Reklama

Dumni z dziecka, nie ze świadectwa

Koniec roku szkolnego. Czas ukłonić się pięknie nauczycielom, że dali radę dźwignąć najtrudniejszą od lat edukację. Czas też na rachunek sumienia – nie uczniów, ale rodziców.

Kończy się rok szkolny - trudny dla wszystkich. Dla rodziców, bo musieli zorganizować miejsce i czas (swoje i pociechy) przed komputerem (brawa dla rodzin wielodzietnych), dla nauczycieli, bo wszystkie metody nauczania, które przez lata przynosiły dobre efekty, mogły zawieść.

Wreszcie dla dzieci - którym wcześniej reglamentowano czas spędzony przed ekranem, a teraz kazano przed nim ślęczeć, czy tego chciały czy nie. Jeśli rodzicowi zależało na ocenach - mógł angażować się w nauczanie potomka bardziej niż zwykle. Mógł nawet uczyć się z nim - odpowiadać za dziecko, czy robić zadania, które nauczyciel zadawał na lekcji.

Reklama

Mam nadzieję, że nie było wielu takich dorosłych, że dzieci nie zostały skrzywdzone aż tak. Każdy chce czuć, że ma wpływ na własne życie, niezależnie od wieku. Jeśli ta możliwość zostaje młodemu człowiekowi odebrana, rysuje się prosta droga do utraty poczucia własnej wartości. Dziecko nie wierzy w siebie, bo dostaje jasny komunikat - bez mojej pomocy nie dasz rady. Myśli więc: "Nie mogę, nie umiem, nie uda mi się, skoro mój rodzic, który kocha, zna mnie najlepiej i jest najbliżej, robi coś za mnie". 

Wyręczając dziecko, dorosły daje  świadectwo - nie poradzisz sobie, robię to za ciebie, bo inaczej nie wyjdzie, jak powinno. Wiem, wiem, każdy z nas kiedyś zrobił zadanie za swoją pociechę. Zdarzyło się, bo z weekendowego wyjazdu ktoś wrócił zbyt późno, bo dziecko płakało, że nie pójdzie do szkoły bez ćwiczenia, które zapomniało zrobić, bo pożyczyło komuś zeszyt i nie dostało go z powrotem. Te sytuacje można nazwać losowymi. Chodzi mi o inne, w których dziecku odbiera się możliwość pracy samodzielnej, wyniki bowiem są ważniejsze niż efekty. A nauczyć się nie może, bo zabrania się mu popełniania błędów.

Świadectwo z czerwonym paskiem

Wreszcie przychodzi do oceny - czy świadectwo z czerwonym paskiem ucieszy rodzica współwinnego wzorowych osiągnięć? Bo raczej dumny ze swojego dziecka być nie może, skoro to praca dorosłego znacząco wpłynęła na wyniki. I zapewne odbije się rykoszetem w przyszłości. Porównując tę sytuację do emocji związanych z obecnymi mistrzostwami Europy - brawa dla rodzica! Strzelił gola, bramka jest, tyle że samobójcza.

Dlaczego dorosłym tak bardzo zależy na wynikach dzieci? Chcą się nimi pochwalić przed znajomymi w mediach społecznościowych? Czy może zakładają, że dziecko będzie lepszą wersją ich samych? A może walczą o punkty, które ułatwią pociechom dalszą drogę w systemie? Chodzi o ósmoklasistów, których świadectwo jest ważne - wpływa wszak na to, czy młody człowiek dostanie się do upragnionej szkoły, czy jednak zabraknie mu owych punktów. 

Są jednak i tacy rodzice, którzy śmiało ogłaszają, że dumni są z dziecka, nie ze świadectwa - na Facebooku można nawet skorzystać z takiej nakładki na zdjęcie. Jestem przekonana, że robią to, by dać innym dorosłym do myślenia - zazwyczaj ich dzieci doskonale wiedzą, że mama i tata nie przejmują się ocenami. Być może rodzice ci pamiętają historię umysłów naprawdę wybitnych, których nie ominęły przykrości ze strony otoczenia.

Takiemu Thomasowi Edisonowi na przykład nauczyciel powiedział, że jest zbyt tępy, żeby się czegokolwiek nauczyć. Albert Einstein z kolei nie mówił do czwartego roku życia, a i z czytaniem nie szło mu dobrze, był dyslektykiem. Doszło w końcu do tego, że wyrzucono go ze szkoły. Nagroda Nobla pewnie wynagrodziła mu traumy dzieciństwa, ale o jego przykrych doświadczeniach raczej się w szkole nie mówi - co innego o sukcesach i materii wszechświata! Szkoda, bo często największe osiągnięcia okupione są wielkimi porażkami, a ponosić porażki trzeba umieć, zapewne częściej, niż cieszyć się zwycięstwami.

Wspomniany Edison tysiąc razy przegrał, zanim jego żarówka się zaświeciła. Naprawdę szkoda, że nie chwali się owych prób, tylko ich efekty. Na taką edukację będziemy musieli jeszcze poczekać. Za to możemy sprawić, żeby dzieci były z siebie dumne - wystarczy dobrze je znać i dawać wyzwania nie za trudne, nie za łatwe, tylko takie w sam raz, skrojone na możliwości, jakie mają w danym momencie. A potem usiąść na brzegu rzeki i poczekać aż ich żarówka się zapali.       

Czytaj także:

Cena świadectwa z czerwonym paskiem  

Miłość bezwarunkowa

Zobacz także:

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy