Reklama

Czarownice są wśród nas?

Żyjemy w kraju, w którym śmiech i zabawa są uważane za zło. Prawdziwym złem jest jednak przekonanie, że coś, co daje nam radość i w żaden sposób nie krzywdzi innych, może uchodzić za niegodziwe.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu od tęsknoty za pierogami ruskimi. Wiadomo, że najlepsze robiła moja babcia, ale kiedy jej zabrakło, żaden ze znanych mi przepisów nie przynosił pożądanych efektów. Na talerzu lądowały dobre ruskie, albo co gorsza 2 na 10, czyli takie, co dało się zjeść, by zapełnić żołądek, ale spożycie ich nie przynosiło żadnej satysfakcji.

Opowiedziałam o tym jednej z mam, w drodze z wywiadówki szkolnej. Zaproponowała, że pokaże mi, jak się robi dobre pierogi, a że z owej wywiadówki wracało kilka kobiet, orzekłyśmy, że jak będzie nas więcej, to danie wykonamy szybciej. Potem nastąpiła seria telefonów i w efekcie okazało się, że na spotkaniu było nas całkiem sporo - osiem kobiet lepiących pierogi. Tak wyglądał nasz pierwszy zlot.

Śmiałyśmy się, że wracamy do darcia pierza, piłyśmy wino, mówiłyśmy o rzeczach ważnych i banalnych, ale cel nie schodził nam z oczu. Efekt był doskonały - pierogi wyszły genialne (zresztą ta, która była głównodowodzącą, zarabiającą ciasto i przygotowującą farsz, otrzymywała niejednokrotnie tytuł pierogowej mistrzyni, w "Święcie Pieroga" w Horyńcu, detronizując wybitnie przygotowane uczestniczki z koła gospodyń wiejskich). Po pierogach przyszedł czas na gołąbki. Potem były słone tarty, słodkie ciasta i znowu pierogi.

Nasze spotkania przerwała pandemia, ale gdyby nie ona, stuknęłoby nam pięć lat. Śmiałyśmy się, że robimy kolejny zlot czarownic, a jedna to nawet kiedyś przygotowała dla wszystkich wisiorki, przedstawiające wiedźmy pędzące na miotle. Nie wiedziałyśmy, że nasze niepotajemne spotkania, mogą wywołać czyjś dyskomfort. Ba! Możemy zostać podejrzane o czynienie rzeczy nieprzyzwoitych - wszak, jak się okazuje, w obecnych czasach wszyscy widzą, że zlot czarownic, to nie przelewki.

Reklama

Piszę o tym w kontekście doniesień z Warmii. Chodzi konkretnie o grupę artystyczną, nazywającą się Wiedźmuchy. Panie spotykają się, podobnie jak ja, z koleżankami, tyle, że mają więcej fantazji - nie lepią pierogów, ale przebrane za bajkowe postacie, tańczą, śpiewają, robią happeningi, zachwycając swymi stylizacjami.

Zarówno makijaże, jak i przygotowane przez nie suknie, wymagają nie lada umiejętności manualnych, nie mówiąc już o poświęceniu, bo chodzenie z przyklejonym nosem czy uszami, naprawdę wymaga samozaparcia (kto występował w szkolnym teatrze, ten wie).

Od kilku lat spędzam rodzinne wakacje na Warmii i miałam okazję zobaczyć ten barwny korowód w zeszłym roku w Ostródzie. Mogę przysiąc, że wywoływał uśmiech u wszystkich przechodniów, a u dzieci - zamiast przerażenia, jak to za naszych czasów bywało, gdy czytaliśmy bajkę - wielkie zaciekawienie. Teraz maluchom nie straszna żadna wiedźma!

Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam w internetowych doniesieniach, że Wiedźmuchy zostały posądzone o uprawianie okultyzmu! Mało tego - na stronach Onetu można przeczytać wypowiedź Zbigniewa Zabłockiego (radny powiatu ostródzkiego z PIS-u), który twierdzi, że krzyki, tańce i śpiewy kobiet, przywołują na myśli kult satanistyczny. 

Halo? Proszę Państwa, czy naprawdę nie znacie tak bardzo literatury dziecięcej, żeby bać się Wiedźmuch? Nie wspomnę o mitologii słowiańskiej, bo w kanonie lektur szkolnych jest tylko Greków i Rzymian. Przecież to wstyd, ogromny wstyd, gdy oskarża się kobiety, które usiłują do życia swojego i innych wpuścić kilka promyków słońca, o niecne zamiary. Co takiego się stało z ludźmi, że boją się radości i spontanicznego uśmiechu?

Dla porównania - to tak, jakby panom z Bractwa Kurkowego zarzucono szerzenie przemocy, bo noszą przy sobie szable.

Myślę, że działającą przy miejscowej parafii Akcją Katolicką, która złożyła skargę na Widźmuchy, ktoś powinien poważnie potrząsnąć. A przede wszystkim konieczne jest, by nakazał tejże Akcji uzupełnienie braków w edukacji. Wierzę, że osoby do niej należące, szybko je nadrobią. To kwestia literatury dziecięcej na poziomie przedszkolnym.   

Zaskakujące jest to, że dorośli ludzie przestraszyli się doczepionych nosów, szponiastych paznokci, karykaturalnych kapeluszy - jednym słowem: przebrania. Panie wszak biorą udział w wielu akcjach charytatywnych, pomagając innym. Nawet nazwa grupy - Wiedźmuchy - świadczy o tym, że mają do siebie bardzo duży dystans. To nawet nie wiedźmy, które posiadły wiedzę, ale też muchy, które jak to muchy - przylecą, poprzeszkadzają, są niegroźne, za to swoim bzyczeniem mogą człowieka wyprowadzić z równowagi. To ostatnie udało im się zrobić. Mam tylko nadzieję, że będzie o nich na tyle głośno, że zdobędą sobie właściwą sławę. Szkoda tylko, że ktoś najpierw poluje na nie z wielką packą.

Ta aplikacja mówi, kiedy spadnie deszcz - co do minuty! Zainstaluj z Google Play »

Czytaj również:

Kobiety pełne cnót

Oczekiwania społeczne wobec matek się nie kończą

Czego wstydzą się kobiety?

Zobacz także:


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy