Reklama

Dorota Gardias: Przybyło jej fanów

Pogodynka zyskała nowe grono fanów. A wszystko dzięki temu, że... przyznała się do swoich niedoskonałości!

Zawsze uśmiechnięta, w perfekcyjnym makijażu i starannie dobranej kreacji - taką Dorotę Gardias znamy z ekranu telewizora i okładek kolorowej prasy. Jednak gdy niemalże rok temu na świecie pojawiła się jej córka, prezenterka przestała być "chodzącym ideałem" i zaczęła głośno mówić o swoich niedoskonałościach.

- Ni stąd, ni zowąd dopadła mnie melancholia, płaczliwość, lęki. Bez powodu potrafiłam się rozpłakać, czułam się bezradna - wspomina gwiazda na łamach "Pani domu" - Poczułam się jakby nie do końca wartościowa mamą. Byłam zła na siebie, że nie wypełniam należycie swojej roli.

Reklama

Sytuacja zmieniła się, gdy pogodynka zaczęła głośno mówić o swojej depresji poporodowej - nie tylko poczuła się lepiej, ale też spotkała się z wieloma oznakami wdzięczności, że nagłośniła ten temat.

- Wiem, że matki, kiedy widzą, że nie są same w swoim rozbiciu, zniechęceniu, zmęczeniu, czują się raźniej i nie traktują tego stanu jako ostatecznego wyroku. A to pomaga im się pozbierać. Jak zaczęłam głośno mówić o swoim przeżywaniu baby blues, dostałam wiele zwrotnych sygnałów, że to pomaga innym. Niektóre z mam podchodziły do mnie i dziękowały za szczerość - opowiada z dumą Dorota.

Z sygnałami sympatii prezenterka spotkała się nawet wtedy, gdy przyznała się, że jej figura troszkę zmieniła się po ciąży i teraz na wielkie wyjścia Gardias musi zakładać bieliznę korygującą.

- Ludzie ze skrępowaniem mówią o swoich słabościach, a to przecież nic złego. To, że teraz nie mam idealnej sylwetki, nie jest powodem do wstydu. A radzę sobie z tym, jak mogę. Tematem tabu do niedawna była też przecież depresja. A to przecież normalne, że problemy dotykają każdego, i to niezależnie od pozycji społecznej. Nie jesteśmy maszynami! - przekonuje Dorota Gardias.

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy