Reklama

Jej wyjątkowe polskie wakacje

Dlaczego aktorka musiała wracać za ocean?

Urokliwy, założony w XIX wieku park im. Jordana w centrum, miasta jest niezwykle popularnym celem weekendowych przechadzek rzeszy krakowian. W jedną z ostatnich lipcowych niedziel nie było inaczej. Tym razem w tłumie spacerowiczów wypatrzyć można było Alicję Bachledę-Curuś (30).

Aktorka do parku przyjechała tuż przed południem z 4-letnim synem Henrym Tadeuszem i tatą Tadeuszem Bachledą-Curusiem. Jej pociecha z zapałem korzystała z tutejszych placów dla dzieci i bujanych samochodzików. Jedli lody, rozmawiali (po angielsku, bo Henry nie mówi po polsku), bawili się i śmiali. Do domu rodziców aktorki wrócili po dwóch godzinach, ale widać było, że dla całej trójki to był naprawdę mile spędzony czas.

Reklama

Od pół roku nie było jej w Polsce

Alicja do Polski przyleciała z synkiem w pierwszych dniach lipca. Poprzednio bawiła w kraju podczas świąt Bożego Narodzenia i sylwestra, więc stęskniona niewątpliwie za rodzinnymi stronami aktorka tym razem zaplanowała sobie wyjątkowo długie, przeszło 3-tygodniowe wakacje. W tym czasie na kilka dni wybrała się bez dziecka, ale ze swoją menedżerką do Sopotu i na Heineken Open’er Festival w Gdyni, potem odwiedziła Warszawę.

Załatwiła też jedną z bardzo ważnych dla niej spraw i w krakowskiej przychodni przeprowadziła diagnostykę laryngologiczną. Alicja ma podobno problem z zatokami. Zrobiła prześwietlenie i skonsultowała się ze specjalistą. Według relacji osób z jej otoczenia, w Stanach Zjednoczonych, gdzie od wielu lat na stałe mieszka w Los Angeles, lekarze nie byli w stanie postawić trafnej diagnozy. Jednak to, co zapewne najważniejsze dla Alicji, to fakt, że podczas swoich długich polskich wakacji mogła w końcu nacieszyć się bliskimi.

A przypomnijmy, że rodzina Bachledów-Curusiów ma za sobą wyjątkowo trudne chwile po tym, jak zimą zeszłego roku u taty aktorki zdiagnozowano białaczkę. Wtedy Alicja była w Krakowie częstym gościem, wspierała rodziców, zaangażowała się również w promowanie dawstwa szpiku. Szczęśliwie jej tacie los sprzyjał i szybko znalazł się dawca dla niego. Pan Tadeusz pomyślnie przeszedł leczenie i wygrał walkę z chorobą.

Dostała wreszcie rolę w nowym filmie

Tata aktorki, od 7 miesięcy emerytowany dyrektor Departamentu Środowiska w Najwyższej Izbie Kontroli, jak widać było podczas niedzielnego spaceru, jest w doskonałej formie. Promieniał szczególnie przy wnuku. A i Alicja najwyrażniejn odetchnęła już z ulgą. Szkoda tylko, że po tych miłych tygodniach w Polsce musiała wracać za ocean. Tam bowiem ruszają właśnie zdjęcia do nowego amerykańskiego filmu, w którym Alicja dostała rolę, co jest miłym zaskoczeniem, zważając na to, że ostatnio na ekranie widzieliśmy ją w październiku zeszłego roku w zmiażdżonej przez krytykę "Bitwie pod Wiedniem".

- Pod koniec tego miesiąca będę musiała wrócić do Stanów, żeby zacząć kręcić film w Nowym Jorku. Nic więcej nie mówię, bo nie wszystko jest jeszcze sfinalizowane, ale takie są plany - wyjawiała Alicja. Niewykluczone jednak, że niedługo znów ją zobaczymy w Polsce. - Czekamy, aż producent filmu "Trzy upadki świętego" zbierze fundusze i wtedy Alicja będzie realizować ten projekt, bo mamy podpisaną wstępną umowę - mówi nam menedżerka gwiazdy Monika Kaczmarek.

Oprócz roli w tej adaptacji jednego z opowiadań Kazimierza Przerwy-Tetmajera o społeczności góralskiej z końca XIX wieku w reżyserii Jacka Januszyka, aktorka nie ma jednak na razie innych planów związanych z polskim kinem. - Staramy się ostrożnie dobierać propozycje - tłumaczy jej menedżerka.

RB

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Kraków | Alicja Bachleda-Curuś
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy