Reklama

Godzina urlopu dziennie

Depresja jest ciężką chorobą. Na pewno nie przejdzie sama. Zwlekanie z pójściem do lekarza tylko przedłuża cierpienie, tłumaczy psychiatra doktor nauk medycznych Dariusz Wasilewski.

Twój STYL: Sporo w mediach na temat depresji. Powinniśmy już umieć szybko zareagować, kiedy zachorujemy. Tak nie jest. W każdym razie nie zawsze. Przykładem bohaterka naszego reportażu, która miesiącami męczyła się ze sobą, nie przyszło jej do głowy, że cierpi na depresję. Dlaczego?

- To wynika z niewiedzy, braku świadomości. Najwyraźniej nie traktujemy informacji, które do nas dochodzą, wystarczająco poważnie. Coś tam słyszeliśmy, ale to nie o nas. Dopóki człowiek ma dwie ręce, nogi, wstaje z łóżka, wydaje mu się, że jest zdrowy, że musi sobie radzić. Drugą przyczyną jest wstyd i lęk przed psychiatrą.

Reklama

Nadal?

- Niestety. Coraz więcej osób zgłasza się na leczenie, ale dotyczy to przeważnie ludzi w większych miastach. Choroby psychiczne należą do chorób wstydliwych. Dlatego nawet w depresji ludzie wolą się skupiać na fizycznych dolegliwościach. Chodzą do różnych specjalistów, robią badania, które nic nie wykazują, bo nie chcą się przyznać, że coś może się dziać z ich psychiką. W niektórych środowiskach lepiej jest trafić do więzienia niż do psychiatry.

W innych za wszelką cenę trzeba "sobie radzić". Najlepiej bez pomocy z zewnątrz. Depresja nie idzie w parze z sukcesem.

- To absurdalne, bo tak zwani ludzie sukcesu są dziś szczególnie na depresję narażeni. Wolą być nieszczęśliwi, czasem całe życie, męczyć siebie i innych, niż iść do lekarza i wyzdrowieć. Przecież odsetek wyleczeń w depresjach jest naprawdę wysoki. W niewielu sytuacjach bezradnie rozkładamy ręce. Medycyna szybko idzie do przodu. Leki nowej generacji są dobrze tolerowane, można tak dobrać kurację, że człowiek w ogóle nie czuje, że coś bierze.

To ma nieoczekiwany skutek: znam osoby, które same sobie ordynują leki psychotropowe. "Bo słyszałam, że są bezpieczne" albo "bo koleżanka bierze i to jej pomaga" na przykład.

- Wszystko, by nie spojrzeć prawdzie w oczy. Przecież skoro ktoś sięga po leki przeciwdepresyjne, w jakimś sensie przyznaje, że sobie nie radzi. Bywa gorzej, bo zamiast antydepresantów, które leczą, "zaprzyjaźnieni" lekarze wypisują komuś takiemu środki uspokajające albo przeciwlękowe, które są rodzajem narkotyku. Uzależniają, a nie leczą. Gdy tacy ludzie w końcu trafiają do nas, mamy podwójnie trudne zadanie. Musimy jakoś odstawić to świństwo, które pacjent brał, wyciągnąć go z uzależnienia.

Lekarze, którzy wypisują takie leki bez głębszej refleksji, przyczyniają się do tego, że chorzy nie zgłaszają się do psychiatry. Podobnie jak kampanie reklamowe preparatów, które ponoć "pomagają w depresji", a które można kupić bez recepty. To zgroza, żaden ziołowy preparat nie wyleczy nas z depresji. Może nieco złagodzić objawy. Przez to pacjent później do nas trafi, a bywa, że nie trafi w ogóle - nie zdąży. Wcale nie żartuję. Depresja jest chorobą śmiertelną. To sobie musimy jasno powiedzieć. 90 procent chorych na depresję ma myśli samobójcze, a kilkanaście procent to samobójstwo popełnia! A potem wszyscy się dziwią: co się stało?

Po czym poznać, że to może być depresja? Kiedy powinniśmy iść do lekarza?

- O klasycznej depresji mówimy, gdy przez ponad dwa tygodnie utrzymują się cztery jej typowe objawy. Pierwszy to zaburzenia nastroju, czyli ciągły smutek, przygnębienie. Drugi to zaburzenia napędu, czyli aktywności życiowej. Zaczyna nam brakować energii, sił i chęci, by podołać codzienności. Siada również aktywność intelektualna: wolniej myślimy, nie możemy się skoncentrować, mamy problemy z pamięcią. Trzecia grupa objawów to zaburzenia rytmów biologicznych.

Takie jak bezsenność?

- Typowy sen depresyjny wygląda tak, że człowiek zasypia wieczorem, bo chce uciec od tego koszmaru, ale nad ranem się wybudza i już nie może spać. Niektórzy nie sypiają niemal wcale, ale część pacjentów śpi za dużo, jakby uciekali w sen.

- Boli dusza, ale też ciało. Częste objawy to dolegliwości bólowe, brak apetytu, zaparcia, suchość w ustach. Spada zainteresowanie seksem. Czwartym objawem depresji jest lęk. Odczuwa go ponad 70 procent pacjentów. Zwykle nie jest nasilony, lecz stały. Człowiek się z nim budzi i zasypia. Martwi się, przejmuje, co będzie. Ale bywa, że depresja ma nietypowy przebieg. Trudno ją wtedy zdiagnozować.

Maskuje się?

- Najczęstszą maską jest właśnie bezsenność. Człowiek ma w miarę przyzwoity nastrój i napęd życiowy, ale problemy ze snem.

Skąd wiadomo, że to depresja?

- Tylko specjalista jest w stanie to ocenić, więc gdy coś podobnego nam się zdarzy, musimy się z nim skonsultować. Maską depresji są też dolegliwości bólowe. Wtedy człowiek nie ma problemów z nastrojem, boli go tylko ciało: głowa, plecy, brzuch. Albo pojawiają się inne objawy: jakieś biegunki, zaparcia. Są też maski zawałowe, nerwicowe - wtedy więcej w nas lęku niż smutku.

To prawda, że kobiety częściej chorują na depresję?

- Statystycznie przynajmniej dwukrotnie. Moim zdaniem składają się na to dwa czynniki: damski i męski. Damski, bo kobiety w naszej kulturze mają wciąż trudniejszą psychologicznie sytuację: więcej ról, którym muszą sprostać, większe wymagania im się stawia.

Obciążająco działają czynniki związane z biologią kobiety, z cyklem hormonalnym. Ciąża, poród, menopauza to momenty, które mogą sprzyjać depresji. Na statystykę wpływa też fakt, że kobiety są mądrzejsze życiowo, więc jeśli coś się z nimi dzieje, chętniej sięgają po pomoc.

I tu wkracza drugi czynnik - męski - mężczyźni nie chcą się przyznawać do bezradności, choroby. Rzadziej chodzą do lekarza. Więc przypadków zarejestrowanych jest mniej. No bo co to za chłop, co ma depresję?

Słaby, bezwartościowy...

- I głupi. Coś ma nie po kolei w głowie. A mężczyzna to przecież głowa. Co jak co, ale ona nie powinna szwankować. W związku z tym próbują sobie radzić innymi sposobami, rozładowują zły humor za pomocą bójek, awantur, przemocy domowej. No i piją - stąd m.in. statystycznie więcej mężczyzn alkoholików. Nałogi to jedna z masek depresji. Spory odsetek alkoholików po prostu leczy piciem niezdiagnozowaną depresję.

Co robić, gdy podejrzewamy depresję, np. u partnera, koleżanki z pracy? A oni nadrabiają miną, nie chcą pokazać, że coś się z nimi dzieje?

- Tego na dłuższą metę nie da się ukryć. Udawanie kosztuje dużo energii, a depresja ją zabiera. Szybko się zorientujemy, że coś jest nie tak.

Co możemy wtedy zrobić?

- Próbować mu uświadomić, że powinien iść do lekarza, bo jeśli to choroba, sama nie przejdzie. Powiedzieć: widzę, że coś się dzieje, że się zmieniłeś, że coś cię gryzie. Spokojna, rzeczowa rozmowa, bez nacisku, emocjonalnego szantażu, zwykle działa. Człowiek, który cierpi, też widzi, że coś się z nim dzieje, tylko nie zawsze umie to nazwać. Podświadomie szuka pomocy.

Ta pomoc może być konkretna: polecenie sprawdzonego lekarza na przykład. Bo chory nie wie, jak się do tego zabrać. W depresji człowiek ma wrażenie, że każde nowe zadanie go przerasta.

- To dobry pomysł - jeśli zechce tam pójść.

A jeśli upiera się, że nic mu nie jest?

- W takiej sytuacji musimy skrzyknąć na pomoc wszystkich ludzi dobrej woli, żeby wspierali nas i chorego. Niech ktoś, kto jest dla niego autorytetem, powie mu, co widzi. Niech spróbuje go przekonać. Tyle możemy zrobić.

A czego nam robić nie wolno?

- Radzić: weź się w garść, odpocznij, pozbieraj się, to minie. Jeśli to choroba, nie minie. To tylko zwiększa cierpienie chorego, który ma poczucie, że nikt go nie rozumie, że jest skazany na samotność. Często bliscy próbują mu pomóc, zabierając do kina, robiąc imprezy, a on się męczy. Czuje się coraz bardziej winny, że nie jest mu lepiej. Tu wszyscy się starają, organizują, kombinują, a on nic. Poczucie winy to prosta droga do samobójstwa. Przychodzi moment, w którym tego się nie da dłużej znieść i chce się uwolnić świat od siebie.

Co robić, by się uchronić przed depresją?

- To czasem nie jest możliwe. Ale możemy próbować żyć higienicznie.

W dzisiejszych czasach? To brzmi jak ironia.

- Ludzie nie chcą widzieć związku tego, jak się czują, z własnym działaniem. Śmieją się z tego, że "zalecamy" higieniczne życie. Żyjemy w trudnym świecie i dlatego warto żyć mądrze. Według prognoz WHO w 2020 roku depresja ma być na drugim miejscu, jeśli chodzi o ilość zachorowań. Jest to związane m.in. z tempem życia. Mamy coraz mniej czasu na przyjemności, zajmowanie się sobą. Za dużo tego biegu, nie jesteśmy do tego przystosowani. A depresja jest często rodzajem reakcji na życiowy stres. By się przed nią ustrzec, musimy się uczyć, jak sobie lepiej radzić z codziennością. Jak rozmawiać z ludźmi, radzić sobie w trudnych warunkach, w pracy, w domu.

A poza tym? Każdy człowiek powinien mieć codziennie urlop. Znaleźć godzinę na to, by pobyć tylko ze sobą. Nie z telewizorem czy komputerem. Szukać alternatywnych zajęć, nie zabierać pracy do domu. Zmiana nawyków wymaga zaangażowania, uporu. Mimo to warto się tego uczyć. Stawką jest szczęśliwe i zdrowe życie.

Tatiana Cichocka

Twój STYL, nr 4/2010

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy