Reklama

Już rozumie swoje błędy

Ma siłę i odwagę, by przyznać, że jej małżeństwo nie było idealne. Było po prostu zwyczajne, a przez to jedyne w swoim rodzaju.

Widzowie podziwiają jej klasę i opanowanie, kiedy mówiąc w głównym wydaniu "Panoramy" o katastrofie smoleńskiej, w której zginął jej mąż, opanowuje drżenie głosu. Ale prawdziwy sprawdzian emocji jest w domu, w którym czeka na nią czteroletni synek Igor.

- Był czas, kiedy nie miałam siły, żeby wstać rano, odsłonić okno. Ale za chwilę przychodził do łóżka Igor i mówił: "Mama, jeść". Dziecko wyznacza rytm dnia czy się tego chce czy nie - mówi Joanna Racewicz (40). Teraz, kiedy mija trzeci rok od śmierci męża, przyznaje, że wychodzi z żałoby. Także dlatego, że zapłakanej mamy, wiecznie ubranej we wdowią czerń, nie chce już oglądać mały Igor. - Pewnego dnia otworzył szafę w garderobie i i poprosił: "Mamusiu, nałóż inne czarne". Nie potrafił powiedzieć inaczej, że chce, żeby mama wreszcie włożyła coś kolorowego - wspomina dziennikarka.

Reklama

I tak, powoli, do złamanego życia dziennikarki wraca normalność. Joanna Racewicz i Paweł Janeczek poznali się późno, już po trzydziestce. Choć bardzo się kochali, ich małżeństwo nie było usłane różami. - Nie byliśmy parą cukierkowych gołąbków. Były gorsze chwile. Ja byłam wściekła na jego bałaganiarstwo, a on miał dość mojego malkontenctwa. Złościły go moje wady, ale umiał je zaakceptować - przyznaje Racewicz. Często nie potrafiła cieszyć się drobiazgami, docenić prostej bliskości drugiego człowieka.

- On powtarzał "Joasiu, zobacz mamy wszystko: siebie, rodziny, przyjaciół, zdrowie" A ja na to, że mieszkanie mogłoby być większe, samochód lepszy. Trzeba było trzęsienia ziemi, żeby wszystko mi się przewartościowało - przyznaje Racewicz. Dopiero, kiedy nie wrócił z tego przeklętego lotu do Smoleńska, zrozumiała, co jest naprawdę ważne.

Musi być silna, bo tego chciałby Paweł

O tym, że mąż musiał odejść, by go doceniła, dopiero teraz mówi głośno. Dostaje listy z podziękowaniami od mężatek, które dzięki niej zrozumiały, że trzeba się cieszyć z drobiazgów, choćby z tego, że budzą się obok męża.

A czy dziennikarka jest gotowa, by wejść w nowy związek? - To wymaga złamania schematów, odwagi. Ale niczego nie zakładam, nie planuję - zastrzega. Teraz Joanna Racewicz chce tylko jednego. - Chcę widzieć siebie uśmiechniętą i spokojną - mówi. Bo tego chciałby Paweł, który wierzył, że spokój, to siła. A ona musi być silna. Dla Igora.

MM



Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Racewicz | żałoba
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy