Czuję motyle w brzuchu
Daria Widawska mówi o tym, jak po 11 latach utrzymać ogień w związku.
Silna kobieta, która kiedyś przepuszczała facetów w drzwiach... Do dziś jest poskromicielką ekip budowlanych. Ale zarazem kobietą zakochaną bezgranicznie w swoim partnerze, świetną mamą, opiekunką domowego ogniska. Jak Darii Widawskiej (33) udaje się godzić sprzeczności?
Na żywo: „Dostałam od życia więcej niż mogłam sobie wymarzyć” – czemu pani tak sądzi?
Daria Widawska: - Czuję się spełniona zawodowo i prywatnie. Dużo gram. Mam cudownego, zdrowego syna i wspaniałego mężczyznę u boku. Osiągnęłam spokój, ale zachowałam też ciekawość tego, co za progiem i świadomość, że jest jeszcze przede mną wiele zamkniętych drzwi, które warto otworzyć.
Piszą o pani: „sto procent kobiecości. Piękna, zmysłowa”. A w szkole teatralnej mówiono: „jedyny facet na roku”...
- To przez mój sposób bycia. Mam niespożyte pokłady energii. Na studiach bardzo często zachowywałam się jak mężczyzna. Trzeba było ustawić krzesła na widowni? Robiła to... Widawska. Przepuszczałam facetów w drzwiach. Czasem – dla żartu,częściej byłam ciekawa, czy zauważą.
Podobno umie Pani naprawiać krany, używać wiertarki...
- Krany to drobiazg, bez problemu daję sobie radę z dużymi remontami. Maluję ściany, wbijam gwoździe, skręcam szafki. Dogaduję się z ekipami budowlanymi. Nie lubię zajmować się elektryką, co nie znaczy, że nie potrafię.
Zakończyliście państwo remont mieszkania. Mąż się włączał w te działania?
- Ja wychodziłam z propozycjami, a on je modyfikował. Tonował moje szalone wizje. Lubię konsultować z mężem decyzje. Nawet zakupy butów, bo ma dobry gust. Gdy ktoś pyta czy kobiecie wypada robić to, co powinien mężczyzna, odpowiadam: a który facet nie chciałby, aby mu zdjąć z głowy takie obowiązki? I czy mąż ma mi zabronić robić coś, co lubię?
Z równą wprawą posługuje się pani garnkami, patelnią?
- Przez pierwsze 8 lat naszego związku jadaliśmy z mężem na mieście. Odkąd jest syn – gotuję. Powiem nieskromnie, jestem mistrzynią szybkich, nieskomplikowanych dań.
Silne kobiety często przyciągają słabych mężczyzn...
- Ja związałam się z bardzo silnym mężczyzną. I nie jest to trudny związek. Od początku wiedziałam, że trzeba będzie znaleźć kompromis w wielu sprawach. Oboje jesteśmy niezależni i jeśli czegoś nie chcemy, to nic nas do tego nie zmusi. Ale uczymy się słuchać i przyjmować argumenty drugiej strony.
- Różnimy się. Michał jest dużo spokojniejszy, bardziej zdystansowany. Moja szalona natura i jego spokój sprawiają, że łatwiej nam mierzyć się z codziennością.
Czy przez lata zmieniły się pani oczekiwania wobec partnera?
- Nie. Wciąż oczekuję uczciwości, poczucia humoru i tolerancji dla moich wad.
Jakie to wady?
- Jestem indywidualistką, trochę egoistką, lubię postawić na swoim, wściekam się, kiedy coś pójdzie nie tak, jednak mam też zaletę. Porządkuję wszystko. Nie tylko w sensie sprzątania, ale także organizowania życia rodziny.
Dziecko zmienia życie?
- Bardzo! Pojawia się niepokój. Już do końca życia będę się bała o synka. Muszę organizować czas tak, żeby Iwo się nie nudził, a ja – żebym nie zwariowała. Ale nie zrezygnowałam z siebie i z własnych potrzeb. Myślę, że to jest mój sukces.
Uczucia do męża nie wystygły?
- Nadal czujemy motyle w brzuchu, potrafimy trzymać się za ręce i umawiać się ze sobą na randki. Pofantazjujmy.
Gdyby dostała pani fortunę...
- Zabezpieczyłabym przyszłość syna, rodziców i teściów. Wyprodukowałabym spektakl teatralny. Kiedyś zapytałam o to męża. Odpowiedział: wyjechalibyśmy w podróż, by zastanowić się, co zrobić z tymi pieniędzmi.
M. Jungst
Na żywo 20/2011