Reklama

Robię zakupy, sprzątam, gotuję. Nie jestem damą!

Urodą zniewalała mężczyzn, ale drogę przez życie wytyczała sobie sama.

Jest prawdziwą hrabianką, z krwi i kości, która urodziła się w pałacu w Wilanowie. Ale Beata Maria Helena Tyszkiewiczówn-Kalenicka (74) herbu Leliwa nie miała życia jak arystokratka. Już jej dzieciństwo nie należało do łatwych, bo... wkroczyła w nie wielka historia. Miała zaledwie roczek, gdy wybuchła II wojna światowa. W 1942 roku przyszedł na świat jej brat Krzysztof.

Trzy razy wychodziła za mąż, ale nigdy nie miała ślubu kościelnego

Właściwie wychowywała ich mama Barbara. Ojciec po wojnie wyjechał do Wielkiej Brytanii i tam założył drugą rodzinę. Pani Beata spotkała się z nim tylko raz, kiedy była już dorosłą kobietą i odnoszącą sukcesy aktorką. Przygodę z aktorstwem zaczęła jeszcze w liceum. To tam wypatrzył ją asystent Antoniego Bohdziewicza, który szukał kandydatki do roli Klary w "Zemście". Zagrała i... postanowiła zostać aktorką. Zdała na Akademię Teatralną. Ale już w pierwszym roku ją wyrzucono, bo... podczas jednego z przedstawień usiadła na kolanach znajomego mamy, Jana Kotta. - Zobaczył to rektor i to był mój koniec studiowania - wspomina aktorka. Ale - jak się okazało - właśnie to był początek jej prawdziwej przygody z aktorstwem.

Reklama

Jej uroda, arystokratyczne pochodzenie i dystyngowane zachowanie sprawiało, że reżyserzy proponowali jej role kostiumowe. Dzięki tym kreacjom wszyscy mówili o niej: dama. - Damą nigdy się nie czułam. Gotuję, sprzątam, robię zakupy, a "pijaczki" na ulicy, którzy pilnują samochodu, traktują mnie jak swoją znajomą - opowiada z uśmiechem. W pracy też nigdy się nie wywyższała. Lubiła flirtować z operatorami, ale była niedostępna. - Są kobiety, które miewają romanse, a inne - zakochawszy się - wychodzą za mąż. Ja jestem w tej drugiej grupie - mówiła. Jej pierwszym mężem był Andrzej Wajda (86). Poznali się na planie "Popiołów". - Był już znanym reżyserem, ale dla mnie był po prostu Jędrkiem - wspomina. Żyli w rozjazdach. Pisali do siebie listy przepełnione miłością i tęsknotą. Mają wspólną córkę Karolinę (45), ale ich małżeństwo nie przetrwało. - Czułam się samotna.

Koniec przychodził powoli. Teraz widzę, że nie dorosłam do takiego związku, nie wiedziałam, czego oczekuję od życia... Andrzej był zbyt dobry, a ja nie potrafiłam tego docenić - wspomina po latach. O drugim małżeństwie, z reżyserem Witoldem Orzechowskim, napisała w swojej książce: To było małżeństwo przypadkowe, nieprawdziwe. Któregoś dnia nie chciałam go już więcej widzieć... Wkrótce na jej drodze stanął Jacek Padlewski, miłość z wczesnej młodości. Wyszła za mąż po raz trzeci. Miała 38 lat, wyjechała do Marsylii, ale na obczyźnie wytrzymała tylko trzy lata. Spakowała walizki i odeszła. Z tego związku ma córkę Wiktorię (35). Właśnie córki: Karolinę i Wiktorię uznaje za największy życiowy sukces. Wciąż jest aktywna i otwarta na pracę, bo to ją uskrzydla, dodaje energii. Do tego jest wesoła i ma do siebie dystans. - Trudno mnie zranić - wyznaje. Ma też wielką pasję - fotografię. Zorganizowała nawet wystawę zdjęć swoich córek, która cieszyła się ogromnym powodzeniem. Dzisiaj dokumentuje życie wnuków i myśli o następnej wystawie.

AW

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Beata Tyszkiewicz | styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama