Reklama

Areszt to byłaby dla mnie śmierć

Prawniczka, producentka, piękna i bogata gwiazda telewizyjnego show "You can Dance - Po prostu tańcz". Tak było jeszcze trochę ponad rok temu. Dziś - smutna, na medialnej banicji, mająca świeżo w pamięci skandal i pobyt w izbie zatrzymań. Z książką w ręce.

Weronika Marczuk (39) 15 listopada zaprezentowała w jednej z warszawskich księgarni swoje dzieło. W "Być jak agent" pisze nie tylko o wydarzeniach sprzed roku, ale szuka w swojej przeszłości powodów, przez które dała się omotać słynnemu agentowi Tomkowi Małeckiemu i wplątać w korupcyjną aferę związaną z prywatyzacją jednego z wydawnictw.

Widać, że starannie przygotowywała się do spotkania z dziennikarzami - to było jej pierwsze od wielu miesięcy publiczne wystąpienie. Podczas spotkania wspierali ją najbliżsi - mama i przyjaciele, w większości ci z Towarzystwa Przyjaciół Ukrainy. Z dawnych znajomych na sali był tylko kolega- juror z "You Can Dance..." - Michał Piróg.

Reklama

Twierdzi, że nikt się od niej nie odwrócił

- Na nikim się nie zawiodłam. Mam wspaniałych przyjaciół, którzy się ode mnie nie odwrócili. To, co dawałam ludziom przez lata, wróciło do mnie w ciągu tych kilku miesięcy - wyznaje Weronika Marczuk. Mimo to nie chce pamiętać o tym, że "przyjaciele" z telewizji pozbyli jej się z programu, były mąż Cezary Pazura zaraz po zatrzymaniu Weroniki przez CBA żądał, by zrezygnowała z jego nazwiska (Weronika wówczas mimo rozwodu używała nadal podwójnego Marczuk-Pazura), a koleżanka Kinga Rusin unikała tematu Weroniki jak ognia, choć to przecież ona siedziała z Marczuk przy stoliku, gdy ta poznała agenta Tomka.

- Cały czas wierzę w ludzi. Nie czuję się winna, bo padłam ofiarą systemu. Napisanie książki było formą terapii. Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie bronię się w niej, opisuję, jak było, a ocenę pozostawiam czytelnikom. Wierzę, że ludzie są mądrzy, że zrozumieją - wyjaśnia Weronika.

Od roku żyje w zawieszeniu. Zwrócono jej kaucję, którą wpłacili za jej wolność przyjaciele. Śledztwo toczy się w ślimaczym tempie. - Co by się stało, trzeba żyć dalej - mówi jednak autorka "Być jak agent". Nie przyjmuje propozycji telewizyjnych, zanim jej sprawa się nie wyjaśni. Produkuje programy kulinarne. Przygotowuje się do tłumaczenia książki, bo na pewno zostanie wydana w Rosji. Wspiera ją ukochany, 5 lat młodszy od niej muzyk Maciej Gołyźniak, choć na premierze "Być jak agent" jego akurat nie było.

Dla niej to musi się skończyć dobrze

Dzisiaj Weronika wierzy, że wszystko w jej sprawie dobrze się skończy. Nie wyobraża sobie, by mogło być inaczej. - Areszt byłby dla mnie śmiercią - tak myślała rok temu i tak myśli i teraz. Bo ja nie czuję się winna - dodaje.

RB

Życie na gorąco 47/2010

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Weronika Marczuk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy