Reklama

Dzielnie naprawia błędy młodości

Kiedyś nie potrafił być dobrym tatą. Dziś pragnie dogonić stracony czas.

Jego barwne życie mogłoby posłużyć za scenariusz do niejednego filmu. Bo Krzysztof Krawczyk (64) poznał już chyba wszystko - słodki smak sławy, powodzenia i gorycz porażki a nawet wielkiej tragedii. Ale za największe szczęście w swoim życiu uważa to, że kochał i był kochany.

Po latach wielu burzliwych związków, znalazł bezpieczną przystań u boku trzeciej żony Ewy (51) dzięki temu, ma w sobie coraz więcej spokoju i życzliwości. - Dzięki rodzinie uniosę każdy ciężar - powtarza pan Krzysztof.

Niedawno los znowu wystawił muzyka na ciężką próbę. Kilka tygodni temu, po ciężkiej chorobie nowotworowej, odeszła jego była żona, piosenkarka Halina Żytkowiak (†64). Jej śmierć wywołała w artyście wielką traumę, choć ich drogi rozeszły się ponad trzydzieści lat temu, gdy oboje próbowali podbić muzyczny rynek w Stanach.

Reklama

- Jej odejście to dla mnie bolesna i niepowetowana strata - mówi w rozmowie z nami pan Krzysztof. Większość par po rozwodzie żyje w poczuciu wzajemnego żalu i nienawiści, chęci odwetu. Oni byli ponad to. Piosenkarz pogodził się nawet z faktem, że kiedyś w życiu jego żony pojawił się inny mężczyzna i dlatego musieli się rozstać.

Mimo to nie pozwalał o byłej żonie powiedzieć złego słowa. Bo dla pana Krzysztofa najważniejsze jest, że to ona jest matką jego jedynego syna Krzysztofa Igora (37). I że przez pierwsze lata życia chłopca to ona zajmowała się wychowywaniem syna. Sam, co stwierdza z goryczą, był ojcem nieobecnym.

- Nigdy mnie nie było w domu. Dopiero, gdy mój syn był dorosły i przeżywał dramat w swoim małżeństwie, to nas połączyło. On wie, że jestem po jego stronie, że zawsze go będę wspierał. Teraz, gdy przeżywa śmierć matki, szczególnie potrzebuje dowodów uczucia. - opowiada wokalista.

Druga żona piosenkarza od wielu lat mieszkała w Stanach. Syn rozumiał jednak jej prawo do szczęścia i nie miał żalu, że wybrała życie tysiące kilometrów stąd. Byli w stałym kontakcie, razem cieszyli się, gdy Krzysztof - junior został ojcem Bartka (5). Płakali wtedy, gdy przechodził rozwód z matką dziecka.

Na wiadomość o chorobie matki, natychmiast chciał lecieć do Stanów i czuwać przy jej łóżku w szpitalu w Los Angeles. Jego lekarz nie wydał jednak zgody na tę podróż. Syn pana Krzysztofa ma zdiagnozowaną epilepsję, która jest konsekwencją wypadku samochodowego w 1988 roku. Wypadek był dla dziecka tragiczny w skutkach: stłukł pień mózgu, był w śpiączce.

- Wiem, że nigdy nie odzyska już całkowitego zdrowia. Robię wszystko, by nie czuł się samotnie, otaczam go miłością i nadzieją. Choć wiem, że rana po śmierci matki nigdy nie zagoi się całkowicie - smutno mówi wokalista.

Pan Krzysztof wymarzył sobie, że do świątecznego stołu w Jedliczach zasiądzie z synem. Zadba, by Krzysztof - junior miał poczucie, że jest kochany, wyjątkowy. I ma rodzinę, której przywiązanie będzie tak mocne i trwałe jak skała.

Marcin Burczyk

Świat i Ludzie 16/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy