Reklama

Mężczyzna umiera niespełniony

Podtytuł: Dlaczego Elżbieta a nie Justyna? Wykorzystanie “Granicy” Zofii Nałkowskiej w dyskusji o naturze ludzkiej, głównie męskiej.

Z notatnika genialnego ucznia kłócącego się na każdej przerwie z nieokrzesanym tłumem wielbicieli chaosu i na każdej lekcji z nauczycielami – doktrynerami

UWAGA! To nie jest rozprawka dla moich mniej inteligentnych kolegów i koleżanek z klas licealnych, których nie stać na chwilę czasu dla siebie, nie potrafią samodzielnie czytać i pisać. Na myśl o ich lenistwie, upupieniu tudzież płytkości horyzontów (czytaj: ptasich móżdżkach – to określenie zrozumieją) dostaję torsji.

Reklama

W „Granicy” Zofia Nałkowska przedstawia bohatera Zenona Ziembiewicza. W zasadzie jest to postać pozytywna, a nawet pozytywistyczna, bowiem podobnie jak Wokulski, Rzecki, Judym czy Korczyński jest XIX-wiecznym tytanem pracy i wszystko zawdzięcza uporowi, sobie samemu. Problem jednak w tym, że jego relacje z kobietami nie były pozbawione piętna jego ojca Waleriana. Matka Zenona „podsuwała” ojcu ładne wiejskie dziewczęta, aby się chłopisko mógł dowartościować i wyszaleć. No właśnie, młody Zenek bardzo krytycznie to oceniał, a mimo wszystko postąpił niemoralnie.

Problemem zasadniczym, o jaki należałoby zapytać Zenona i każdego innego młodego mężczyznę jest: „Dlaczego Elżbieta a nie Justyna?” W jego życiu pojawiła się najpierw Elżbieta. Udzielał jej korepetycji z matematyki jeszcze w okresie szkolnym. Wówczas nie zwracała na niego uwagi, była zbyt zapatrzona, zakochana w Awaczewiczu, bardzo przystojnym żonatym mężczyźnie. W każdym razie dla młodego Zenona stała się przedmiotem marzeń i uwielbienia, boginią na wzór Łęckiej czy Billewiczówny. W dodatku chłopak czuł przed nią kompleks niższości. Nie znał całej prawdy o poziomie dostatku, w jakim żyła u ciotki Kolichowskiej Ela, a mimo to uważał ją za bogatszą, czyli lepszą – wymarzony ideał, ale nieosiągalny dla niego. Niedostępność i ignorancja z jej strony powodowały, że przekornie młodzieniec pogrążał się w uczuciu coraz bardziej.
Któregoś razu podczas wakacji wrócił do Boleborzy. Poznał wówczas śliczną i młodziutką Justynę Bogutównę, córkę kucharki. Narrator powieści oświadcza enigmatycznie, że wówczas młodzi zbliżyli się do siebie i kochali. Prawdziwie ten romans rozkwitł jednak dopiero po powrocie ze studiów Zenona, gdy spotkał Justynę zapłakaną na mieście. Właśnie zmarła jej matka i aby ludzie nie gapili się tak na nich, ona płacząca, on podejrzanie spokojny, zaprosił ją do pokoju hotelowego i wtedy zaczęło się ich seksualne zbliżenie, a potem potajemne spotkania i współżycie.

Kiedy młodzieniec poznaje piękną dziewczynę, a ona mu ulega, staje się pewniejszy siebie i dowartościowany. Właściwie nic nie stało na przeszkodzie, aby tych dwoje złączyło się na stałe, na całe życie. A jednak Zenon nigdy nie projektował nawet wewnętrznie sytuacji, w której mógłby się związać z Justyną. Czy rzecz dotyczy wyłącznie nierówności społecznych, granicy pomiędzy warstwami społecznymi? W XXI wieku nie ma mezaliansów, a młodzi nie szukają sobie równorzędnych partnerów na całe życie? Wydaje się, że tego typu podziały na biedniejszych i bogatszych, lepiej wykształconych i mniej, z północy lub z południa, wschodu czy zachodu były i będą zawsze. Wszystko jednak zależy od tego, jak patrzy się na drugiego człowieka.

Zenon współżył z Justyną (uprawiał seks), ale ona była prostą chłopką, a on choć biedny, posiadał wyższe wykształcenia i chciał piąć się po szczeblach kariery zawodowej. Miał też zamiar wykorzystywać swoje koneksje z Czechlińskim i Tczewskimi, aby awansować również społecznie, wżeniając się na przykład w tę wyższą warstwę społeczną, jaką było bogate ziemiaństwo herbowe lub podupadła arystokracja przejadająca w miastach resztki swoich dawniejszych fortun.
Nieszczęśliwie dla Justyna stało się tak, iż pewnego dnia powróciła przypadkiem do Zenka ta dawna pierwsza miłość -Elżbieta Biecka. Zaczął spotykać się z nią, a któregoś dnia ona podobnie jak Justyna doszła do wniosku, że jeśli ich znajomość będzie się ograniczać wyłącznie do herbatek i spacerów, to on ją porzuci. Czuła wyraźnie, że powinna mu dać dowód miłości i zaufania, zatem oddać mu także swoje ciało. Zenon z oczywistą satysfakcją przyjął tę ofiarę i to była realizacja jego marzeń. Nie tylko drzwi do sypialni Elżbiety otworzyły się przed nim, ale także drzwi do salonów miejskiej arystokracji, środowiska znanego i przyjaznego dla Kolichowskiej i Bieckiej.

Odpowiedź na pytanie postawione w temacie: „Dlaczego Elżbieta a nie Justyna?” może być tylko jedna – związek z Elżbietą dawał Zenonowi nie tylko satysfakcję seksualną, ale też wypełniał jego ambicje zawodowe i możliwości realizacji kariery, prestiż i poważanie społeczne. Dzięki temu związkowi faktycznie zrealizują się jego niemal wszystkie marzenia i plany życiowe.

Ziembiewicz przekroczył granice moralne, oszukując zarówno Justynę jak i Elżbietę. Pierwszą porzucił w chwili, gdy najbardziej go potrzebowała, bo zaszła w ciążę. Oddając jej pieniądze należne jeszcze za pracę matki w Boleborzy, jednoznacznie określił, że nie widzi przed ich związkiem przyszłości. Z kolei wobec Elżbiety też postąpił niegodziwie wręcz, bo okłamywał ją, sypiając z Justyną, a później doprowadził do tego, że Elżbieta pomagała ułożyć życie zagubionej Justynie. Nie ma nic gorszego od tego typu sytuacji, gdy żona musi litować się nad porzuconą kochanką swego męża.

PUNKT KULMINACYJNY

Zenon, mając do wyboru dwie kobiety – piękną Justynę czy piękną Elżbietę, ubogą Justynę czy bogatszą Elżbietę, Justynę chłopkę czy Elżbietę „mieszczkę” z koneksjami w świecie arystokracji, współżycie z Justyną czy współżycie z Elżbietą itd. nie wybrał żadnej z nich, wybrał realizację własnych marzeń. Tak właśnie działa instynkt przetrwania gatunku i silna potrzeba rozwoju. Mężczyzna wybiera najpierw oczami, potem rozumem, ale z reguły rozum wygrywa, rozum wybiera lepsze geny: samicę teoretycznie mądrzejszą, która nie roztrwoni tego, co on osiągnie, a jego dzieciom da urodę i blask. Mężczyźni wierzą, że dzieci dziedziczą inteligencję po nich, lecz podświadomie wybierają nie tyle oczami, co instynktem selektywnie podpowiadającym im: co dziewczyna robi, kim jest, kim chce być, czy to mnie – mężczyznę rozwinie, a może uwsteczni?

Rozum dla Ziembiewicza, dla milionera Wokulskiego, pracoholika Rzeckiego czy Judyma, a także Baryki i wielu innych mężczyzn oznacza po prostu prestiż i awans. Jeśli zatem mężczyzna ma do wyboru rozwój i idący za tym awans społeczny, potocznie rozumiany jako kariera, wybiera rozwój. Związek z Justyną Bogutówną mógłby być sielanką dla Justyny, ale męką i cofnięciem się (do folwarku?) Zenona. To nie wspólna przyszłość z nią przerażała go, lecz fakt, że jego wszystkie marzenia rozpierzchną się po folwarcznych zagonach, do których nie chciał wracać…

Dlaczego mężczyźni są tak „uczuleni na awans, prestiż, sukces, władzę?” Nie wdając się w głębsze wywody, w skrócie można zaryzykować twierdzenie, że mężczyźni podobnie jak kobiety czują silną potrzebę spełnienia się, potrzebę sukcesu.

Problem w tym, że gdy kobieta urodzi dziecko, jej potrzeby samorealizacji i spełnienia są zaspokojone. Większość artystów – mężczyzn, aktorów czy reżyserów po 60 roku życia zapytanych, jakie role czy jakie dzieło swoje uznają za największe, odpowiadają wprost: „To, które przede mną”. Natomiast 20-letnia matka zawsze odpowie: „Moim największym sukcesem jest/są moje dziecko/dzieci” i powtórzą tę opinię o każdej porze dnia i nocy po 10 czy 35 latach pożycia małżeńskiego.

Kiedy więc oceniamy postępowanie Zenona, tak, przekroczył granicę moralną, skrzywdził dwie kobiety, ale taki właśnie jest świat mężczyzn. Niszczą, aby budować i… zawsze umierają niespełnieni… Ich totalna uległość wobec podświadomego nakazu kreacji rusza świat z posad i pcha przez wieki, z korzyścią dla wszystkich lub ku zagładzie planety – to się okaże. Kobiety są elementem kreacji świata mężczyzn i mimo że widzą swoją rolę zupełnie inaczej – Justyna, Elżbieta, jej matka i Kolichowska, mają do tego prawo – to jednak decyduje ten nienasycony ambicjonalnie męski i selektywny gen niedoskonałości.

MIEJSCE NA SUSPENS
To poczucie niespełnienia i wizja porażki życiowej Zenona zadecydowało o tym, że Justyna dokonała aborcji a Elżbieta urodziła. Słowem to ciągła potrzeba samorealizacji konfliktuje ten świat i krzywdzi ludzi, mężczyzn też, przede wszystkim: śmierć Ziembiewicza, klęska Wokulskiego, klęska Judyma, Baryki (także Karoliny) i Gajowca – mało?! To inaczej: samobójstwo Wertera, samobójstwo Wallenroda, samobójstwo Gustawa, samobójstwo Kordiana (nieudane dla potrzeb artystycznych), samobójcze myśli Wokulskiego i innych. Nie wystarcza? To jeszcze inaczej: śmierć Borowskiego, śmierć Wojaczka, śmierć Stachury i Hłaski… W ostateczności można jeszcze “zalać się w trupa” i potem wpaść w nałóg alkoholowy, w który “chętniej wpadają faceci” jednak.
To plaga. Choroba niespełnienia niszcząca ludzkie umysły jest źródłem nieszczęścia nie tylko Justyn i Elżbiet, ale całej armii także Zenonów i Werterów. To przypomina wirusa, bakcyla dżumy, przenoszonego na mężczyzn w momencie urodzenia wraz z testosteronem(?) i nie mamy na to wpływu. Wszelkie próby panowania nad nim, leczenia i resocjalizacji są wbrew naturze, nie dają żadnych rezultatów.

Nie można karać kota za to, że nie chce pić mleka, bo jego pani chce grać rolę dobrej pani. Wiadomo powszechnie: koty nie piją mleka, koty to drapieżniki żerujące po zmroku…

Dlatego całkowicie uniewinniam Zenona. To nie oznacza, że popieram jego działania, lecz je rozumiem, wręcz usprawiedliwiam, podobnie jak usprawiedliwiam tysiące rozwodów i zagranicznych wyjazdów po wrażenia, zmianę partnerów itd. Takie jest życie właśnie. Owszem, chcielibyśmy być idealni, ale: gdyby świat był idealny, nie byłby światem, ale…Bogiem? Zenon to drapieżnik, a przecież np. kot nie ma skrupułów z powodu śmieci myszy czy lew z powodu śmierci zebry, koty muszą polować, aby przeżyć i rozmnożyć się.

Pozostaje kwestia pokrzywdzonych kobiet, Justyny i Elżbiety. Justyna jest odpowiednikiem Wertera, gdyby Goethe był kobietą, napisałby “Cierpienia młodej Justyny”. Czy Lota oszukała Wertera, wykorzystała go, współżyła z nim w takim stopniu, w jakim to zrobił Zenon z Justyną? Tak. Oszukała go, widziała, że chłopak jest zaangażowany, “podpuszczała go” z nudów lub chęci bycia docenianą, z próżności lub wyrachowania, kogo to obchodzi… Współżyła z nim intelektualnie, a to dla mężczyzny oznacza braterstwo i coś więcej niż miłość: przecież oni czytali te same książki, lubili te same wątki, płakali w tych samych miejscach i śmiali się razem, słowem w sercu, umyśle Wertera – byli dla siebie stworzeni. Lota wyrządziła mu taką samą krzywdę, jaką Zenon wyrządził Justynie, jeśli nie większą, wszak Werter kona w mękach, strzelając sobie niezbyt celnie w głowę. Nie obwinia ukochanej, a ona? Lota nie ma sobie nic do zarzucenia. Oburzające! Najnormalniej w świecie “spławia” Wertera, gdy na horyzoncie pojawia się Albert. Koronnym argumentem na rzecz związku z tym mężczyzną, oficjalnym alibi i “Werterku zmywaj się” stało się wbijanie do głowy Werterowi życzenia przedśmiertnego matki Loty, która “prosiła Alberta, aby zaopiekował się Lotą”… Bla, bla, bla…

Wnioski

Zenon i reszta mężczyzn jako gatunek drapieżników kieruje się w życiu ambicjami i realizacją marzeń. Nałkowska pokazała to jako zło, bo zniszczyło życie dwóch kobiet. Prawda. Jak z kolei nazywa się ten wirus, element składowy estrogenów kobiecych, który skazuje na cierpienie miliony młodych chłopców a tysiące na samobójczą śmierć? Kobieca próżność? To byłoby za proste? Dlaczego? To jak jest z próżnością Justyny i Elżbiety, ofiar “działającego na ich terenie drapieżnika”? Może kobiety się wypowiedzą? Jeśli zapytałbym, która chciałaby być Justyną, a która Elżbietą, kobiety odpowiedziałyby z pewnością: Elżbietą, bo tej Zenon nie porzucił. Jednak większość kobiet z pewnością wolałaby lub po prostu jest Lotą, doskonale maskującą się aktorką żądną hołdów poddańczych i komplementów. Większość znanych mi moich koleżanek szkolnych to patentowane puste wewnętrznie lenie wierzące w to, że pojawi się wymarzony książę na białym koniu, co zupełnie zwalnia je od jakiejkolwiek pracy nad sobą i z odpowiedzialności za własną przyszłość. Na przykład do szkoły chodzą tylko po to, aby poplotkować, na sprawdziany kserują ściągi, do większości zajęć są nieprzygotowane (tak jak studentki). Przed wyjściem ze szkoły jednak retuszują swoją urodę, aby wabić gapiów, naiwnych Werterów, zarzucać sieci, flirtować z każdym Wokulskim, który będzie robił tłum wokół nich i zamieszanie. Gdy pojawi się jakiś “drapieżnik” na ich terenie, “prawdziwy samiec”, wyczuwają go na odległość i dla niego porzucają stado “zaślinionych cymbałów”, tłum platonicznych ”rachitycznych kochanków”. Zwabiony ruchem mas wokół ładnej samicy drapieżnik typu Zenon, porywa “biedne owieczki” ze stada, wykorzystuje je i jeśli “pójdzie dobrze”, porzuca, dążąc za tą mityczną jedyną ułudą (zjawą) – niczym hrabia Henryk z “Nie-Boskiej komedii”.

A potem “pokrzywdzone niewinne Loty” piszą “Granice”, stawiając zmarłym i niespełnionym Zenonom pomniki. C’est la vie…

RALF

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy