Reklama

Dominika Żółkowska: Kolumbia jest coraz bardziej atrakcyjna dla turystów

- Kolumbijczycy nie przepadają za serialem „Narcos”, ponieważ przedstawia Pablo Escobara jako dobrą postać ściganą przez złych policjantów. Nie był bohaterem. Bez wahania zabijał ludzi, a wspomnienie jego okrucieństwa wciąż jest żywe. Kolumbijczycy do tej pory są straumatyzowani i nie ufają sobie nawzajem - mówi Dominika Żółkowska, autorka bloga „Zielony plecak” i organizatorka wypraw do Kolumbii.

Jak znalazłaś się w Kolumbii?

- Zanim wylądowałam w Kolumbii, mieszkałam przez chwilę w Portugalii, Szwajcarii oraz Australii. Zawsze jednak marzyłam o podróżowaniu przez świat z plecakiem. Gdy tylko moja australijska wiza straciła ważność, wybrałam się do Azji. Przez pół roku zwiedziłam sporą część kontynentu. Moją przygodę przerwała poważna kontuzja kolana. Z Filipin trafiłam znów do Polski. Po doprowadzeniu nogi do pełnej sprawności postanowiłam kontynuować wyprawę z plecakiem. Tym razem postawiłam na Amerykę Południową, która od zawsze zajmowała wysokie miejsce na mojej liście podróżniczej.

- Najtańsze loty, jakie znalazłam, skierowały mnie do Kolumbii. Kupiłam bilet w jedną stronę i ruszyłam w podróż życia, bez znajomości języka, ale za to z głową pełną wspomnień ostatnich rozmów z najbliższymi. Każda osoba, której zdradzałam, dokąd się wybieram, odradzała mi wyjazd. Mówiono, że skończę w więzieniu, ktoś mi podrzuci narkotyki albo zostanę porwana przez przestępcę. W Australii poznałam jednak wielu Kolumbijczyków. Często opowiadali mi o swoim kraju, więc wiedziałam, że to, co pokazują media, nie jest do końca prawdą. Już po paru dniach pobytu zrozumiałam, że wyobrażenia ludzi o Kolumbii mają się nijak do rzeczywistości. Kolumbijczycy są bardzo mili i pomocni. Nikt nie chciał zrobić mi krzywdy.

Reklama

Nie czuć już obecności karteli narkotykowych na ulicach?

- Kartele narkotykowe wciąż działają w Kolumbii, ale nie są tak aktywne, jak za czasów Pablo Escobara. Jako zwykły mieszkaniec Kolumbii, nie odczuwam na co dzień zagrożenia z ich strony.   Co nie oznacza, że kartele zrezygnowały z podstawowego źródła dochodu, czyli sprzedaży narkotyków dla przyjezdnych. Narkobiznes jest szczególnie opłacalny w dużych, turystycznych miejscowościach, takich jak Kartagena. Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych przyjeżdżają tam imprezować, kupić tanio narkotyki i zabawić się z dziewczynami. Weekend w Kolumbii jest dla nich bardziej opłacalny niż kilkudniowa zabawa na ulicach Los Angeles. Tutaj mają wszystko niemal za darmo. Dlatego dilerzy traktują każdego obcokrajowca jak klienta, który na pewno szuka szybkiej i taniej rozrywki. Ci, którzy podróżowali ze mną po Kolumbii, opowiadali, że często zaczepiali ich miejscowi, oferując woreczki z kokainą na sprzedaż.

Polacy chętnie odwiedzają Kolumbię?

- Prowadzę biuro turystyczne w Medellín, dlatego wiem, że od kilku lat Kolumbia jest wśród Polaków chętnie wybieranym kierunkiem podróży. Używając zdrowego rozsądku i podstawowych zasad bezpieczeństwa, nic złego im tu nie grozi, a za to zyskują wspaniałe wspomnienia, możliwość podziwiania cudownych widoków oraz przeżywania niesamowitych przygód.

Jak wygląda życie codzienne w Kolumbii?

- W Kolumbii dużo się pracuje. Mieszkańcy bardzo wcześnie wstają i cały dzień przeznaczają na życie zawodowe, bo jest dla nich czymś bardzo ważnym. Spędzają w pracy  ok. dziewięciu godzin dziennie, a ich tydzień roboczy kończy się w sobotę. Dużo ludzi próbuje otwierać swoje biznesy. Minimalna pensja wynosi tutaj około 1000 złotych. Trudno z tego utrzymać rodzinę, dlatego Kolumbijczycy starają się, jak mogą, żeby zarabiać więcej. Mają ku temu różne możliwości, bo Kolumbia to kraj usług. Widać to bardzo dobrze w większych miastach, gdzie każdy ma swoją funkcję, dzięki której spełnia różne potrzeby społeczności - dostarcza owoce na śniadanie lub jedzenie w środku nocy.

Kolumbijczycy to rzeczywiście niepoprawni optymiści?

- Są uśmiechnięci od ucha do ucha, a do tego chętnie odwzajemniają wszystkie serdeczności. Rwą się do pomocy, nawet jeśli o to nie poprosisz. Podejdą i zapytają, czy wszystko jest w porządku. Oczywiście, jak wszędzie są ludzie dobrzy i źli, ale wydaje mi się, że ci najgorsi mieszkają w dużych miastach. W aglomeracjach czeka na nas po prostu większe zagrożenie. Ostatnimi czasy Bogota staje się dość niebezpiecznym miastem. Notuje się tam coraz więcej kradzieży i napadów z bronią lub nożem, dlatego podczas zwiedzania zatłoczonych miejsc warto uważać na swoje rzeczy. Mniej o bezpieczeństwo musimy się obawiać w mniejszych miejscowościach. Tam ludzie są bardzo przyjaźnie nastawieni i otwarci na nowe znajomości. To całkiem inna Kolumbia.

Jest coś, czego nie akceptujesz w Kolumbii?

- Żyje się tutaj bardzo wygodnie, ludzie są wspaniali, ale mają też swoje wady. Nie podoba mi się to, że umawiają się ze mną kilka dni wcześniej, omawiają cały plan spotkania, a gdy nadchodzi termin, nie dają znaku życia. Nie można im też odmówić spotkania. Jeśli otwarcie mówiłam, że nie pasuje mi data lub godzina wspólnego wyjazdu, zarzucano mi, że jestem niegrzeczna. Tutaj nie mówi się "nie". Kolumbijczyków nie uczy się asertywności, żeby przypadkiem nie urazili rozmówcy. Nie zdawałam sobie z tego sprawy na początku pobytu i kilka razy zdarzyło mi się odmówić. W Polsce nie jest to przecież niczym zaskakującym.

Ignorowanie znajomych to objaw uprzejmości?

- Gdzie tu logika, prawda? (śmiech). W taki sposób traktują swoich klientów także tutejsi fachowcy. Mieszkając jeszcze w Kartagenie, postanowiłam odmalować mieszkanie. Poprosiłam partnera, żeby umówił się z malarzem. Nie dopytałam, na kiedy dokładnie została zaplanowana wizyta. Zrobiłam to dopiero po pięciu dniach od telefonu do fachowca. Mój chłopak spojrzał na mnie i powiedział: "Malarz miał przyjść wczoraj". Dlatego najlepiej umawiać się z Kolumbijczykami na ten sam dzień i darować sobie dalsze terminy.

- Wyrażając się o teraźniejszości, Kolumbijczycy używają trzech słów: ahorita, ahora i ya. Zupełnie ich nie rozróżniałam na początku mojej nauki hiszpańskiego. Dopiero po czasie odkryłam, że prawdziwym "teraz| jest "ya". Dalej nie widzę różnicy między ahorita i ahora. Jedno z nich na pewno mówi się, gdy do spotkania nigdy nie dojdzie, ale zamiar jest tylko w głowie rozmówcy.

Kolumbijczycy wiedzą, jak skomplikować relacje ze znajomymi.

- Nie tylko z nimi. W Kolumbii zdrady są powszechnie akceptowane. Mężczyźni nawiązują liczne romanse. Co ciekawe, kobiety też często zdradzają swoich mężów. Temat zdrad w Kolumbii poruszany jest nawet w mediach społecznościowych. Użytkownicy z odpowiednim dla siebie humorem pokazują, jak dzielą swoje życie między małżonków i kochanków. Dla obcokrajowców takie zachowanie może być dość szokujące.

Jak wyglądają zatem stosunki damsko-męskie w Kolumbii?

- Mężczyźni pracują i zarabiają na rodzinę. Kobiety zostają domu, zajmują się dziećmi i dbają o to, żeby podobać się mężowi. Zresztą nie tylko one dbają o wygląd. Gdy przyjechałam do Kolumbii, zdziwiłam się, że mężczyźni regularnie chodzą do salonów piękności i spędzają dużo czasu na poprawianiu fryzury czy malowaniu paznokci bezbarwnym lakierem. Zadbany mężczyzna podoba się kobietom i jest akceptowany przez otoczenie.

Kobiety poddają się też operacjom plastycznym?

- W kulturze latino organizuje się quinceañerę, imprezę wydawaną na 15 urodziny dziewczynki,  podczas której świętuje jej wejście w dorosłość. Solenizantka ubiera się wtedy w suknię księżniczki, ma sesję zdjęciową, zaprasza mnóstwo gości i doskonale się bawi. W ten wyjątkowy dzień rodzice pytają dziewczyny, jaki prezent chciałaby dostać. Zazwyczaj młode kobiety proszą o sfinansowanie operacji nosa albo powiększenie piersi implantami. Bardzo popularne w Kolumbii jest także powiększanie pośladków, czyli tzw. lipofilling. Dlatego Kolumbijki słyną na świecie ze swoich niezwykle bujnych kształtów i pięknych sylwetek. Poza tym wśród mężczyzn panuje przekonanie, że im większe pośladki ma ich wybranka, tym bardziej jest atrakcyjna, a jego poziom społeczny wzrasta. Tradycja poprawiania urody w gabinetach chirurgii estetycznej splotła się wyraźnie ze społecznymi zwyczajami. Dziewczynom od młodych lat wpaja się, że potrzebują poprawiać urodę, aby być akceptowaną i piękną.

Czy Kolumbia jest krajem niebezpiecznym dla turystów? W statystykach przestępczości wciąż zachowuje czołowe miejsce.

- Jedyne, co może im grozić, to kradzieże. W zatłoczonym miejscu są to kieszonkowcy, a na pustych ulicach mężczyźni na motorach z nożem lub bronią.  Złodzieje wiedzą, że w kieszeniach turystów znajdą najnowsze modele telefonów, gotówkę i inne łatwe łupy. W Kolumbii popularne jest powiedzenie "no dar papaya". Dosłownie po polsku zdanie to oznacza "nie daj papai", czyli nie pozwól się okraść. Nie powinno się pokazywać na ulicy z cennymi przedmiotami, bo ktoś w końcu wykorzysta tę okazję i je ukradnie.

Po latach wojny domowej i rządów karteli narkotykowych mieszkańcy nie ufają politykom i służbom bezpieczeństwa. Kto panuje nad porządkiem i w sytuacjach zagrożenia ?

- Policja stacjonuje na ulicach, uzbrojona, w towarzystwie psów. Czasem to przeraża przechadzających się po miastach turystów, ale też skutecznie odstrasza złodziei i innych przestępców. Kolumbijczycy stawiają jednak na samodzielne wymierzanie sprawiedliwości. Jeśli ktoś jest świadkiem kradzieży, zaczyna krzyczeć i alarmować otoczenie. Wtedy ludzie, którzy znajdują się w najbliższym otoczeniu, gonią przestępcę do utraty tchu. Złodzieje liczą w takich sytuacjach na to, że policja przyjedzie i ich uratuje. Rozwścieczony tłum może być naprawdę niebezpieczny. Na pewno nie będą wrażliwi na krzywdę kogoś, kto zagraża ich społeczności. Sama widziałam podobne zdarzenie. Złodziej ukradł komuś telefon i próbował uciec na skuterze. Przechodnie szybko się zmobilizowali, pozostawiając swoje codzienne zajęcia, ruszając za nim w pościg.

Opowiadasz na Instagramie o Medellín za czasów Pablo Escobara Jak żyło się wtedy mieszkańcom miasta?

- Świat zachodu pokochał historię Pablo Escobara. Pisze się o nim książki, produkuje filmy i seriale. Escobar urodził się, wychował i prowadził swój narkobiznes w Medellín. Każdy mieszkaniec miasta zna kogoś, kto dla niego pracował. Każdy też zna kogoś, kto przez niego zginął. Straszne wydarzenia z Escobarem w roli głównej, miały miejsce trzydzieści lat temu. To jest dla Kolumbijczyków świeża historia. Osoby, których wspomnienia opisuję i dzielę się z nimi z moimi użytkownikami, obserwowały krwawe rządy najpopularniejszego barona narkotykowego, gdy były dziećmi. Nieustannie się stresowali, że ich rodzice nie wrócą już do nich i zginą w drodze do domu. Zewsząd było słychać wystrzały, ludzie mierzyli do siebie z pistoletów na ulicach, przy świadkach, a po tych walkach pozostawiali za sobą stosy trupów.

Która z zasłyszanych historii szczególnie utkwiła ci w pamięci?

- Każda z nich poruszyła mnie na swój sposób. Bohaterzy tych historii doświadczyli zupełnie innego dzieciństwa niż ja w Polsce. Tutaj nikt nie wychodził na podwórko, żeby pobawić się beztrosko z przyjaciółmi, ponieważ zawsze towarzyszył im strach. Nie wiadomo było, kiedy pozornie spokojny dzień przerodzi się w uliczną rzeź.

- Wojny prowadziły między sobą kartele narkotykowe, ale czasem brała w nich udział też policja. Jeden z mieszkańców Medellín opowiedział mi o wydarzeniu z udziałem służb bezpieczeństwa, podczas którego ucierpiała córka Pablo Escobara. Przywódca kartelu ogłosił, że zapłaci dużo pieniędzy za zabicie komendanta policji. W mieście zapanował chaos. Nikt nie mógł liczyć na łaskę przestępców spragnionych bogactw Escobara.

Mam wrażenie, że Pablo Escobar wszedł do popkultury prawie jak bohater. Jak Kolumbijczycy traktują współczesne produkcje, które przestawiają go z tej ludzkiej strony?

- Kolumbijczycy nie przepadają szczególnie za serialem "Narcos", ponieważ przedstawia Pablo Escobara jako dobrą postać ściganą przez złych policjantów. Nie był bohaterem. Bez wahania zabijał ludzi, a wspomnienie jego okrucieństwa wciąż jest żywe. Kolumbijczycy do tej pory są straumatyzowani i nie ufają sobie nawzajem. Z roku na rok również staję się coraz mniej ufna. Lepiej rozpoznaję podejrzane sytuacje na ulicy i omijam je szerokim łukiem.

Zobacz również:

Hoia Baciu. Wewnątrz najbardziej nawiedzonego lasu na świecie

Rejs promem wycieczkowym. O tym musisz wiedzieć

Borne Sulinowo. Tajemnice niewidzialnego miasta

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Ameryka Południowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy