Reklama

Żegnaj, kobieto pracująca

Kiedy odchodzą tacy ludzie, po prostu brak nam słów...

Nigdy się nie oszczędzała. Bo tak samo jak jej bohaterka, kobieta pracująca z "Czterdziestolatka", Irena Kwiatkowska (†98) żadnej pracy i żadnych wyzwań się nie bała. I nawet gdy nie czuła się już dobrze, we wrześniu ubiegłego roku z wielką radością wyprawiała swoje urodziny.

- Jakby przeczuwała, że będzie to ostatnia okazja do spotkania się z przyjaciółmi i znajomymi. A głównym punktem programu było odsłonięcie ławeczki jej imienia, na której tak bardzo lubiła odpoczywać, będąc w domu aktora weterana w Skolimowie. Wtedy widziałyśmy się po raz ostatni - wspomina jej przyjaciółka Alina Janowska (88).

Reklama

O tym, że zostanie artystką, pani Irena wiedziała od zawsze. Pierwszy raz weszła na scenę, kiedy jeszcze była dzieckiem. I od razu zrozumiała jedno - że ten zawód wymaga dużej pokory.

- Chciałam być aniołem, a przydzielono mi rolę diabełka. O rolach amantek nawet nie śniłam. Chciałam po prostu grać - wspominała w swoich opowieściach. I właśnie praca stała się jej receptą na życie.

Mąż aktorki, Bolesław Kielski, także realizował się zawodowo. Był spikerem, lektorem Polskiego Radia. Wszystkie wolne chwile spędzali w podróżach, bo to kochali najbardziej. Udało im się zwiedzić niemal cały świat. Mąż artystki zmarł w 1994 roku. Razem przeżyli cudownych 47 lat, ale nie doczekali się potomstwa. - Albo sztuka, albo dzieci! - zawsze twierdziła pani Irena. I ona dokonała całkowicie świadomego wyboru.

Po śmierci męża przeszła na emeryturę. Potrzebowała wyciszenia, ale nie zrezygnowała z gościnnych występów, bo to przecież jej całe życie. Wkrótce okazało się, że zupełnie jak kiedyś jej kalendarz wypełniony jest po brzegi.

- Ludzie ją kochali. Doskonale pamiętam jak na planie "Czterdziestolatka" ustawiała wszystkich. Była perfekcyjnie przygotowana i tego wszyscy mogli się od niej uczyć. Nigdy się nie spóźniała. Kiedy Irenka była na planie, wówczas panowała całkowita dyscyplina. Była niezwykle profesjonalna, sprawna, przygotowana i żądała tego samego od innych. Szkoda, że takich ludzi jest coraz mniej - powiedział nam Andrzej Kopiczyński (77).

Pani Irena po ciężkiej chorobie zmarła w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Nie będzie nas już rozbawiać, ale na zawsze pozostanie w naszej pamięci i sercach. Zostają nagrania wybitnych ról i ten cudowny śmiech, ale też pustka i żal, że już dla nas nie zagra...

IL

Świat i Ludzie 10/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy