Reklama

Odeszła najpiękniejsza kobieta świata

Tą, którą jest dziś dla nas Angelina Jolie, w latach 50. i 60. ubiegłego wieku była Elizabeth Taylor.

Jedyna różnica to fakt, że nie chodzili za nią krok w krok paparazzi, bo po prostu ich nie było. Nie przeszkodziło to jednak by napisano wiele o każdym z kolejnych jej małżeństw - ośmiu! Mężów miała "tylko" siedmiu, bowiem Richarda Burtona poślubiła dwukrotnie.

Piękne kobiety nie są wolne od cierpienia

Na całym świecie rozpisywano się o narodzinach każdego kolejnego jej dziecka, romansach, zdradach, załamaniach nerwowych, histeriach i depresjach. Na czynniki pierwsze rozkładano jej urodę, szczególnie dużo miejsca poświęcając fiołkowym oczom, alabastrowej cerze i hebanowym włosom. Pisano o jej rozrzutności, umiłowaniu brylantów, o uzależnieniu od leków, alkoholu, o jej chorobach, a chorowała niemal na wszystko, w końcu o jej działalności charytatywnej na rzecz ludzi dotkniętych AIDS, przyjaźni z Michaelem Jacksonem...

Reklama

W końcu zauważano, że była... aktorką, wybitną aktorką - burzliwe życie prywatne przesłoniło jej dokonania artystyczne. Urodziła się w Londynie, ale oboje rodzice byli Amerykanami. Matka - aktorką, ojciec prowadził galerię sztuki. Gdy Elizabeth miała 3 lata, wystąpiła przed rodziną królewską. Gdy miała lat 11, została gwiazdą filmu "Lessie, wróć" i nigdy już gwiazdą być nie przestała.

Dawno wyprzedziła swoją epokę

I tu trzeba oddać jej hołd. Pod względem marketingu na pewno wyprzedziła swoją epokę. Gdy dziś na ekrany wchodzi jakiś film, dowiadujemy się, że grający w nim aktorzy przeżyli na planie gorący romans. Liz Taylor już dawno wiedziała, że nic tak nie podnosi oglądalności jak miłość na planie.

Największa w historii Hollywood historia miłosna zaczęła się banalnie. Richard Burton - Marek Antoniusz, nie rezygnując ze swoich przyzwyczajeń, upił się do nieprzytomności. Brudny i nieogolony, z miną zbitego psa pojawił się rano na zdjęciach. Ona - Kleopatra spojrzała na niego fiołkowymi oczami i... stało się!

Takich aktorek już nie ma i nigdy nie będzie

Reżyser filmu, Joseph L. Mankiewicz, widząc, jak Richard i Liz się całują, był przerażony. Czuł, co się święci, a za wszelką cenę chciał uniknąć problemów na planie. Stało się inaczej. Dotychczasowe małżeństwa Burtona i Taylor przestały istnieć...

Potem też nie zawodzili dziennikarzy. O ich ślubach, rozstaniach, powrotach, awanturach, przeprosinach rozpisywano się latami. Należeli do tych niezwykłych par, które będąc razem, wzajemnie się niszczyły, a bez siebie umierali.

Gdy w środowe popołudnie, 23 marca br., podano wiadomość, że Liz Taylor nie żyje (od 2004 roku aktorka cierpiała na niewydolność serca, do końca w szpitalu w Los Angeles były przy niej dzieci: Michael, Christopher, Liza i Maria) świat na moment wstrzymał oddech.

Wszyscy mają świadomość, że wraz z jej odejściem skończyła się pewna epoka w kinie. Takich aktorek już nie ma i nigdy nie będzie.

IJ

Życie na gorąco 13/2011

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy