Reklama

Wraca z synem do Polski

To w ojczyźnie, a nie w Hollywood, jej kariera nabiera prawdziwego rozpędu. Co gwiazda musiała zmienić w swoim życiu?

Podczas festiwalu filmowego Orange Kino Letnie nie było nikogo, kto nie zwróciłby uwagi na Alicję Bachledę-Curuś (33). Promiennie uśmiechnięta, w superseksownej czarnej sukience, czarowała i zachwycała. Gdy z rąk Artura Żmijewskiego (50) odbierała statuetkę Diamentowy Klaps Filmowy, nie posiadała się ze szczęścia. Zwłaszcza że to niejedyny sukces, jaki ostatnio osiągnęła w Polsce.

Teraz stawia na Polskę

Jeszcze niedawno narzekała, że do Polski przylatuje rzadko. Ale ostatnio coś się zmieniło i Alicja co rusz pojawia się z synkiem Henrym (6) w rodzinnych stronach.

Reklama

Zaczęło się od tego, że zagrała w filmie "7 rzeczy, których nie wiecie o facetach". W jednym z wywiadów, których udzieliła podczas premiery, wyznała, że bardzo chciałaby częściej grać w polskich produkcjach. Marzenie szybko się spełniło - znany reżyser Patryk Vega (39) zaproponował jej rolę w nowej części kinowego hitu "Pitbull. Niebezpieczne kobiety" (wejdzie do kin w listopadzie).

To nie koniec sukcesów Alicji - kilka miesięcy wcześniej została też oficjalną ambasadorką luksusowej marki biżuteryjnej. Jeśli wierzyć plotkom, za udział w kampanii piękna aktorka otrzymała aż pół miliona złotych!

Zachęcona dobrą passą w kraju postanowiła zainwestować w nieruchomości. Wybór padł na jej ukochany Kraków. Alicja kupiła tam przestronny apartament w przedwojennej kamienicy tuż przy Wawelu. I zdradziła, że nie wyobraża sobie przyszłości gdziekolwiek indziej. "Starość w Los Angeles jest smutna. Nie widzę tam wiekowych ludzi na ulicach, rzadko spotykam w parku rodziny z dziećmi i ich dziadkami. Staruszkowie są umieszczani w domach opieki. Przykre. Mam nadzieję, że mnie się to nie przydarzy" - wyznała.

Teraz remontuje swoje krakowskie lokum. "Dopieszczam je ku przerażeniu rodziców, bo pośredniczą w przelewach, więc znają wydatki. Renowacja starego mieszkania kosztuje fortunę. Za te same pieniądze mogłabym kupić mały apartament w Stanach, ale ja chcę mieć coś swojego tutaj. Nawet jeśli to nie jest racjonalna decyzja" - mówi.

W Polsce, gdzie coraz częściej możemy ją podziwiać na okładkach prestiżowych magazynów i branżowych imprezach, Alicja czuje się dobrze. Na jej instagramowym profilu pełno jest zdjęć znad polskiego morza i tych ze wspólnych wieczorów z polskimi przyjaciółmi. Choć dotychczas powtarzała, że to w Los Angeles stworzyła dom, wygląda na to, że właśnie w Polsce jest najszczęśliwsza.

Zawiedzione nadzieje

W wywiadzie udzielonym jednemu z magazynów modowych wyraźnie dała do zrozumienia, że Hollywood ją zawiodło: "To często nieludzki biznes, a za kulisami dzieją się różne rzeczy (...). Okropne jest to, że mężczyźni, producenci, chodzą i opowiadają, komu to oni nie pomogli. Krążą różne historie o aktorkach, które gdzieś, coś, kiedyś. Naprawdę ohydne!".

Sama dawno nie zagrała w żadnej liczącej się produkcji w Fabryce Snów. A i pięć minut sławy, które zdobyła dzięki związkowi z Colinem Farrellem (40), minęło. W Stanach nikt nie zasypuje jej propozycjami ról ani kontraktów reklamowych. Tu przeciwnie - ma status gwiazdy.

Aktorka jest już gotowa przeprowadzić kolejną życiową rewolucję i wrócić z synem do kraju. Oczywiście, musiałby się na to zgodzić tata Henry'ego... Alicja zapewnia jednak, że mają z Colinem doskonałe relacje.

15/2016 Show

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy