Reklama

Nie chce żyć jak zakonnica

Za jej największym sukcesem kryje się rodzinna tajemnica. I mężczyzna, dzięki któremu wreszcie uwierzyła w siebie...

Podczas turnieju tenisowego w Miami na Florydzie, w którym pula nagród zbliżała się do 5 milionów dolarów, Agnieszce Radwańskiej (23) towarzyszył młody, przystojny trener. Nasza mistrzyni nie chciała, żeby tym razem w pobliżu był jej ojciec, który pełnił te obowiązki przez kilkanaście lat. Robert Radwański (50) finałowy pojedynek córki z Rosjanką Marią Szarapową (24) oglądał w swoim krakowskim mieszkaniu... Agnieszka zwyciężyła!

W końcu wyrwała się spod skrzydeł swojego despotycznego ojca. Poruszała się na korcie zupełnie inaczej, niż dotychczas - swobodna, pewna siebie, finezyjna w ataku, maksymalnie skoncentrowana w obronie. Zbuntowała się po raz pierwszy już rok temu. A nie było to łatwe.

Reklama

Tata od dziecka był jej trenerem, wychowawcą, psychologiem, kierowcą i... kucharzem w jednej osobie. Na chwilę nie spuszczał jej z oka, kontrolował każdy jej krok. Niestety, nie tylko na korcie, podczas treningów czy meczów. Całe swoje życie pan Robert podporządkował karierze tenisowej dwóch córek: Agnieszki i młodszej od niej o 2 lata Urszuli. Podkreślał, że nikomu nie ufa.

- Nigdy nie popuszczę lejc - zarzekał się. Konflikt między nim a Agnieszką narastał. Presja była tak ogromna, że zaczęło to odbijać się na jej wynikach. Zdaniem fachowców, mając tak wielki talent, mogłaby osiągać znacznie więcej. Coś jednak ją blokowało. Żądza sukcesu, spędzająca sen z powiek ojca, zatruła ich relacje i odebrała Agnieszce radość z rywalizacji na korcie. Kłótnie były coraz bardziej burzliwe.

Na jednym z turniejów Agnieszka nie wytrzymała napięcia i krzyknęła w niewybrednych słowach do krytykującego ją ojca, żeby dał jej wreszcie spokój. To był wielki dramat, zarówno dla niej, jak i dla niego...

W lipcu ubiegłego roku podjęła ostateczną decyzję o zmianie trenera. Tenisistka tłumaczyła, że tata zbyt mocno zaangażował się w jej karierę. Zarzuciła mu, że nie dostrzegł momentu, kiedy przestał być ojcem i przemienił się w tyrana. - Zaczęłam w nim widzieć tresera, a nie rodzica - wyznała w jednym z wywiadów. Dlatego zdecydowała się przerwać tę coraz bardziej toksyczną relację.

Rodzinny konflikt próbował załagodzić dziadek ze strony ojca, Władysław. To on kiedyś sprzedawał rodzinną kolekcję obrazów, dorobek wielu pokoleń, żeby finansować karierę swoich ukochanych wnuczek. Ale sprawy najwyraźniej zaszły za daleko i nawet on nie potrafił wpłynąć na zmianę decyzji.

- Córka zamieniła starego ojca na młodego, przystojnego mężczyznę z Warszawy - żalił się Robert Radwański. Nigdy nie ukrywał swoich obaw o dzieci. Przy każdej okazji podkreślał, że ładne i dobrze zarabiające dziewczyny to łakomy kąsek. Żył w przeświadczeniu, że powinien je strzec.

Nie jest tajemnicą, że Agnieszka Radwańska, obecnie czwarta rakieta na świecie, zarobiła w ciągu zaledwie sześciu lat 26 milionów złotych! A adoratorów wyspecjalizowanych w uwodzeniu zamożnych kobiet jest bez liku...

Kiedy pod opieką nowego trenera, Tomasza Wiktorowskiego (33), zaczęła wygrywać, mówiło się, że to tylko zbieg okoliczności. Dziś jednak wiadomo, że to coś więcej. Z każdym miesiącem Agnieszka Radwańska jest coraz lepsza. Znów rywalizacja sprawia jej ogromną radość. Kto wie, może już niebawem osiągnie sam szczyt i zostanie pierwszą rakietą świata pośród pań?

Mimo konfliktu, ma do ojca wielki szacunek. - To jemu zawdzięczam sukcesy - powiedziała po swoim ostatnim zwycięstwie. Ale dla wspólnego dobra niech pozostanie tylko ojcem. Bo ona potrzebuje przede wszystkim jego ciepła i miłości, a nie krytyki. Coraz głośniej mówi się, że za tą cudowną przemianą Agnieszki kryją się coraz bliższe relacje z przystojnym trenerem.

Te plotki dotarły już do samej zainteresowanej, która wszystkiemu jednak zaprzecza. Podobno nawet Katarzyna Radwańska, mama tenisistki, domagała się wyjaśnień od córki. Ale ona nie zamierza się tłumaczyć, ani teraz, ani w przyszłości. Nie może żyć tylko karierą. Chce mieć takie same radości, jak jej rówieśniczki.

Jest młoda, ma dopiero 23 lata. Nie może czerpania z życia tego, co najlepsze odkładać do momentu, kiedy przejdzie na sportową emeryturę. Faktem jest, że Agnieszka spędza z trenerem coraz więcej czasu. To z nim opalała się na Florydzie w przerwach pomiędzy kolejnymi pojedynkami, a wieczory spędzała w najlepszych restauracjach wśród gwiazd Hollywood.

W towarzystwie Tomasza Wiktorowskiego zaglądała do ekskluzywnych sklepów w poszukiwaniu torebek Louisa Vuittona, ubrań Armaniego i butów, co ostatnio jest jej pasją. Chciałaby do lata mieć ich taką kolekcję, jak Carrie Bradshaw, grana w serialu Seks w wielkim mieście przez Sarah Jessicę Parker (47).

- Codzienność tenisistki przypomina życie zakonnicy - żali się Agnieszka. - Od lat panuje ta sama reguła, od której nie może być odstępstwa. Trening to rzecz święta! Kiedyś mówiła, że nie ma czasu na randki, bo potencjalni partnerzy przegrywają z tenisem. Ale to może wkrótce się zmienić.

Spotkania z nowym trenerem, także na stopie prywatnej, wcale nie muszą świadczyć o jakiejkolwiek zażyłości. Choć z pewnością nie jest to chłodna relacja. Gdy na linii trener - zawodnik rodzi się przyjaźń, często poprawiają się wyniki. Przypadek Agnieszki jest tego najlepszym przykładem. Najwyraźniej Tomasz Wiktorowski znalazł klucz do ich wspólnych sukcesów.

Rewia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy