Reklama

Dorosłe dzieci alkoholików - nieufne i osamotnione

Dorastanie w rodzinie z problemem alkoholowym to koszmar, którego doświadczyło wielu dzisiejszych dorosłych. Skutki takiego dzieciństwa odczuwają nadal, czasami nawet nie wiedząc, że to, co doskwiera im w życiu, to syndrom Dorosłego Dziecka Alkoholika. Problem DDA i sposoby jego leczenia przybliża Agnieszka Litwa-Janowska, dyrektor Krakowskiego Centrum Terapii Uzależnień.

Co to jest syndrom DDA?

Agnieszka Litwa-Janowska: - Na świecie używa się terminu Dorosłe Dziecko Alkoholika. To jest termin popularny, obiegowy. Sama nazwa wskazuje na sprzeczność, że ktoś jest dorosły, a równocześnie jest dzieckiem. To, co człowiek przeżywał jako dziecko w rodzinie z problemem alkoholowym, w wieku dorosłym nadal go obciąża, ogranicza, zabiera radość życia, satysfakcję z tego, co go aktualnie spotyka. I mimo że już dawno przebywa w tym trudnym świecie, jakim jest rodzina z problemem uzależnień, to ciągle ta przeszłość ma dominujące znaczenie w jego życiu.

Reklama

- My, specjaliści, mówimy o syndromie, ponieważ określenie DDA jest pewną etykietą, informacją, która może być przeżywana jako coś stałego. Stwierdzenie "jestem", to jest kawałek tożsamości, a "mam syndrom DDA" to coś, co w wyniku leczenia, psychoterapii, może ulec zmianie. Właśnie dlatego staramy się mówić raczej o syndromie.

- Psycholodzy kliniczni, psychiatrzy, nie używają terminu syndrom DDA , bo nie funkcjonuje on w klasyfikacji chorób czy zaburzeń. To określenie jest jednak poręczne, bo wskazuje na genezę problemu. Także tym osobom, które nie bardzo wiedzą, co się z nimi dzieje, łatwiej jest zrozumieć ich problem poprzez zwrócenie uwagi na jego źródła, a następnie obejrzeć pewne wspólne konsekwencje i uświadomić sobie, że tam właśnie należy sięgnąć i tę przeszłość uporządkować, dlatego że hasła "nerwica" czy "zaburzenie osobowości" są dość ogólne.

- Można rozszerzyć ten termin, powiedzieć, że to są zaburzenia stresu pourazowego takie, które występują u osób przez wiele lat doświadczających chaosu, pewnego totalitarnego rysu życiowego doświadczenia, przemocy, żyjących w trudnych warunkach, tak jak jeńcy wojenni czy osoby, które były więźniami w obozach koncentracyjnych czy też były wykorzystywane przez długi czas. Dzieci z rodzin alkoholowych przez wiele lat żyją w podobnych sytuacjach opresyjnych, których nie mogą zmienić i , na które nie mają wpływu, mimo że próbują mieć i czasem nawet wydaje im się, że mają. Przez wiele lat muszą na co dzień doświadczać braku zainteresowania ze strony swoich rodziców czy opiekunów, deficytu więzi bliskości, nie są przytulane, są zaniedbywane nawet w takich trudnych sytuacjach jak stany chorobowe czy wypadkowe. Doświadczają tego, że ich rodzice nie kontrolują swoich zachowań, nierzadko są świadkami i ofiarami agresji i przemocy.

Czy każdy, kto w dzieciństwie zetknął się z problemem alkoholowym w najbliższej rodzinie staje się DDA, czy może syndrom ten dotyka raczej osoby o jakiejś specyficznej konstrukcji psychicznej?

- Nie tylko to, co nas spotyka ma znaczenie, ale także takie osobiste uwarunkowania jak temperament, siła charakteru a także to, na jakim etapie życia zostaliśmy dotknięci przez te traumatyczne zdarzenia. Możemy być bardziej lub mniej odporni, jednak ze względu na to, że doświadczenie to jest przewlekłe, większość osób, które doświadcza życia w rodzinie z problemem alkoholowym i dorasta w takiej rodzinie ma problemy związane ze swoimi przeżyciami, relacjami z ludźmi, bliskością, więzią, z wyrażaniem złości, z wzięciem odpowiedzialności za siebie.

Pomimo tego, że jesteśmy dorośli, dominującą cechą osobowości jest bycie nie w pełni dojrzałym, nieodseparowanym takim trochę "dzieckiem"?

- Z zewnątrz tego nie widać. Wiele osób nie korzysta z terapii, ponieważ uważa, że powinna być dzielna, silna, wszystko wytrzymać. To jest ten paradoks, którego osoby z zewnątrz nie rozumieją i często mówią: Po co ci terapia, przecież ty sobie świetnie radzisz w życiu. Ale pomimo tej zewnętrznej fasady, w środku siedzi małe, zagubione dziecko, które, np. zdobywa równocześnie trzy specjalizacje albo robi równolegle kilka kierunków na wyższych uczelniach, robi karierę zawodową, ale nie przynosi jej to szczęścia, a koszty, jakie przy tym ponosi są ogromne. Wszyscy mówią: przecież ty odnosisz same sukcesy, a to jest ciągle nękający perfekcjonizm, brak radości z tego, co się dzieje i co się osiągnęło, poczucie zagubienia, braku sensu...
Czyli to nie jest tak, że skoro mam syndrom DDA to oznacza, że jestem życiowym nieudacznikiem. Można robić karierę, odnosić sukcesy, nawet nie wiedząc, że ma się problem.

- Tak, czasami nawet nie wiemy, że mamy problem. Ten obszar najczęściej zresztą objęty jest silnym tabu i zaprzeczaniem, nie można o tym mówić, nie można tego ujawniać. Czasami członkowie rodziny nie są w stanie mówić o tym, co ich spotkało wprost, minimalizują problem. Bardzo często takie sytuacje są chronione tajemnicą, wiążą się także z ogromną barierą wstydu. W związku z tym wytwarza się coś w rodzaju zniekształceń poznawczych. Kiedy pracujemy z naszymi pacjentami, to bardzo trudną rzeczą do przekroczenia jest urealnienie ich historii.

- Terapeuci często słyszą w takich sytuacjach: "W mojej rodzinie żyło mi się spokojnie" albo "Miałam dobrą rodzinę". Kontrast z rzeczywistymi wspomnieniami, jakie się potem pojawiają jest ogromny. Bardzo często te osoby same są przerażone tym, co im się zaczyna przypominać albo mówią sprzeczne rzeczy, np. "Moi rodzice bardzo się cieszyli, że byłem w szkole muzycznej". Potem pacjent opowiada, że do tej szkoły muzycznej w wieku ośmiu lat musiał dojeżdżać kilkanaście kilometrów, że miał stare instrumenty, bo mimo, że ojciec zarabiał dobrze, to wszystko przepijał. A równocześnie żaden z rodziców nigdy nie pojawił się na koncercie. Mówi: "Szkołę muzyczną przerwałem, bo mi się już nie podobało". A podczas terapii okazuje się, że przerwa była spowodowana brakiem zainteresowania, wsparcia ze strony rodziców i że tak naprawdę było to zadanie ponad siły dziecka.

Te osoby od wczesnych lat życia są przyzwyczajane do tego, że są nieważne, że liczą się sprawy rodziców. Uczą się, że poprzez pewien sposób chronienia ich, przejmowania obowiązków może uda im się zmniejszyć trochę cierpienie rodziców i przynajmniej w ten sposób, pośrednio poprawiać swoje warunki życia. Dzieci wchodzą w rolę opiekunów, często wykonują wszystkie możliwe prace domowe, polowe, chodzą na wywiadówki do młodszego rodzeństwa. Od najmłodszych lat uczą się, że ich potrzeby i uczucia są nieważne. W związku z tym mają bardzo zablokowaną złość, poczucie sprzeciwu. Uczą się przystosowywać do potrzeb innych, dlatego bywają świetnymi pracownikami dla osób, które lubią mieć przy sobie takich "wiernych rycerzy". Często synowie czy córki stają na straży matki, która staje w roli ofiary, to one wzywają policję, piszą pozwy rozwodowe.

- Towarzyszy im taki rodzaj iluzji, że jak oni się jeszcze bardziej postarają, wysilą, to w domu będzie nareszcie normalnie, dobrze. To cecha osób z DDA - nieodseparowanie od rodziny,  pochodzenia. Te osoby bardzo często są nieformalnymi, zastępczymi rodzicami dla swojego rodzeństwa i trudno im się zajmować własnym związkiem, jeśli go w ogóle mają, cały czas ich energia skierowana jest na to, by czujnie sprawdzać, co dzieje się w domu rodzinnym. To płynie z głębokiej miłości, najczęściej niezaspokojonej, wiąże się także z ogromnym lękiem przed odrzuceniem. Gniew najczęściej przekierowany jest z rodziców, krzywdzicieli przeciwko sobie i przejawia się w niszczeniu dobrych zdarzeń, ważnych relacji, a czasem wręcz w autoagresywnych czynnościach ( cięcie się, objadanie, upijanie, branie narkotyków itp.)

Czy są charakterystyczne objawy, zespoły zachowań,  które wskazują na syndrom DDA, jakiś wspólny mianownik?

- Silny poziom czujności i kontroli, bardzo duży niepokój w sytuacjach, które są nieprzewidywalne. U tych osób wszystko musi być zaplanowane, wynika z tego, że przez wiele lat nigdy nie było wiadomo, co się zdarzy, czy kiedy dziecko wejdzie do domu, będzie tam libacja czy obiad na stole, nigdy nie wiadomo, czy na minus piątkę rodzice zareagują radością czy gniewem i biciem, bo przecież miała być piątka. Nieprzewidywalność i chaos to wspólny mianownik dla rodzin z problemem uzależnień, mimo, że one się różnią od siebie, np. statusem społecznym, kto z rodziców czy opiekunów ma jest uzależniony, ile jest rodzeństwa itp. 

Przemoc i agresja, brak oparcia i naruszanie granic intymności, niosą w konsekwencji  trudność z wchodzeniem w bliskie związki. Osoby dotknięte syndromem DDA rzadko są w związkach stabilnych, formalnych. To są najczęściej osoby, które są w związkach na odległość, w związkach które się nie udają albo są samotne. Jeśli są w stałych relacjach, to często są bezdzietne. Te osoby boją się, że powtórzą historie swoich rodziców, dlatego boją się związać z kimś na stałe, boją się być rodzicami. Dla nich związek kojarzy się z dramatem, nie myślą, że można żyć inaczej niż rodzice.

Inną cechą jest nieufność biorąca się stąd, że najważniejsze osoby, które miały się opiekować dzieckiem zawodziły bądź krzywdziły. Te osoby z dzieciństwa wynoszą przekonanie, że nie należy opierać się na innych, że na nikim nie można polegać. Bardzo dobrze widać to w psychoterapii, kiedy terapeuta z czasem staje się coraz bliższy pojawia się wycofanie, problem z przyjściem na kolejną sesję. Zrozumienie przez osobę z syndromem DDA  gdzie są źródła takich jej obaw jest doświadczeniem korygującym, ale to wymaga długoterminowej terapii, trwającej minimum 2-3 lata.

Czy jest szansa na to, że jeśli tylko jedno z rodziców jest uzależnione, drugie może ogromną dawką miłości i odpowiedzialności zrównoważyć tę dramatyczną sytuację?

- Bardzo ważne jest dla dziecka w takiej sytuacji, żeby w jego życiu był jakiś dorosły ważny, zdrowy, wspierający i akceptujący. Taka osoba potrafi bardzo skorygować ten rodzaj doświadczeń, o których mówimy. Czasami to jest drugi rodzic, mądry ksiądz, dobry wychowawca, babcia, ciocia. Są też sytuacje, kiedy jedno z rodziców jest uzależnione, ale drugie w miarę szybko zareaguje i przerwie toksyczny związek, wyprowadzi się , rozwiedzie, nie obciążając swoich dzieci poczuciem winy za tę nienormalną sytuację ( "Nie mogłam się rozwieść z twoim ojcem, chociaż pił, bo ty potrzebowałaś przecież obojga rodziców" zamiast powiedzieć: "Nie byłam wystarczająco silna, dojrzała, by zapewnić ci bezpieczny dom").

Na pewno zdrowiej jest, kiedy ktoś uzależniony nie podejmuje leczenia i stanowi zagrożenie, rozstać się. Znajomy ksiądz powiedział mi kiedyś, że niemoralne jest pozostawanie w takiej sytuacji, która jest zagrożeniem i dla tej osoby i dla dzieci. To tak, jakby trzymać dziecko na pierwszej linii frontu i mówić, że rodzina musi być w całości. Nie musi. Od tego, jak funkcjonuje drugi, nieuzależniony rodzic wiele zależy. Wieloletnie niezmienianie tej zagrażającej sytuacji uczy dziecko, że tak wygląda życie. To jest lekcja bezsilności, zgody na dramat. Dlatego też terapia osób z syndromem DDA jest terapią, w której one doświadczają zupełnie innych zasad, daje pole do przygotowania się do życia. Bo choć życie nie jest sielanką, to jednak nie wygląda tak totalitarnie, krzywdząco jak w rodzinie z problemem uzależnień.

Co  może zrobić partner DDA, jeśli rozpozna ten problem w swoim związku? Czy osoba związana z DDA też powinna zasięgnąć rady psychologa, by dowiedzieć się , jak żyć z DDA?

- Partner osoby z DDA może rozmawiać o tym, z czym jest mu trudno i zachęcać do terapii. Ale nie ma "instrukcji obsługi DDA", choć oczywiście życie z taką osobą może być problemem, np. trudno czasem żyć intymnie, a nawet się przytulić. Znam takie pary, które po zawarciu związku małżeńskiego nie współżyły przez dwa, trzy lata.  To wynika z lęku przed bliskością i różnych traum seksualnych, których te osoby doświadczały w życiu. Mogą to być akty molestowania lub gwałtu, ale także sytuacje naruszenia granic intymnych, np. niezamykana łazienka, mycie w miednicy na środku pokoju, życie w warunkach ,w których w każdej chwili ktoś może wejść, czy rodzice, którzy nie kryją się ze swoim życiem seksualnym - i to jest trudne, bo z jednej strony się awanturują, a z drugiej strony dziecko słyszy odgłosy intymności rodziców. Bardzo dużo jest w tej sferze naruszeń powodujących w późniejszym etapie życia niemożność cieszenia się swoim ciałem czy wzajemną bliskością.

Czy dorastanie w rodzinie dysfunkcyjnej wykształca jakieś szczególne cechy wartościowe, pozytywne, które można wykorzystać w życiu?

- Osoby z syndromem DDA bardzo dobrze odnajdują  się w sytuacjach kryzysowych, ekstremalnych. Są przyzwyczajone do dużego stresu, ostrych, nieprzewidywalnych zdarzeń, do zagrożeń. Wtedy są w stanie funkcjonować jak mało kto ze zdrowych ludzi. To z pewnością jest jakiś rodzaj wyposażenia. Jeśli jednak w sytuacji, kiedy jest spokojnie oni nie są w stanie się rozluźnić, zrelaksować, nie są w stanie potraktować siebie z miłością i szacunkiem, a w zamian cały czas sobie dodają zadań, są z siebie niezadowoleni, boją się życia, boja się przyszłości, to coś jednak jest nie tak.

Czy syndrom DDA jest tak specyficzny, że można wyodrębnić go z innych przypadków funkcjonowania w rodzinie dysfunkcyjnej, czy może są to wspólne doświadczenia i reakcje, jak w innych rodzajach uzależnień w rodzinie?

- Tam, gdzie dysfunkcją w rodzinie jest uzależnienie rodzica lub rodziców można mówić o tym właśnie syndromie Dorosłego Dziecka Alkoholika. Oczywiście nie zawsze trzeba to leczyć w ośrodku, który ma na szyldzie napis DDA. Krakowskie Centrum Terapii Uzależnień od dwunastu lat leczy pacjentów uzależnionych, współuzależnionych, rodziny z tym problemem. Jesteśmy największym tego typu ośrodkiem w Krakowie. Atutem pracujących tu terapeutów jest doświadczenie i, co za tym idzie, rozumienie kontekstu dorastania w systemie rodziny z problemem uzależnień, korzyścią dla zgłaszających się do naszego ośrodka na ulicę Jerzmanowskiego pacjentów jest wspólny mianownik historii życia, który szybko pomaga przełamać rodzinne tabu.

Coraz więcej osób się zgłasza, bo coraz więcej się mówi o tym problemie czy może dziś łatwiej się przyznać do tego, że jest się DDA?

- I jedno i drugie. W mediach coraz częściej mówi się na ten temat, czego przykładem jest ta rozmowa. Są na ten temat publikacje, to pierwszy krok do stwierdzenia, że nie jest się samemu z tym problemem, że inni też się z tym zetknęli. W Internecie jest nieoficjalna strona DDA.  Z drugiej strony rozwinęły się miejsca, w których w pełni profesjonalnie pomaga się osobom z tym syndromem.

Co powinna zrobić, osoba, która rozpozna u siebie syndrom DDA?

- Najlepiej przyjść na diagnozę, np. do naszego ośrodka.

A jeżeli ktoś pochodzi z małej wioski na końcu świata?

- Przyjeżdżają do nas osoby z bardzo odległych miejsc, ale podobne ośrodki są w całej Polsce. Można pójść do poradni albo po prostu do psychologa. Czasami przy kościołach działają podobne punkty pomocy.

Przecież do psychologa chodzą wariaci...

- Do nas przychodzi wiele osób, na wizytę w KCTU trzeba zazwyczaj czekać kilka miesięcy. To bardzo się zmieniło w mentalności Polaków. Coraz młodsze osoby przychodzą po pomoc przełamując swój wstyd.  Czasem pacjent mówi: "Dwa lata się zbierałem, żeby tu przyjść". My najpierw słuchamy, co spowodowało, że pacjent zdecydował się do nas przyjść, zawsze jest to jakiś rodzaj cierpienia, razem z pacjentem przyglądamy się tym trudnościom, sprawdzamy, jakie ma oczekiwania, co chce zmienić i czy my potrafimy mu w tym pomóc.

Pierwsze spotkanie jest zawsze z lekarzem psychiatrą, który konsultuje pacjenta. Po kilku spotkaniach diagnostycznych wspólnie uzgadniamy, czy mamy wystarczającą ofertę, by skutecznie pomóc pacjentowi. Mniej więcej jedna trzecia osób, które się do nas zgłaszają potrzebuje innej formy leczenia, np. oddziału dziennego lub terapii częstszej niż możemy zaoferować, na ogół ogranicza nas tu budżet - terapia jest bezpłatna (leczenie finansuje NFZ i Urząd Miasta). Czasami nowi pacjenci trafiają do Ośrodka Psychoterapii DDA, bo widzą zmiany, jakie dokonały się u ich znajomych, wyleczeni pacjenci są najlepszym świadectwem sensu podjęcia pracy nad sobą.

W jakim wieku są najczęściej pacjenci, którzy zgłaszają się do ośrodka, którym pani kieruje?

- Pojawiają się coraz młodsi pacjenci, najczęściej to osoby dwudziesto-, dwudziestokilkuletnie, studenci. Wtedy też jest najlepszy czas na podjęcie terapii, osobowość jest jeszcze elastyczna i całe dalsze życie można układać sobie według innych wzorców, niż te wyniesione z domu.

Później jest trudniej, ale nie oznacza to, że niemożliwe jest wyleczenie?

- Tak. To nie o to chodzi, żeby zapomnieć o tym, co dotknęło w dzieciństwie i nie o to chodzi, że po psychoterapii jest się nowym, czy "naprawionym" człowiekiem. Psychoterapia to jest pewien proces, najczęściej przynoszący spore zmiany. Potem, w kolejnym etapie życia, ze świadomością mechanizmów i z głębszym zrozumieniem siebie samego, z czego pewne zachowania wynikają, łatwiej jest sobie radzić w życiu.

A czy są jakieś inne formy leczenia niż terapia grupowa?

- Psychoterapia może być indywidualna albo grupowa. Kiedy  kwalifikujemy pacjentów bierzemy to pod uwagę. Jeśli u pacjenta są jakieś wskazania, kierujemy go wyłącznie do psychoterapii indywidualnej. Część pacjentów odbywa tylko terapię grupową, a część najpierw jedną, później drugą. Grupy dają możliwość bardzo intensywnej pracy. W okresie takiej psychoterapii, która trwa rok dokonuje  się zwykle taka praca, która podczas indywidualnej psychoterapii zajęłaby 4-5 lat.

A czy można sobie samemu pomóc?

- Można, jeżeli się ma problemy rozwojowe. Jeśli jednak problemy są natury emocjonalnej, zaburzenia zachowania i są to poważniejsze trudności, to nie. Można oczywiście żyć z tym nic nie robiąc, tylko po co. Każdy dokonuje sam wyboru w tej sprawie. Moim zdaniem, warto przyjść na terapię.

Co znaczy w przypadku DDA wyzdrowienie?

- W psychologii bardzo trudno zdefiniować pojęcie zdrowia psychicznego, raczej się mówi, że to jest to, co nie jest chorobą psychiczną i też nie mamy takiego wzoru z Sevres, do którego prowadzimy naszych pacjentów. To zawsze ich indywidualna zmiana, której my towarzyszymy. Pacjenci stają się bardziej odpowiedzialni za swoje życie, bardziej niezależni, zdolni do okazywania uczuć i budowania satysfakcjonujących związków, do kierowania swoim życie, planowania, ale na tyle elastycznego, że jak coś się nie udaje, to są w stanie sobie w tym poradzić i nie mieć poczucia katastrofy życiowej. Uczą się  żyć ze swoimi ograniczeniami w harmonii ze sobą i światem . Myślę, że to o to w psychoterapii chodzi.
Rozmawiała Anna Piątkowska

Agnieszka Litwa-Janowska - psycholog, superwizor i certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień, zajmuje się psychoterapią osób uzależnionych i ich rodzin, a w szczególności psychoterapią osób z syndromem DDA. Dyrektor Krakowskiego Centrum Terapii Uzależnień, gdzie wcześniej kierowała tworzoną przez siebie Poradnią dla Dorosłych Dzieci Alkoholików, a następnie Ośrodkiem Psychoterapii DDA. Wykładowca Małopolskiego Ośrodka Szkolenia Terapeutów Uzależnień, członek Komisji Egzaminacyjnej Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, przewodnicząca Zespołu Ekspertów PARPA ds. Pomagania Osobom z Syndromem DDA.


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy