymowę, przez moment poczujesz się jak u logopedy:

- Ania, A-a-a-nia – nieco niżej szeroko otwierając usta – a może tak: Ania! – nieco energiczniej - albo nie, pomyśli, że jestem narwana, dziecinna i z ADHD, Anka – tym razem bardziej twardo mówisz i jesteś pewna siebie, stoisz wyprostowana, pierś do przodu i z książką na głowie powtarzasz głośno – Anka! Anka! - dając mu do zrozumienia, że masz charakter, nie jesteś jakąś tam biedną gąską co nie ma zdania w kwestiach politycznych, ekologicznych czy też nie zna się na prawidłowym odżywianiu kota – Anka, tak! - tłumaczysz sobie i gestykulując solidnie ćwiczysz modulowanie głosu - Bo Anna to tak zbyt oficjalnie, jak na pogrzebie, to jest Anna, córka Zenka, od strony dziadka Mariana, ach tak…

Czujesz się jak akwizytor, który usilnie stara się komuś coś wcisnąć i wmówić, że „to” akurat jest TO, na co ten człowiek czekał całe życie i już chwili dłużej czekać nie powinien, bo jeszcze ktoś mu sprzątnie TO coś sprzed nosa i do końca życia będzie żałował, że był gapa, kuciapa i paputek, a na wszystko masz zaledwie kilka sekund. A jako, że nadal nie udało ci się TEGO czegoś umiejętnie sprzedać, tak by nikt nie zechciał towaru oddać ani też złożyć reklamacji, wyniki twojej sprzedaży, nie są obiecujące, jednakże z każdym kolejnym mężczyzną nabierasz doświadczenia, budujesz bazę danych i jesteś bliżej momentu zawarcia transakcji. Takie są fakty. W końcu odniesiesz sukces marketingowy i nie ma co się załamywać, tłumaczyć ich kryzysem osobowości, zajętością i stanem posiadania równym dwa plus jeden, czyli ona, on i chociażby pies. Pojawi się potencjalny nabywca, który posiądzie z dobrodziejstwem inwentarza TO coś wyjątkowego i unikalnego. Tymczasem należy sprawnie działać, zanim jego mózg błyskawicznie dokona analizy zysków i strat, mianowicie:

- zgrabna? tak / nie

- ładna? tak / nie

- wydaje się sympatyczna? tak / nie

- ma poczucie humoru? tak / nie

- kaprysi, fochy? tak / nie

- słucha? tak / nie

- ma własne zdanie? tak / nie

- marudzi? tak / nie

- stosunek do piłki nożnej / boksu ? pozytywny / nie będzie przeszkadzać / następna

A Ty niczym Kubica, musisz być szybsza niż impuls nerwowy i zanim On dojdzie do wniosku, że więcej straci (mecze, piwo, koledzy, drinki, wyjścia do pubu, lekkie prowadzenie), musisz przekonać go, że to inwestycja życia bez, której dalsza samotna egzystencja będzie niemożliwa. Giełda zamknięta, dzwonek już nie zadzwoni i kuniec. Słowem same korzyści! (dla ciebie, dla niego to jak jedynka w totku, a też nie zawsze się uda ją trafić! nie takie hop-siup, niech sobie nie myśli!)

            Powiedzmy, że imię swoje już poznałaś, policzyłaś głoski, nagimnastykowałaś się i usprawniłaś większość mięśni wchodzących w skład aparatu mowy. Powitasz go aksamitnym, seksownym czeeeść, a do tego przygotowałaś prawdziwą bombę! Czeeeść, Ania – miękko i łagodnie plus zniewalający uśmiech i jest powalony! Leży, kwiczy i czeka na ciebie obok! Niach, niach! I już tryumfujesz w przedpokoju przed lustrem, gdy nagle dostrzegasz to badziewie, to ohydne coś, to świństwo… „to” może stanąć na drodze do twojego szczęścia! Noł! Niet! Najn! Zajad!

- To swoisty brak witamin z grupy be tak chamsko się manifestuje - co jak co, ale na witaminach się znasz, przecież miałaś te mikro i makrobiologie – no widzisz, tak się tym zdenerwowałaś, że zajad ci się zrobił – orzekniesz – uzupełnisz braki i zniknie dziad szybciej niż się pojawił, na obiad ryba! Ale chwila, co z rybim zapaszkiem z ust? Zaraz, zaraz, widziałam w czasopiśmie artykuł o tym co jeść, żeby ładnie pachnieć, tylko gdzie jest ta cholerna gazeta? - i rzucasz się w wir przekopywania stosu czasopism, przecież nie możesz pozwolić sobie na jakiekolwiek zaniedbania, zwłaszcza w strefie zapachu.

            Jest! I tak:

Ble, ble, ble ooo, po zjedzeniu pewnych potraw twoje ciało wydziela nieprzyjemną woń i NIE POMOŻE TU MYCIE ZĘBÓW ANI ANTYPERSPIRANTY – głośno sylabizujesz w panice – co to za podstępne potrawy? Nie, jedzenie też przeciwko mnie dziś? Jeśli już zjadłaś czosnek, cebulę, rzodkiewkę, chińszczyznę nie pomoże nawet kilogram natki!

Nie?!

A dalej było jeszcze gorzej:

Skóra będzie nieprzyjemnie pachnieć przez najbliższe kilka dni (2-3). I nie tylko skóra!

Co? Kropelki potu pojawiły się na twoim czole!

Cuchnąć będą również mocz, ślina, wydzielina z pochwy!

Matko, zero buzi buzi, kiss kiss, nic?

Zapamiętaj, że gumy mentolowe, natka pietruszki czy odświeżacze w spayu pomagają zwalczyć nieprzyjemny oddech, ale nie zapach wydzielany przez twoją skórę!

To co mam do licha nic nie jeść przed randką? Tak chyba będzie najprościej.

Kwestie żywieniowe masz z głowy. Pamiętaj jedynie by na randce jeść jak ptaszek, a nie ptaszydło. Słowik, nie struś czy wielki ptak z ulicy Sezamkowej. Słowik, maleńki, tyci tyci i to co zjesz też musi być tyci tyci. Poza tym nie idziesz się tam objadać, tylko by go lepiej poznać, pośmiać się, miło spędzić czas. No dobrze, też nie po to tam idziesz. Idziesz po męża, ale On im później zda sobie z tego sprawę, tym lepiej, mniejsze będzie miał szanse na ucieczkę! Póki co, kolejny punkt batalii.

Przyszła pora na sukienkę. Tutaj należy podeprzeć się również literaturą i dress codem. Pomogą chętnie Trinny & Sussanah. To w jaki sposób się nosisz, wysyła sygnał do otoczenia. Matka natura tak sprytnie zaplanowała. Czerwony – uważaj, przykład boże krówki. Wszelkie szaraki, myszki o mysim kolorze – nic interesującego i tego jest na pęczki, małe zapotrzebowanie. Kotek zapoluje, pobawi się i zje lub rzuci, a ty pragniesz być podziwiana niczym dumny, dostojny paw. I taki sygnał należy mu wysłać, jam nie szarak, jam królowa! Masz kilka sukienek. Niebieska, czarna, czerwona, zielona, żółta i pomarańczowa.

Pomarańcz = barwa radości, witalności i sukcesu, masz wszystko czego potrzebujesz – o nie, nie masz ukochanego, więc pomarańczowa odpada, nie może jego podświadomość mu podpowiedzieć, że go nie potrzebuję, nawet soku pomarańczowego nie zamówię, strzeżonego Pan Bóg strzeże!

Żółty = barwa osób komunikatywnych – to odpowiada, czyli nie szukam zwady, a dążę do porozumienia, podświadomość jego ma to wychwycić – szybko podejmujących decyzję oraz mających każdego dnia nowe pomysły – nie, nie mogę wyjść na osobę niestabilną, rozchwianą emocjonalnie, popaprańca o stu pomysłach na minutę, kanarkowy żółty zostaje na wieszaku, kolejna.

Niebieski = charakteryzuje umysł otwarty, kreatywny, koi nerwy, sprzyja skupieniu i koncentracji, wzbudza zaufanie, ale i definiuje oziębłość, dystans, rezerwę – w sumie, niech nie myśli sobie, że jestem łatwa!

Zieleń = kolor równowagi, noszą go osoby godne zaufania, w których życiu panuje ład i harmonia lub też są znerwicowane i w zieleni szukają wyciszenia – nie może brać mnie za wariatkę i furiatkę, definitywnie nie zielony!

Czerwień = osoby przedsiębiorcze, żywiołowe, spontaniczne, aktywnie działające, chcące narzucić swoja wole innym – o nie, to go spłoszy!

Czerń – wyciszenie, próba oderwania się od zgiełku świata, tęsknota za miłością – nie, jeszcze weźmie mnie za desperatkę.

Droga eliminacji wybór padł na niebieską sukienkę.

 

Pamiętaj!

Jak mężczyzna na randce sprawi Ci komplement – PODZIĘKUJ!

On: Ładna sukienka.

Ty: Dziękuję, też bardzo mi się podobała – i nie brnij dalej:

- Jak zobaczyłam ją na wystawie od razu pomyślałam, że musi być moja, a jak ją przymierzyłam ona krzyczała do mnie: weź mnie, weź mnie!

Źle! Pomyśli, że jesteś obłąkana i ciuchy do ciebie przemawiają, a skoro ciuchy mogą to i może wersalka, pralka, poduszka, samochód, batonik – zjedz mnie, zjedz mnie i już On widzi cię jak jesz piąty baton, a to dopiero drugi sklep spożywczy, który mijasz w drodze do pracy… Tak, zobaczył cię w roli modelki plus size, tyle, że u jego boku kariery nie zrobisz.

            Kiecka wybrana, a co jeśli podaruje mi jakiegoś badyla? Oni tak maja, że czasami lubią wręczyć roślinę pannie. I w tej kwestii kobiece czasopismo odkrywa przed tobą różane tajniki i mowę kwiatów. Artykuł o tytule Co mówi róża?, czasopismo Samo zdrowie. Cóż i ta wiedza może okazać się przydatna.

 Biała róża – wzdycham do ciebie, marzę i śnie, w USA mężczyzna podarowując białą różę pyta kobietę, kiedy wreszcie pójdziemy do łóżka? Czerwona róża – kocham, kocham, kocham, często mężczyzna daje też kobiecie wraz z różami czerwoną bieliznę, by zachęcić ją do upojnej nocy. Żółta mówi mam cię na oku, jestem zazdrosny. Herbaciane podarowują mężczyźni nieśmiali. Dzika róża to desperat, który walczyć będzie dopóki starczy mu sił, a różowa pyta czy za niego wyjdziesz, w Australii mężczyźni w jej płatkach ukrywają pierścionki zaręczynowe.

Wniosek: jedyna słuszna róża - to różowa róża!

 

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy