Reklama

Czy odzyska tę miłość?

Bardzo chce naprawić błąd młodości. Robiła karierę, a synkiem opiekowali się dziadkowie.

Jej dewiza życiowa brzmi: Nigdy się nie poddawać! Właśnie dlatego Katarzyna Figura (49) raz jeszcze postanowiła zawalczyć o swojego syna Aleksandra (23). Nie jest to proste zadanie, tym bardziej, że chłopak jest już dorosły i żyje na własny rachunek. Wyprowadził się od dziadków - rodziców pani Katarzyny, którzy go wychowywali. Na co dzień jest instruktorem tenisa ziemnego.

- Dla mnie zawsze będzie malutkim chłopcem, chociaż dobrze wiem, że jest niezwykle stanowczy i dojrzały - opowiada aktorka. Chłopak znakomicie sobie radzi, ale dotychczas - jak twierdzą przyjaciele rodziny - nie miał potrzeby częstych kontaktów z matką...

Reklama

Dla pani Katarzyny był to ogromny cios, dlatego sama postanowiła zbliżyć się do syna. Zapisała się do niego na... lekcje tenisa. Wszak syn jest jednym z najlepszych instruktorów. - Pierwsze lekcje mają za sobą, a Kaśka już cieszy się i szykuje na kolejne. Mówi, że coraz więcej rozmawiają. Ostatnio razem poszli na kolację. Jest szczęśliwa, bo widzi, że lody zostały przełamane - zdradza przyjaciółka aktorki.

Aleksander zaczął też częściej bywać w domu swojej mamy, gdzie zawsze czekają na niego siostry. Koko (9) i Kaszmir (6) przepadają za starszym bratem. - Bawi się z nimi, a jednocześnie jest dla nich autorytetem. Koko szybko uczy się od niego nowych słów, przez co wydaje mi się jeszcze bardziej "dorosła". Kaszmir zaczepia go, chce, by się nią zajmował. Dziewczynki za nim tęsknią i często pytają, kiedy Aleksander przyjdzie - opowiada szczęśliwa aktorka.

Można zapomnieć wypominanie jej, że wyjechała robić karierę, a syna zostawiła pod opieką dziadków... - Kasia miała 25 lat, gdy urodziła Aleksa. I choć był on owocem wielkiej miłości do Jana Chmielewskiego, Kaśka chciała zostać aktorką, gwiazdą. Miała określony cel: zrobić wielką karierę - opowiada jej przyjaciółka.

Wyjechała do USA i skoncentrowała się na sobie. Niestety, Hollywood nie było dla niej zbyt łaskawe. - Tam kariera zdarza się tylko niektórym... ale to zbieg kosmicznych sytuacji - wspomina.

Kiedy polska Marilyn Monroe wróciła do kraju, trudno było jej nawiązać kontakt z małym Aleksem. Tym bardziej, że zaczęła dużo pracować. Dzisiaj wie, co przegapiła i wie, że nie nadrobi już straconego czasu. Ale chce, by jej syn wiedział, że podobnie jak jej córeczki, tak i on jest dla niej największym skarbem.

- Bez nich nie dałabym rady, to cudowne uczucie być komuś tak potrzebną. Dziewczynki są bystre, inteligentne, a mój syn to niezwykle dojrzały młody mężczyzna. Aleks, Koko i Kaszmir doskonale wiedzą, że nad nimi czuwam - wyznaje z nadzieją na odzyskanie zaufanie syna.

IL

Świat i Ludzie 01/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy