W domu chcę mieć spokój
Ponieważ jutra może nie być, Ewa Kasprzyk żyje tu i teraz.
Kieruje się dewizą: nie zostawiajmy życia na starość, żyjmy każdą chwilą. Wie, że "potem" może już nie być.
Jej ojciec pochodzi z okolic Nowogródka na Kresach Wschodnich. Dziadkowie mieli kilka dworów, służbę. W czasie wojny majątek zagrabiono, a dwory spłonęły. Ojcu udało się uciec do Polski. Rodzinę mamy po wojnie przesiedlono z Bieszczad do Stargardu Szczecińskiego. Tam poznali się, pokochali i pobrali. Tam urodziła się Ewa Kasprzyk.
Mama kierowała dużą restauracją, ojciec był nauczycielem języka rosyjskiego i dyrektorem szkoły. Ewę i dwójkę jej rodzeństwa wychowywała babcia. - To ona była naszą ostoją i trzymała wszystko mocną ręką - wspomina.
Po maturze postanowiła zdawać do PWST w Warszawie. - Jesteś za mało ładna na aktorkę - sprzeciwiła się mama. Na egzaminie dostała cztery dwóje: za wygląd, za głos, za wymowę, za recytację. Za radą ojca zaczęła studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Słupsku. Z marzeń o aktorstwie nie zrezygnowała.
Dostała się za czwartym razem. Mówiono na nią Megi, od słowa magister. Szczęście trwało krótko. Po pierwszym semestrze chciano ją wyrzucić. Za brak talentu. Na drugim roku była już najlepszą studentką. Na czwartym - Barbara Sass zaproponowała jej rolę w "Dziewczętach z Nowolipek".
Po studiach trafiła do Teatru Wybrzeże. Inżyniera budowy statków Jerzego Bernatowicza spotkała na basenie. Zwróciła mu uwagę, że powinien popracować nad kraulem. Z pływalni wyszli już razem. Po dwóch latach oświadczył się. Miała 29 lat. Jej ciotki były pewne, że zostanie starą panną. Ona nie była jednak przekonana do instytucji małżeństwa. Do ślubu namówiła ją przyjaciółka: - Raz, wyjdź - przekonywała.
Są razem 27 lat, z czego 10 osobno. Była po czterdziestce, kiedy przyjechała z córką Małgosią do Warszawy. Od nowa budowała życie. Kupiła mieszkanie, najpierw sobie, potem córce w sąsiedniej klatce. Małgosia obroniła licencjat na anglistyce. I... postawiła na muzykę! Niedawno wystąpiła w programie "Must be the music". Śpiewa z zespołem MashMish, nagrywa płytę. Jest dobrze. Tym bardziej, że groziła jej utrata wzroku. Miała kłopoty z rogówką.
Czy życie na odległość to przepis na szczęśliwy związek? W przypadku aktorki i inżyniera - tak. Oboje stwierdzili, że weekendowe randki tylko dodają ich małżeństwu rumieńców.
M. Jungst
Życie na gorąco 49/2011