Reklama

Mam swój sposób na szczęśliwe życie

Doskonała aktorka, mądra i kochająca żona, ale bardzo wymagająca matka. I tak właśnie robi.

Kiedy Beata Ścibakówna(43) wyszła za mąż za swojego, starszego o 25 lat, wykładowcę - przystojnego i słynnego aktora Jana Englerta (68) mówiono, że będzie żyła w jego cieniu. Okazało się to nieprawdą.

Wielkim talentem i jeszcze większą pracą zdobyła pozycję i szacunek w świecie aktorskim. Znalazła przy tym jeszcze czas, aby stworzyć wspaniały dom, spełnić się jako matka. I nadal przy tym wyglądać tak, jakby przed chwilą wyszła od kosmetyczki.

Wróciła pani właśnie z próby w Teatrze Narodowym...

Reklama

Beata Ścibakówna: - ... najlepszym w Polsce.

Tak pani mówi, bo jego dyrektorem jest pani mąż?

- Mąż utrzymuje kierunek, który teatrowi nadał świętej pamięci Jerzy Grzegorzewski.

Występuje pani także w serialach, a to przecież komercja?

- Tak, i uważam, że jest to bardzo dobre połączenie. Serial to trening pracy z kamerą, popularność i pieniądze. A teatr spełnia moje ambicje artystyczne!

A co na to mąż?

- Cieszy się, że dostaję propozycje. My idziemy innymi drogami artystycznymi.

W domu nie dyrektoruje pani życiem?

- (śmiech) Nie...

Pani rządzi?

- Przeważnie kobiety rządzą w domu. To my staramy się, żeby ten dom egzystował i działał sprawnie. I ja też tak robię.

A panią rządzi pewnie córka Helenka?

- To jest nasze oczko w głowie. Jednak nie poddajemy się jej bezkrytycznie. Staramy się wychować ją na indywidualistkę, a nie rozpuszczoną jedynaczkę.

A jak to możliwe? Oboje rodzice to dwie silne osobowości, aktorzy z dorobkiem, a ojciec jeszcze na dodatek i dyrektor, i reżyser. I jeszcze uczy w szkole teatralnej?

- Najpierw są lekcje, potem przyjemności. Tego wymagam, pilnuję i egzekwuję. Poza tym spędzamy mnóstwo czasu razem, bo wiemy, że nadejdzie czas, gdy będzie wolała towarzystwo rówieśników.

Mądrze wymyślone... A jest sposób na szczęśliwe małżeństwo?

- Być ze sobą szczerym i rozmawiać. My w ogóle dużo czasu spędzamy razem i dużo rozmawiamy.

Między państwem jest duża różnica wieku. Czy to nie dzięki temu też pani związek jest szczęśliwy? Starszy mężczyzna jest bardziej wyrozumiały?

- Nie wiem jak wyglądałby związek z równolatkiem. Mogę tylko powiedzieć, że nasze różnice się sprawdzają i jest nieźle.

To widać choćby po pani wyglądzie. Od wielu lat ta sama szczupła sylwetka. Joga czy siłownia?

- Siłowni nie znoszę. Jogi, wstyd się przyznać, nigdy nie trenowałam, ale już pilates... owszem. Lubię aktywnie żyć. Latem pływam i gram w tenisa. Zimą jeżdżę na nartach.

Jesteście podobno dobrymi narciarzami.

- Zaczęliśmy trenować, kiedy Helena skończyła cztery lata. Profesjonalni trenerzy sprawili, że zjedziemy bez lęku z każdej góry. Ale Heleny nie dogonimy.

Zabrzmiało jak przepowiednia jej kariery. A może będzie aktorką?

- Nie wiem, ale gdyby chciała zostać aktorką, to będę za nią trzymała kciuki i wyślę ją do dobrej szkoły - gdzieś za granicę.

Do USA?

- Albo do Londynu.

Dlaczego na Zachód?

- Helena chodzi do szkoły międzynarodowej i język angielski jest jej drugim językiem. Więc może to będzie przepustką dla niej do jakiejś kariery.

A tata nie powie wtedy kategorycznie: Nie?

- Myślę, że jak ona zechce, to tata się zgodzi.

Czyli tatuś rozpuszcza swoją córeczkę?

- No przecież po to jest.

Michał Wichowski

Świat i Ludzie 10/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy