Reklama

Jerzy Waldorff: Puzon był domowym tyranem

Jamnik kochał swojego pana, ale to było burzliwe uczucie.

Podczas spaceru po Ciechocinku trudno przegapić pomnik Jerzego Waldorffa, który stoi na skwerze przed secesyjnym Teatrem Letnim. Kiedy w latach 70. pożar strawił zabytkowy teatr, Waldorff był inicjatorem zbiórki pieniędzy na remont budynku. Wdzięczność mieszkańców uzdrowiska wobec słynnego krytyka muzycznego i społecznika jest w pełni zrozumiała. Pomnik z brązu stanął w 2013 r. Naturalnej wielkości postać trzyma w ręku nieodłączną laseczkę, a przy nogach pana dumnie prezentuje się ukochany jamnik - Puzon.

Pierwszy był Alfi

Tak naprawdę Puzony były dwa. Pierwszy pojawił się w domu Waldorffa pod koniec lat pięćdziesiątych, a drugi towarzyszył mu jeszcze w latach osiemdziesiątych. Oba psy potwierdziły doniesienia o długowieczności przedstawicieli swojej rasy. Ale już wcześniej był w życiu pisarza czworonożny przyjaciel: czarno-srebrny cocker-spaniel o imieniu Alfi.

Reklama

Waldorff pomieszkiwał wówczas w Krakowie i pisywał do "Przekroju". Jego Alfi oraz słynny Fafik, foksterier Mariana Eilego (założyciela i redaktora naczelnego "Przekroju"), często uczestniczyły w życiu redakcyjnym i towarzyskim. Do legendy przeszła historia, kiedy to w cukierni w Sukiennicach psy zajadały się ciastkami, podobnie jak ich dostojni właściciele. Czy o wizycie w restauracji, gdzie siedziały cicho pod stołem, dopóki nie wyszła na parkiet tancerka, by zaprezentować program artystyczny. Wtedy wybiegły na środek sali i ją obszczekały. Jednak Alfi nie zdobył takiej popularności i nie zrósł się tak z wizerunkiem Waldorffa, jak jamnik Puzon.

Kiedy spaniel, ten "kłapouchy anioł, niezdolny zrobić nic złego nawet musze" odszedł, Waldorff postanowił poszukać nowego psa. Chciał, by następca był zupełnie inny z wyglądu i charakteru. Od Związku Kynologicznego otrzymał adres pewnej hodowli.

- Ze stadka małych jamników, które ssały właśnie matkę, oderwał się jeden, warcząc podbiegł i ugryzł mnie w czubek buta. To ten! - tak pierwsze spotkanie z Puzonem wspomina Waldorff w nowelce "Bracia mniejsi" poświęconej swoim ukochanym psom.

Serce wojownika

Wybrał jamnika, a jamnik to charakter, wielka osobowość w niewielkim ciele. Do wielbicieli tej rasy należeli m. in. Napoleon Bonaparte, Pablo Picasso, Melchior Wańkowicz i Michalina Wisłocka. Te psy są (wedle swoich wielbicieli) niezwykle pojętne, odważne, zaradne, mają żywe usposobienie, bardzo przywiązują się do opiekuna. Lubią ciepło i chętnie wchodzą po kołdrę. Puzon miał i charakter, i spał z panem w jednym łóżku.

- Zostałem właścicielem potwora, postrachu okolicy, tyrana w domu, satrapy, który traktuje kota i mnie jak służących, kontroluje, co jem, a jeśli to lubi, zostawia mi resztki; który w nocy nie pozwala mi przewrócić się z boku na bok i zaraz warczy, ale sam przerywa kilka razy sen, żeby dla zdrowia zrobić mały spacerek po mnie! - opisywał swego pupilka Waldorff. - Puzon liże mi nos. Ma język przyjemnie chropowaty i ciepły, ale szczerzy zęby. Jezus, Maria! Żeby mi nie odgryzł nosa - notował.

Imię psu wymyśliła Natalia Gałczyńska, żona poety. Uważała, że pies krytyka muzycznego powinien mieć muzyczne imię. Puzon szybko stał się sławny w całej Polsce. Pojawiał się w felietonach zamieszczanych na łamach tygodników "Świat", a potem "Polityka".

Waldorff przez wiele lat kończył teksty słowami: - Puzon, chodź! Idziemy na spacer! - albo - O wciórności, Puzon wyje! Lecę szukać mu żony. Często też w rozmowach stosował zwrot: - Klnę się na mego psa Puzona.

Jamnika zabierał ze sobą do telewizji, gdzie prowadził m.in. program "Z muzyką przez lata". Czasem można było usłyszeć szczekanie psa w radiu, podczas gdy Waldorff komentował jakieś wydarzenia muzyczne. Zdjęcia Puzona ukazywały się w gazetach, na okładkach książek, które wydawał pisarz. Jamnik towarzyszył mu, kiedy jechał na wczasy do Złotych Piasków w Bułgarii, czy też do Krynicy i Ciechocinka podreperować zdrowie.

Kiedyś, gdy Waldorff wracał ze służbowego wyjazdu z Cannes, w Paryżu przesiadał się na samolot LOT. Stewardesa podsunęła mu listę pasażerów, a na dwóch pierwszych miejscach figurowali "Herr Hau i monsieur Puzon". Okazało się, że na pokładzie czekał na niego ukochany pies. Zwykle jednak Puzon zostawał w domu, a kiedy pan wracał, radości nie było końca.

- To powitanie, to łyskanie zębami w uśmiechach spod uniesionych w górę warg, ta radość szalona. My tak nie potrafimy się cieszyć - pisał krytyk.

Puzon brał również udział w różnych akcjach, na przykład przyczynił się do powstania muzeum Karola Szymanowskiego w willi Atma w Zakopanem! Waldorff w latach 60. utworzył przy Warszawskim Towarzystwie Muzycznym Społeczny Komitet, którego celem była zbiórka pieniędzy na wykupienie zakopiańskiego domu z rąk prywatnych. Popularny wówczas big-bitowy zespół Niebiesko-Czarni obiecał wesprzeć fundusz pod warunkiem, że ich koncert poprowadzi Jerzy Waldorff ze swoim psem Puzonem.

- Waldorff, który tego rodzaju muzyki serdecznie nie cierpiał, pojawił się na estradzie, budząc wielki entuzjazm młodzieżowej publiczności - wspominał Maciej Pinkwart, wieloletni kustosz muzeum. Cała Sala Kongresowa skandowała: - Gdzie jest Puzon? - dopóki jamnik nie pojawił się na scenie.

Waldorff pisał o nim z wielką miłością, nazywając nawet "człowieczkiem". Na zarzut, że traktuje psa jak człowieka, odpowiadał, że wcale nie ceni psów bardziej niż ludzi, że to po prostu ludzki świat tak "spsiał", że psy stały się lepsze od rodzaju człowieczego. Poza tym jego Puzon był wyjątkowy. Miał poglądy na życie i muzykę, a właściciel przypisywał mu dużo ludzkich cech.

- Gdyby Puzon nie wiedział, kto napisał muzykę do "Pietruszki", to wygnałbym go z domu - żartował Waldorff, kiedy usłyszał, że uczestnik teleturnieju nie wie, że to dzieło Igora Strawińskiego.

Uznawał pupila za neurastenika, którego przed południem mało co może wyprowadzić z ponurego nastroju. - Chodził ze zwieszonym pyskiem i ogonem wściekły na cały świat - mówił. Puzon ożywiał się dopiero wtedy, gdy pan wyprowadzał go na spacer.

- Co dnia, gdy piszę, on kładzie się przed biurkiem na podłodze, długa ruda parówka, i czeka, żebym skończył. W oczach ma na zmianę wyraz zniecierpliwienia, znużenia, nadziei i zdziwienia, co robię najlepszego. Przecież każdy rozsądny pies wie, że dzień planowany sensownie składa się z samych spacerów - pisał w "Braciach mniejszych".

Kiedy ukochane zwierzaki odchodziły, bardzo to przeżywał. - Pierwszego Puzona, który był duży i masywny, dotknęła przypadłość, na którą choruje wiele jamników. Wyskoczył mu dysk i pies stracił władzę w tylnej części ciała. Patrząc na nich, trudno było się domyślić, kto cierpi bardziej, Waldorff czy Puzon - wspominał Jerzy Kisielewski, przyjaciel pisarza.

Kiedy Jerzy Waldorff rozmyślał o własnej śmierci, o podróży, z której nie ma już powrotu, marzył, aby mu towarzyszyli Puzon i Kot.

MODJ

Nostalgia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy