Reklama

Barbara Piasecka-Johnson: Kopciuszek w świecie milionerów

Barbara Piasecka-Johnson do Ameryki wyruszyła z jedną walizką i kilkoma dolarami w kieszeni.

Kiedy jesienią 1967 roku wyjeżdżała do Ameryki, miała 30 lat. Po śmierci męża, który zmarł na raka, chciała zacząć wszystko od nowa. Miała dość zmagania się z losem, marnej pensji i wspomnień okupacyjnego dzieciństwa, przeżytego w biedzie na Kresach. - Jeśli wrócę, to tylko rolls-royce’em - zapowiadała znajomym Barbara Piasecka- Johnson (†76). - Czeka mnie wielka przygoda!

Lądowanie w USA było twarde. Nie mogła znaleźć pracy. Nikogo tu nie interesowało, że w Polsce studiowała historię sztuki. Uniwersytecki dyplom był zupełnie bezużyteczny. Ostatnie dolary wydała na wynajęcie jakichś klitek. W końcu poznała Zdzisława, polskiego lekarza. Gdy zaszła z nim w ciążę, dowiedziała się, że jest żonaty, ma dzieci i wraca do Polski. Po jego wyjeździe była znowu zdana na siebie.

Reklama

- Mimo wszystko patrzyłam z ufnością w przyszłość, bo miałam przy sobie ukochaną córkę Kamilę - wspominała.

W 1970 roku dostała posadę kucharki w domu Esthery i Sewarda Johnsonów, chociaż... nie potrafiła gotować. Po przypaleniu kolejnego posiłku została pokojówką. Atrakcyjna Polka od początku wysyłała sygnały pracodawcy. - Zaplatała warkoczyki i zakładała biały fartuszek - wspominają znajomi Johnsonów. - Starała się wyglądać jak mała dziewczynka. Wiadomo było, że pan Johnson lubił młode kobiety.

On nie pozostał obojętny. Mówił, że tak pięknej pokojówki jeszcze nie było w jego rezydencji. Miał nadzieję, że będzie u niego szczęśliwa. Wyraźnie odmłodniał w jej towarzystwie. W styczniu 1971 roku wynajął dla niej mieszkanie w Nowym Jorku na Manhattanie. Dawna pokojówka stała się jego towarzyszką życia. Razem jeździli po świecie i kupowali dzieła sztuki.

- Tata przeszedł przemianę - wspominał syn milionera. - Pod wpływem Barbary zaczął się zachwycać Picassem. Seward Johnson początkowo myślał tylko o romansie. Ale szybko usłyszał, że ukochana pochodzi z kraju, w którym mężczyzna poważnie traktuje kobietę. I jeśli chce z nią żyć, musi się ożenić!

Zaryzykowała, zagrała va banque i... wygrała. Przyjęła oświadczyny oraz pierścionek z wielkim diamentem. A Estera Johnson otrzymała... zawiadomienie o wszczęciu postępowania rozwodowego po 32 latach małżeństwa. Na pocieszenie adwokaci męża zaproponowali jej 20 mln dolarów i rezydencję. Barbara zaś podpisała intercyzę. Zgodnie z nią, za dotrwanie przy Sewardzie do jego śmierci miała dostać 10 mln dolarów i kolekcję drogocennych obrazów.

Jednak kilka lat później miliarder, za namową nowej żony, unieważnił tę umowę, w efekcie czego Barbara uzyskała prawa do całego majątku. Ślub 6 listopada 1971 roku był skromny. Barbara Piasecka, lat 34, została trzecią żoną Sewarda Johnsona, lat 76. Po uroczystości wzniosła toast: - Za mężczyznę, który dał mi wszystko i da mi wszystko, jeśli będzie trzeba! Z kolei on pouczał gości: - Ba-shia! Dobrze to wymawiajcie! Na ślubie nie było żadnego z sześciorga dzieci pana młodego.

Już razem kupowali jachty, posiadłości w różnych zakątkach świata i dzieła sztuki. Na pytania, kiedy będą chrzciny, ironicznie odpowiadali: - Chyba szczeniaków!

Barbara nadzorowała budowę rezydencji Jasna Polana w Princeton. Zatrudniała projektantów i rzemieślników z Polski. Powstał luksusowy dwór, a obok niego... schron przeciwatomowy.

Zawsze jednak na pierwszym miejscu był mąż. - Nie pozwolę ci się zestarzeć - powtarzała mu każdego dnia. Ale Seward Johnson coraz częściej chorował. Lekarze w 1981 roku stwierdzili u niego raka prostaty. Przeczuwając nadchodzącą śmierć zmienił testament. Umarł w maju 1983 roku w wieku 88 lat. Jego dzieci były zaszokowane wiadomością, że cały majątek wart 500 mln dolarów, ma przejść w ręce Barbary. Dla nich zostały jakieś resztki.

W poczuciu krzywdy młodzi Johnsonowie zjednoczyli się i zaczęli sądową batalię. Proces był największym w historii USA pojedynkiem firm prawniczych. Bogata i wpływowa rodzina stanęła przeciwko Kopciuszkowi z Polski, który jednak okazał się sprytniejszy, niż myśleli. W końcu proces skończył się ugodą. Barbara zatrzymała 350 mln, a każde z dzieci dostało po 30 mln.

Honoraria adwokatów wyniosły łącznie 24 mln dolarów! Po trzech latach czytania o sobie w plotkarskich rubrykach, nawet osoba tak silna psychicznie jak Barbara Piasecka-Johnson, musiała odpocząć od Ameryki. Kupowała i sprzedawała dzieła sztuki, zakładała fundacje wspierające artystów. I, o dziwo, pomnożyła odziedziczony kapitał. Doradcy finansowi chronili ją przed niezliczonymi rodakami, którzy próbowali namówić ją, by podzieliła się z nimi swym majątkiem.

Z powodu zawyżonej wyceny nie kupiła w końcu gdańskiej stoczni. Gdy stała się bardzo religijna, z Monte Carlo przeniosła się do Asyżu. A w końcu, poważnie już chora milionerka, wymieniana w rankingu "Forbesa" wśród najbogatszych kobiet świata, po cichu wróciła do Polski. Zamieszkała w Sobótce pod Wrocławiem.

Zmarła tutaj 1 kwietnia 2013 roku, co odnotowały najważniejsze światowe media. Spoczęła na cmentarzu św. Wawrzyńca we Wrocławiu. Fortunę przejęła córka, rodzeństwo i dzieci jej rodzeństwa.

Zobacz także:

Nostalgia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama