Reklama

Pytanie do Pytona:

Dlaczego zostawiłeś mnie samą na cztery godziny na weselu swojego brata?

Odpowiedź:

Pyton unika odpowiedzi, zamiast tego mnie objął i wywinął się ostrym kątem. To ta druga opcja, w pierwszej ukazuje mi plecy i przestaje zauważać.

Zostałam unieruchomiona, a moje pytanie ujarzmione uściskiem. Spłaszczył mnie i widać mi było tylko ogonek.

Pytonowi bardzo zależy,  żeby wykochać ze mnie wszelkie wątpliwości. Po raz kolejny zgadzam sie na taki stan rzeczy, na chwilę złość się ulatnia. Potem Pyton doznaje rozczarowania, wije sie i pręży z dyskomfortu na mój wszedobylski niepokój (Pyton jest wnikliwym obserwatorem i liczył na to, ze zasypana toną oksytocyn o wszystkim zapomnę).

Reklama

W momencie, w którym Pyton stwierdził, że jeszcze się będziemy kiedyś z tego śmiali, wyszedł ze mnie ludzki znak zapytania, który będzie za Pytonem chodził do pracy i po mieszkaniu, w imieniu moim i zachwianej równowagi kosmosu, bo nie wszystko można zbyć albo zminimalizować. 

Tak, śmiej sie z tego, oddelegowuję wszystkie przemyślenia w tym względzie Tobie, na końcu się z tego śmiej, choć Ty się śmiejesz także na początku.

Zabieraj ze sobą tą pozorną uwagę, pozorną milość, ofiaruj to komuś, kto już ma wszystko oprócz tego, kto jeszcze tylko tego nie miał i przez to nie cierpiał, niechże się wzbogaci o nowe doświadczenie, doświadczenie konieczne, z zamysłu bożego ofiarowywane kobietom przez mężczyzn, gdy tracą nimi zainteresowanie.  Konieczność bez ktorej przyroda pada  a darwinizn blaknie.

Doprawdy zawsze będę wdzieczna losowi, ze ja, pospolita szara mysz, dostapiłam, czego dostapiłam. Przyjmuje więc to trofeum z wyrazami szczerego niepokoju o ciag dalszy. Panie, Panowie, dlaczego nikt się nie śmieje?

Pyton wie, gdzie jest moje miejsce w tym wszystkim, sam mi je wyznaczył.

Nie zawsze tak było, że krążyłam po jego orbicie, ale o tym Pyton chyba już zapomniał?

Kolejne dni należały do cierpkich. Pyton próbował zarzucić mi jakąś zdradę dla odwrócenia uwagi od istoty rzeczy. W grę wchodził jakis stan hipotetyczny chyba, bo ja w swej zacności jeszcze nigdy Pytona nie wystawiłam. Wytrącony z równowagi, że nic na mnie nie ma, powraca z kolejnym uściskiem. Odkręci teraz każdy brak argumentu w dyskusji i moją przewagę moralną, ktorej dłużej znieść nie może.

Łamie mi kręgosłup, charakter i siłę woli, tak mi tego zawsze zazdrościł. Siniaki duszy wcale nie są fioletowe a ty tak chcesz, żeby je było widać. Myślisz, że będę uznana za samookaleczającą się wariatke, która opowiada bzdury o przemocy w białych rękawiczkach.

Siniaki duszy są jak kwaśny deszcz, smutno spływają po kąciku ust, spadają z gitary, czasem kurzą się w pianinie a w Twoim domu krzyczą, krzyczą na Ciebie nie wiedząc, że Ty uszu nie posiadasz, że rozgrzewasz się tylko innym ciałem. Tak, moje tzw. szczęście z Tobą zawsze zależało od atrakcyjności przypadkowo napotkanej kobiety. Ty reagujesz na cudze ciepło.

Wracając do Twojego uścisku, do produktywności Syzyfa...Po cóż ogłaszać zawieszenie broni? To pokój rzekomy, w którym możliwe jest co prawda utrzymywanie relacji lakonicznych, ale mnie one nie interesują. Ustalmy więc, kto kupi chleb, niech będzie i żyjmy dalej siłą rozpędu.

Nie potrafię podać Pytonowi objadu z uśmiechem, bo inaczej skąd by wiedział, ze aktualnie to dla mnie przykry obowiązek. Jakoś protestować muszę, a kłótnie nie wchodzą w grę.

Prace domowe nie męczą mnie tylko wtedy, gdy jestem porządnie wykochana  a między mną a Pytonem nie ma rozdzwięku. Prozaiczne czynności mnie nudzą. Nigdy bym nie przypuszczała, ze łóżko to takie dobre antidotum na nudę. Praca natomiast już mnie nie ratuje.

Pyton patrzy na mnie, widzi jak blednie w moich oczach i uwrażliwia się, zaczyna mu to przeszkadzać, może to czas zrzucania skóry, strojenia się na jakąś okazję, odrodzenia. No tak, dla Pytona sprawa jest zamknięta.  

Wspólnym mianownikiem naszych małżeńskich rozważań jest hipoteka i więcej dzieci, których już nie będzie bo 'ja nie chcę'. Pyton uwielbia ten temat, bo nie umiem się z tego wybronić, Pyton ma duży potencjał tatusiowy a ja jestem kobietą. Dlaczego by więc nie zabić tematu i nie urodzić drugiego dziecka?  Oczywiście nie mogłabym w  żadnym czasie stracić swojej samowystarczalności ale to, jak to wszystko pogodzić Pytona głowy nie zaprząta. Nie umarłam od trzech etatów, może chroniczny brak snu mnie nie powali.

Wyznanie, ze jestem kiepska w łóżku to tylko kwestia czasu. Zabawne, jak wszystko dzieje sie według tego samego scenariusza.

Patrzę na Pytona i myślę: 'Ty nie powinieneś mnie dotykać, Twój dotyk jest niezobowiązujący, nie zobowiązujesz się do niczego'. Nie wzmacnia to między nami więzi, opróżnia tylko jakieś kanaliki, bez których opróżniania żyć nie możesz. Kolejny raz uratowałam Ci więc życie. Żyj, niech chwilowe wrażenia narosną, napiętrzą się i udają góre miłości, zwłaszcza przy stole teściów. No bo jaka by ze mnie była żona, takie nieszczęście w rodzinie jak kanaliki pełne, be, jak nie kobieta.

A ja kobietą być chcę, tylko nie wiem już jak. 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy