Reklama

Ich rodzina się powiększy?

Cieszy się, gdy widzi mamę zadowoloną i uśmiechniętą. Dlatego tak często Natasza Urbańska (38) zaprasza ją do swojego dworku w Jajkowicach. Jednak gdy tylko pani Zofia jest w Warszawie w swoim mieszkaniu, przygnębienie i smutek wracają. Bo choć mijają już 4 lata, od kiedy zmarł jej ukochany mąż, ona wciąż zadaje sobie pytanie: dlaczego?

Nie potrafi pogodzić się z jego nagłym odejściem. Wciąż rozpamiętuje przeszłość. Nie chce też ruszać się z Warszawy. Chce tu być, bo, jak mówi, w każdej chwili może pójść na cmentarz do męża. Natasza postanowiła wyrwać mamę z tego groźnego stanu. Tego lata obie bardzo dużo czasu spędziły na wsi. Raz nawet pani Zofia została na gospodarstwie sama. Pani Natasza widziała, jak dzięki kontaktowi z naturą i z najbliższymi jej mama odzyskuje dawną pogodę. A kiedy wyjeżdżała, mówiła, że żal jej opuszczać to miejsce. Było jej tam dobrze. Miała zajęcie, bo chętnie doglądała ogródka i kur. Czuła się potrzebna - zdradza przyjaciel domu.

Reklama

Dlatego aktorka przeprowadziła już poważną rozmowę ze swoim mężem Januszem Józefowiczem (56) i doszli do wniosku, że najlepiej, aby mama już na dobre przeniosła się do nich. Na wsi cały czas ma coś do zrobienia, a właśnie tego teraz najbardziej potrzebuje. Ponieważ jakiś czas temu pani Zofia stanowczo odmówiła córce wspólnego zamieszkania, teraz pan Janusz wziął na siebie zadanie przekonania teściowej. A pani Zofia od zawsze go uwielbia i ma do niego wielką słabość.

Specjalnie dla niego lepi pyszne pierogi i piecze szarlotkę z bitą śmietaną. On natomiast rewanżuje się teściowej wybornymi nalewkami własnej roboty. Częstuje ją nimi przy każdej nadarzającej się okazji. Dlatego Natasza Urbańska nie bez podstaw wierzy, że przy kolejnej degustacji Januszowi uda się przekonać mamę, że ten plan jest najlepszym rozwiązaniem.

41/2014 Rewia

Rewia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy