Reklama

Poleczek już nie będzie

Do siedmiu razy sztuka. Tyle lat minęło i tyle było niedokończonych płyt od czasu występów z Brathankami. Halina Młynkowa chciała rzucić w kąt czerwone korale i uciec od etnicznych rytmów. Nie wychodziło. Przestała więc uciekać. I w mig nagrała album. Po dawnemu etniczny, a po nowemu indyjsko-turecko-hiszpański. Seksowny.

Twój Styl: Teledysk "Kobieta z moich snów" przypomina mi słynną reklamę perfum YSL sprzed paru lat. Ona jedna, ich wielu. I wszyscy jej pożądają. Czy to spełnienie jakichś fantazji?

Halina Młynkowa: Tak właśnie miało być! W piosence można pokazać więcej niż w rzeczywistości. Przecież trudno sobie wyobrazić, że oto staję i mówię: chcę, żeby mnie mężczyźni podrywali. A jak się śpiewa, można wyrazić wszystko. Nawet jeśli się nie jest zawodową piosenkarką i zamiast z mikrofonem – śpiewa z dezodorantem przed lustrem.

Reklama

Przed lustrem w łazience trudno zgromadzić takich wielbicieli, jakich miałaś na planie. Lesław Żurek, Bartosz Opania, Mateusz Damięcki, no i twój mąż Łukasz Nowicki przebrany za elektryka, z wąsem, w berecie z antenką. Zafascynowany tobą doprowadza do zwarcia instalacji...

- To była jedna wielka impreza, którą wymyślił i rozkręcił właśnie Łukasz. Powiedział: Halina, teledyskiem się nie przejmuj, biorę to na siebie. Zaprosił naszych przyjaciół, zrobił zakupy. Goście przyszli na 18, scenę kręciliśmy około 22, przez ten czas Łukasz bardzo dbał o to, żeby każdy miał co pić (śmiech). Reżyser Jacek Kościuszko miał problem z opanowaniem towarzystwa. W dodatku był na przegranej pozycji, bo to przecież nie wynajęci statyści, tylko gromada rozbawionych znajomych…

A wśród nich ty śpiewająca: „Chcę decydować, z kim tańczę i śpię...”. Węszący sensację będą się zastanawiać, czy Młynkowa pisała o sobie. I czy w jej życiu nie szykuje się jakaś rewolucja.

- Tam są prawdziwe historie, ale niekoniecznie moje. Raczej zaobserwowane. Dziś wprawdzie jestem gadułą, ale przez wiele lat byłam człowiekiem milczącym. A milczący więcej widzi (uśmiech).

Na tej płycie jest nastrój przyzwolenia na bycie kobietą i okazywanie słabości. Manifest Haliny?

- Latami obracałam się w męskim gronie i zawsze uważałam, że muszę trzymać fason, być twarda. Żyjemy w czasach, w których kobiety cały czas muszą udowadniać mężczyznom, że są tak samo silne, dzieląc z nimi podobne lub te same stanowiska w pracy. Ale ostatnio coraz częściej myślę: a właściwie dlaczego? I stwierdzam, że nie będę się przed naturą bronić. Podoba mi się, że czasem kobieta pomyli kierunki, lubi plotki przy kawie z koleżanką, ma humory... Nie chcę walczyć ze stereotypami. Uważam, że są urocze.

Skąd ta zmiana?

- Byłam wychowana w myśl zasady: najpierw myśl o innych, potem o sobie. Tylko że zapewniając komuś dobry nastrój, czasem szkodzimy własnej osobie. Dbając o siebie, dbamy też o innych, bo spełniona kobieta to szczęśliwa kobieta, która daje energię, siłę, dobry nastrój...

Jedną z piosenek napisałaś wspólnie z mężem. Jak się pracowało w duecie?

- Szczerze? Nie najlepiej. Łukasz napisał pierwszą wersję, ja potem to cyzelowałam. Nie zgadzaliśmy się. W końcu machnął ręką i mówi: A pisz, co chcesz. Wspólna piosenka wyszła inna od pozostałych. Ballada.

Właśnie. Na twoich koncertach nie jest już skocznie.

- Ludzie nadal myślą, że jak jest Młynkowa, to będzie hopsanie i poleczka. Ale jest inaczej. Ja jestem jednak dalej. Można się bujać, ale bez podskoków.

Ale miłość do rytmów etnicznych pozostała. Deklarowałaś, że po rozstaniu z Brathankami nie chcesz mieć z nimi nic wspólnego.

- Tak. Okazuje się jednak, że muzyka etniczna we mnie jest. Ale uwaga, bazą są melodie współczesne. Nie czerpałam z ludowych przyśpiewek. Owszem, na płycie raz pojawiają się biłgorajskie wokalizy, ale mają już zupełnie inny charakter. Za to częściej słychać afrykańskie bębenki, ormiańskie smyki, irlandzkie brzmienia fletów, peruwiańskie charango (rodzaj mandoliny – red.) i dużo sitaru (indyjska gitara – red.). Jakbyśmy wyruszyli z Polski do Indii, po drodze robiąc wielkie koło i zbierając różne rytmy.

Dlaczego do Indii?

- Kocham je. Z mężem dużo jeździmy po świecie, ale tylko w Indiach odczuwam tak wielką fascynację miejscem. Szeroka biała plaża. Spokój. Ludzie, muzyka, kolory. Nigdy nie zwiedzam, siedząc w autokarze. Lubię wsiąknąć w tłum, poczuć zapachy, klimat. Ale... potem wrócić do dobrego hotelu (śmiech). Mam marzenie: jeśli dożyję starości i powiem sobie „no dobra, już dość”, chcę mieszkać na Goa, w starym kolonialnym domu. Siedzieć i czytać książki.

Mogłabyś mieć zawód zupełnie niezwiązany z muzyką?

- Chyba nie. Kiedyś wybierałam się na studia reżyserii muzycznej. Ciągnie mnie też muzyka filmowa. Marzę, aby śpiewać do filmu. I strasznie podoba mi się dubbing. Zwłaszcza w kreskówkach.

A inne zajęcia kulturalne w twoim życiu? Sztuki piękne, literatura….

- Parę lat temu brałam lekcje w atelier malarza Stanisława Krausa. Ale moje farby dawno wyschły. Za to książki kocham. Głowacki, Szczygieł, Norman Davies, Vargas Llosa, biografie. Ponieważ mój syn gra na skrzypcach, ostatnio z ciekawością pochłonęłam Bojową pieśń tygrysicy Amy Chua.

Kto jest dla ciebie mistrzem słowa w piosence?

- Bartosiewicz, Nosowska, Kayah, Jaromir Nohavica, Renata Putzlacher, India Arie, a z dawniejszych Przybora i Osiecka. Bardzo lubię Michała Zabłockiego, zwłaszcza kiedy pisze dla Grzesia Turnaua. Michał stworzył wiele tekstów do moich poprzednich projektów, których, niestety, nie udało się zrealizować. Ach, świetnie pisze Bartek Kudasik z Zakopowera.

Czego słuchasz dla relaksu?

- Neo soulu! Uwielbiam Indię Arie. Lubię też Joss Stone, Jill Scott, Alicię Keys, Erykah Badu. Zawsze będzie mnie fascynować Beyoncé, mimo że taka popowa. Jej ostatnia płyta jest piękna! No i Rihanna, która mi się wcześniej zupełnie nie podobała. Ale teraz poszła w cudowne klimaty barbadoskiego reggae. Jak wspaniale ona śpiewa piosenkę "Man down"... Kiedyś dużo słuchałam Meshell Ndegeocello. Uwielbiam też muzykę klasyczną, radio RMF Classic – zwłaszcza w niedzielę.

Co dla Halinki Młynkowej jest największą radością?

- Kiedy na chwilę wysiadam z pociągu...

?!

- …czyli ten moment, kiedy dostrzegam teraźniejszość. Kiedy nie myślę o tym, co będzie jutro, i nie analizuję, co i czy dobrze zrobiłam wczoraj. Fotografuję oczyma tu i teraz. Jeśli mi się to czasami udaje, to jestem megaszczęśliwa.

Informacje o płycie "Etnoteka".

Rozmawiała Joanna Nojszewska

Twój STYL 11/2011

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: Halina Mlynkova | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy