Reklama

Kochanie, zostałem drwalem

Na ekskluzywnego menela, na Nergala, na profesora Bralczyka... Możliwości noszenia zarostu jest niemal tyle, ilu brodaczy. Ale trend drwaloseksualny to niejedyna przyczyna, dla której Polacy porzucili gładkie policzki. Powiedz, dlaczego nosisz brodę, a powiem ci, kim jesteś!

- Big Broda? Jest pan pewien? - kobieta pracująca w urzędzie skarbowym wybuchnęła śmiechem. Niezrażony tym Hubert Gasiul, perkusista zespołu Wilki, potwierdził, że pod taką nazwą rejestruje swą działalność.

Była wiosna 2014 roku, w mediach furorę robiła zwyciężczyni Eurowizji Conchita Wurst, okrzyknięta "kobietą z brodą". Hubert zdziwił się, że performance austriackiej drag queen wywołał taką lawinę komentarzy i niezdrowej sensacji. On sam jest wyjątkowo odporny na trendy, a firmę nazwał tak dlatego, że broda to dla niego: a) znak rozpoznawczy od wielu lat, b) symbol rockandrollowego stylu życia.

Reklama

- Poza tym kto, jak nie muzycy, powinien bawić się formą? - rzuca retorycznie.

Jednak dla reszty świata sprawa zarostu to nadal gorący temat. Prestiżowe magazyny, a wśród nich m.in. "The Times", "The Guardian", "The Telegraph", poinformowały swoich czytelników, że metroseksualni (czytaj: zadbani, wypielęgnowani, wymuskani) mężczyźni odchodzą do lamusa na rzecz... drwali.

Lumberseksualizm (lumberjack - z ang. drwal) to nowy trend, którego istotą jest - wedle znawców - broda, flanelowa koszula, wełniane swetry i ciężkie buty. Ale hasło nie jest wcale nowe. Termin "lumbersexual" pojawił się na anglojęzycznym portalu Urban Dictionary, czyli w tak zwanym miejskim słowniku, już w 2008 r. Dlaczego więc seksowny drwal wywołał tyle szumu właśnie teraz?

Kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych nastąpił spektakularny wysyp brodaczy. Z maszynką do golenia na długie dni pożegnali się m.in. Brad Pitt, Antonio Banderas, Leonardo DiCaprio, George Clooney, David Beckham i Ryan Gosling. Niemal równolegle brodacze opanowali świat mody, "high fashion", w którym do tej pory modny był co najwyżej dwudniowy, wypielęgnowany zarost.

Top model Piotr Czaykowski, który dwa lata temu zamieszkał w Mediolanie, wspomina, że kiedy został twarzą luksusowej włoskiej marki Etro, natychmiast musiał zapuścić brodę.

- Większość brodatych modeli realizowała wówczas kampanie dla największych projektantów. Kilka miesięcy później zdjęcia i reklamy trafiły do odbiorców na całym świecie - opowiada. - Ale mam wrażenie, że te brody najpierw pojawiły się na ulicy.

Maciej Dowbor, dziennikarz i prezenter Polsatu (prowadzi m.in. show "Twoja twarz brzmi znajomo"), był zdumiony, kiedy niedawno na berlińskim Fashion Week po raz pierwszy zobaczył rzesze brodatych modeli, stylistów i wizażystów. Potem odwiedził San Francisco, stolicę amerykańskiej bohemy, w której na każdym kroku spotykał mężczyzn ze sporym zarostem.

Hubert Gasiul już od kilku lat widuje w Alpach snowboardzistów, którym spod kasku wystają wąsy i brody. Nic dziwnego, że przekroczyły one także granice Polski. Wraz z nimi pojawiły się rankingi najseksowniejszych brodaczy, w których ścigali się: Paweł Małaszyński, Leszek Lichota, Olivier Janiak, Jan Wieczorkowski, Marcin Bosak, Piotr Adamczyk, Szymon Majewski, Jacek Poniedziałek, Jakub Porada, Hubert Urbański czy Czesław Mozil.

Niektórzy, jak Baron z zespołu Afromental czy Bartłomiej Kasprzykowski, zarost noszą od dawna, ale teraz nagle wzbudziło to zainteresowanie. Podobnie jak styl drwaloseksualny, dzięki któremu rozpoczyna się dyskusja o męskości i jej nowej - nomen omen - twarzy... Proste powody, dla których mężczyzna przestaje się golić, w rzeczywistości mówią o nim więcej niżby chciał.

Powód pierwszy: Potrzebuję zmiany

"Bralczyk, brzuch, broda. Jestem rozpoznawalny przez trzy B" - napisał autoironicznie wybitny językoznawca prof. Jerzy Bralczyk w książce "Kiełbasa i sznurek".

- W zasadzie to są trzy "br" - dodaje ze śmiechem. (I jeszcze: - Cudownie, że rozmawiamy o brodzie!). - W moim przypadku noszenie brody to także dbałość o to, abym wciąż istniał w świadomości odbiorców, co wpływa na popularność moich książek oraz obecność w mediach - opowiada już całkiem poważnie naukowiec.

- Zapuściłem brodę w 1980 roku, kiedy mieszkałem w Szwecji. Ten kraj kojarzy się nam z brodaczami, prawda? Ale żadną miarą nie był to wpływ środowiska. Miałem wtedy trudny czas w życiu i postanowiłem zmienić wizerunek. Zapuściłem więc brodę i włosy, zmieniłem styl ubierania, na chwilę stałem się człowiekiem dbającym o strój. Potem mi przeszło. I nawet raz zgoliłem brodę, ale to nie spodobało się żonie wyznaje prof. Bralczyk.

Językoznawca zauważa, że moda na brody powraca co pewien czas: - Większość naszych królów, z Bolesławem Chrobrym na czele, nosiła brodę. Dodajmy do tego pisarzy - Bolesława Prusa i Henryka Sienkiewicza - oraz XIX-wieczne postaci, które wywarły wielki wpływ na światową naukę i historię: Karola Darwina, Karola Marksa - wylicza.

W Polsce przed wojną słynnym brodaczem był Franc Fiszer, filozof i erudyta, zaś po wojnie - historyk i rysownik Szymon Kobyliński, z którym mnie zresztą ostatnio pomylono, choć on był znacznie starszy i już nie żyje. To jednak świadczy o tym, że brody pozostają w ludzkiej pamięci. Siwą, białą brodę nosi obecnie językoznawca, prof. Walery Pisarek.

Na liście legendarnych brodatych mężów stanu prym wiedzie były prezydent Stanów Zjednoczonych Abraham Lincoln, który walczył o zniesienie niewolnictwa. Zarost pojawił się u niego na krótko przedtem, nim został obwołany głową państwa. Legenda głosi, że Lincolnowi doradziła to 11-letnia dziewczynka. Napisała w liście, że "kobiety uwielbiają brody", i że w ten sposób Lincoln zapewni sobie poparcie także u polityków.

Jerzy Bralczyk mówi, że u młodych mężczyzn brody w istocie mogą oznaczać tęsknotę za męskością: - Drwal jest jednym z archetypów tzw. prawdziwego mężczyzny - opowiada. - On nie musi wyglądać tak jak ten z Minnesoty, z filmu "Fargo" w reżyserii braci Coenów. Może być bardziej rodzinny. Tyle że drwale wiedli proste życie i nie chodzili do żadnych fryzjerów, a teraz to wszystko się zatarło.

W ciągu ostatniego roku w Polsce otwarto co najmniej kilkanaście barber shopów, czyli zakładów, w których strzyże się i trymuje męskie zarosty. Chyba najsłynniejszym jest warszawski Barberian Academy & Barber Shop, którego współwłaścicielem został Adam "Nergal" Darski, lider zespołu Behemoth. Uwagę przykuwa oryginalny wystrój - na jednej ścianie zamocowano tutaj motocykl, na innych - czaszki i poroża zwierzęce (prezenty od fanów). Pod szybą w podłodze leżą zaś antyczne brzytwy.

W wywiadzie telewizyjnym Nergal przekonywał, że jego barber shop to nie jest biznes, tylko wymarzony projekt, w który włożył sporo oszczędności. Skąd u niego takie zainteresowanie? Któregoś ranka zobaczył w lustrze "bałagan na twarzy", z którym chciał coś zrobić, ale przekonał się, że w Polsce brakuje profesjonalnych golibrodów. Postanowił więc sam stworzyć takie miejsce i jednocześnie zaczął zgłębiać temat.

"Jeżdżąc z zespołem, odwiedzałem barber shopy na całym świecie, m.in. w Nepalu i Izraelu. Sporządziłem nawet ich mapę" - opowiadał Nergal w telewizji. Dla niego golenie brzytwą było silnym przeżyciem: wystarczy jeden fałszywy ruch i życie wisi na włosku. "Odebrałem je jako magiczny, wyjątkowy moment" - mówił Darski.

Zdobywca Oscara, scenograf Allan Starski zaprojektował wnętrze innego słynnego warszawskiego barber shopu The Hermit. Dzięki niemu jest ono eleganckie, kameralne, przypomina stylem dawny gabinet. Goście dostają 18-letnią whisky i przekąski. To tutaj pracuje m.in. słynny w stolicy Pascal, który prawdopodobnie jako jedyny w Polsce szczyci się tytułem barbera, zdobytym w Brytyjskiej Akademii Królewskiej. W kolejce do niego trzeba czekać nieraz kilka tygodni.

- Ja traktuję to jak służbę - twierdzi Pascal. - U nas nie ma protekcji, więc nie ma znaczenia, kto jest kim. Każdemu należy się szacunek. W Londynie, gdzie pracowałem przez siedem lat, barber shopy są na każdym rogu, to wieloletnia tradycja, codzienny serwis. W Polsce ten rynek dopiero raczkuje.

- Ślubny serwis świadczymy jako prezent, bo chcemy towarzyszyć gościom przez cały rok. Tak, gościom, u nas nie ma klientów - dodaje menedżer salonu The Hermit, który chce pozostać anonimowy (nie chce także podać nazwisk znanych osób, które się tutaj strzygą). Na sugestię, że "barbery" mogą być jedynie modą, ciekawą nowinką, odpowiada: - Moda przemija, a barber shopy to nieodłączny element życia mężczyzn w przestrzeni usługowej i towarzyskiej. Do nas przychodzą bracia, przyjaciele, ojcowie z synami. Tworzą się więzi i budują nowe znajomości.

Czy to przypadek, że wszystkie polskie barber shopy powstały dopiero teraz?

- Potrzeba jest ogromna, po prostu kilka osób wpadło na ten sam pomysł w tym samym czasie - dodaje menedżer The Hermit, który musiał stworzyć listę z nazwiskami panów nieodwołujących wizyt. Na ich miejsce czekają dziesiątki chętnych.

Powód drugi: Bo cenię wygodę

Maciej Dowbor był tylko raz w barber shopie (prowadzonym przez brodatego fryzjera Wojtka Rostowskiego). Ale na pewno nie ostatni. - Cieszę się, że broda przestała być synonimem zaniedbania i znalazła swoje miejsce w popkulturze, choć moda na drwala mnie śmieszy - mówi. - Wąsy? Nie, dziękuję, nie lubię być przebrany.

Kiedy Maciek był nastolatkiem, imponowali mu twardziele startujący w okołoziemskich regatach, zdobywający ośmiotysięczniki, którzy nie zwracali uwagi na takie niuanse jak golenie się. Jako początkujący dziennikarz przeprowadzał wywiad z Karolem Jabłońskim, jednym z najbardziej utytułowanych żeglarzy Europy.

- Ogorzały, zarośnięty, uzdolniony; kwintesencja męskości. Pływałem z nim przez kilka dni niedaleko Walencji. Do dzisiaj mam w pamięci jego postać, takie obrazy nas kształtują - przyznaje Dowbor, który nosi brodę od dziesięciu lat.

Najpierw pracował w radiu, gdzie nikt się tym nie przejmował. A potem był jednym z pierwszych prezenterów telewizyjnych z zarostem.

- Kiedy trafiłem do Polsatu, postanowiłem, że zaryzykuję. Słyszałem, że na antenie nie wypada nosić brody, ale szefowa nie miała nic przeciwko temu. Kupiłem maszynkę do przycinania włosów, czyli trymer, bo nie chciałem wyglądać niedbale - wyjaśnia.

Widzowie szybko się przyzwyczaili, bliscy też. Niedawno jednak musiał zgolić brodę do odcinka "Twoja twarz brzmi znajomo", w którym wcielał się w rolę wokalistki Rominy Power śpiewającej "Felicità". "Tato, jesteś inny!", zawołała jego córka. Kilka dni później okazało się, że trzeba dograć krótką zapowiedź do poprzedniego odcinka. - Ale musieliśmy wstrzymać produkcję i poczekać, aż mi broda odrośnie! - śmieje się Maciek.

Zarost aktora Bartłomieja Kasprzykowskiego (znanego m.in. z serialu "Czas honoru", sagi "Nad rozlewiskiem", filmu "Teraz albo nigdy") też ostatnio wpłynął na losy jego bohatera, Pawła z "Przyjaciółek".

- Mieliśmy akurat zdjęcia do nowej transzy tego serialu, więc nie mogę wiele zdradzić. Chodzi o to, że mój bohater dokonuje remanentu życiowego. Ja w przerwie między zdjęciami noszę brodę, więc zaproponowałem, choć w scenariuszu tego nie było, żeby Paweł też ją miał. Pomyślałem, że facet, który właśnie wszedł w nowy związek, musi zmienić wygląd - mówi aktor, który miał raz "wpisaną" brodę w kontrakt, przy "Domu nad rozlewiskiem".

Ile wspólnego ma długa, gęsta broda z prawdziwą męskością? Czytaj na następnej stronie!

Grał zamkniętego w sobie alkoholika, dla którego była ona maską. Niedługo potem Bartłomiej przeniósł się na plan "Rancza", gdzie kreuje postać księdza (bez brody). Kiedy musiał zagrać nowe sceny do "Domu...", broda nie zdążyła odrosnąć. - A ja po raz pierwszy nie mogłem odnaleźć postaci, bo w tym przypadku broda była jak kostium - wspomina.

Jako aktor teatralny, który gra m.in. z Mateuszem Damięckim w spektaklu "Kamienie w kieszeniach" (reż. Łukasz Witt-Michałowski), przebiera się także w postaci kobiece.

- To jest humorystyczna konwencja, więc z brodą nie mam problemu, ona stanowi dodatkowy walor - mówi. Nosi ją od 2007 roku, gdy zakończył zdjęcia do serialu "Magda M.". - Po prostu nie lubię się golić. Ale gdy Brad Pitt pokazał się z brodą i wszyscy zaczęli go naśladować, pomyślałem, że mi ją zabrali - dodaje Bartłomiej. - Obserwowałem z rosnącym zainteresowaniem, jak coraz więcej Polaków przeistacza się w brodaczy rodem z Bliskiego Wschodu. Raz usłyszałem, że ci faceci są "wysuczeni". To mocne określenie, ale pasuje do wypomadowanych bród.

Mimo że Kasprzykowski jest teraz jednym z wielu brodaczy, to nie zamierza zrezygnować z zarostu. - Wreszcie trafiłem w swoją niszę i mogę być modny bez wysiłku - ironizuje. - Wpasowuję się w "drwala", ale moda wkrótce się zmieni, a ja zostanę sobą. Myślę, że niektórzy lumberseksualni faceci poświęcają tyle samo czasu na pielęgnację, co metroseksualni. Tyle że ci pierwsi ukryli się za brodą!

Wtóruje mu socjolog, dr Tomasz Sobierajski z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego: - Lumberseksualizm to amerykańska moda sprzed kilku lat, u nas uaktywniona przez marketingowców, którzy prawdopodobnie chcą sprzedać więcej koszul w kratę zalegających w magazynach i napędzić klientów do barber shopów - przekonuje. - Jeśli trend otrzyma ciekawą, oryginalną nazwę - a tak było w przypadku mężczyzn metroseksualnych, retroseksualnych i teraz drwaloseksualnych - to szybko odnajduje się w nim spora grupa mężczyzn. Odpowiednio nakreślony wizerunek świetnie się sprzedaje, zwiększając popyt na kosmetyki, ubrania, gadżety. W tym wszystkim pojawia się jednak ważne pytanie o istotę męskości. Jak ona się ma do zarostu i odwrotnie.

Powód trzeci: Bo broda jest symbolem męskości

- Bujne owłosienie równa się testosteron, czyli męskość? To nie jest takie proste - kręci głową Hubert Gasiul z zespołu Wilki. - Wkurzają mnie słodcy kolesie, którzy mają obcisłe spodnie, tatuaże z kotwicą i wypielęgnowane brody. Może to wyraz tęsknoty za męskością, którą chyba wszyscy odczuwamy. Ale nie zdobędziemy jej w ten sposób. Ja staram się być po prostu facetem staromodnym. Palę fajkę, piję koniak, całuję kobiety w rękę i przepuszczam je w drzwiach. Właśnie ta "stara" moda wydaje mi się bardziej męska niż nowoczesne trendy! Chciałbym być dojrzałym, świadomym mężczyzną z autorytetem i z brodą. Szczerze? Chętnie oddałbym jej część, aby mieć więcej spokoju, doświadczenia - zamyśla się.

Opowiada też, że ostatniego lata popełnił błąd. - Zgoliłem się specjalnie na festiwal Woodstock i... plułem sobie w brodę! Chciałem wyglądać jakoś specjalnie, realizowaliśmy materiał wideo z koncertu. Przez cały czas żałowałem tego kroku, zwłaszcza kiedy wszyscy dopytywali, czy coś mi się stało i czy nie jestem chory, bo wyglądam nieswojo. Szybko zapuściłem brodę z powrotem. Niektórzy koledzy mi jej zazdroszczą, więc czuję się wyjątkowo. Wydaje mi się, że broda dodaje łagodności. Ostatnio odwiedził mnie kolega, który zapuścił długą i gadało się nam lepiej niż zwykle. Mieliśmy taki rodzaj porozumienia: my, brodacze - śmieje się Hubert Gasiul.

A zarost łączy nie tylko artystów. W listopadzie w Łodzi powstał prawdopodobnie pierwszy polski Klub Brodaczy (przy zakładzie fryzjerskim U Brzytwy). Każdy mężczyzna, który do niego wstępował, musiał poddać się licznym zabiegom pielęgnacyjnym, takim jak: przycinanie, nawilżanie, czesanie, wreszcie stylizacja.

- Niezależnie od trendu, który akurat obowiązuje, wpadamy w tę samą pułapkę - ostrzega dr Tomasz Sobierajski. - Metroseksualny mężczyzna, który miał kilka kremów i wyskubywał brwi, odszedł do lamusa, ale przecież lumberseksualny poświęca tyle samo czasu swojemu zarostowi (wiem coś o tym, sam kilka lat temu nosiłem brodę!) i dobrze wyprasowanej koszuli flanelowej. Choć z tego, co wiem, flanela została wynaleziona po to, aby jej nie prasować.

Stając się więźniami określonego wizerunku, skupiamy się jedynie na powierzchowności, zapominając o męskości w kontekście cech charakteru, cnót oraz zasad. Z tego powodu dr Tomasz Sobierajski uważa, że obecnie rozumienie męskości jest... rozmyte.

- Przez tysiące lat mężczyźni byli kształtowani w patriarchalnych ramach. Na szczęście nie prowadzą już na co dzień wojen, nie muszą zakładać zbroi. Dzisiaj wymaga się od nich głównie elastyczności, wrażliwości, empatii, aby mogli odnaleźć się na rynku pracy i w związkach. Niemniej ewolucyjna istota męskości rozumiana jako siła, waleczność i zdobywanie pozostaje wciąż niezmieniona. A zatem przed każdym europejskim mężczyzną stoi nie lada wyzwanie - dowodzi socjolog.

- Z badań wynika, że on sam nie wie, jaki ma być: czy pewnym siebie Wilkiem z Wall Street, kreowanym przez media i reklamy, czy patriarchą podobnym do władczego ojca, czy też może inteligentnym wsparciem dla swojej odważnej, dzielnej partnerki? Tymczasem skupiając się tylko na zewnętrzności, tracimy z oczu to, co istotne. Od dawna zastanawiamy się, jak przekaz medialny wpływa na wizerunek kobiet, ale nikt nie mówi o tym, jak obraz mężczyzn w mediach działa na nich samych. Czy przypadkiem panowie nie zaczną wierzyć w to, że to broda czyni mężczyznę i że warto dbać o nią bardziej niż o swój charakter?

Powód czwarty: Bo broda jest modna

- Ja tłumaczę to w ten sposób, że po latach kryzysu męskości wracamy do źródeł - mówi Kamil Pawelski, znany jako Ekskluzywny Menel, którego blog ma ponad 100 tysięcy czytelników. - Broda nie czyni brodacza ani tym bardziej mężczyzny! Męskość to jest silna psychika, a styl musi wypływać z nas. Odwołuję się teraz do własnych doświadczeń. Dobiegam trzydziestki, przez ostatnie lata byłem Piotrusiem Panem, który nie brał odpowiedzialności ani za siebie, ani za nikogo. Bawiłem się karierą, przyjaźniami. Nawet do brody podszedłem czysto wizerunkowo, mam ją dwa lata, bardzo się z nią zżyłem. Dopiero potem pojawiły się przemyślenia, chęć zmiany - wyznaje.

W czerwcu 2013 roku Kamil Pawelski, wtedy jeszcze pracownik korporacji, zaczął pisać bloga. - Potrzebowałem buforu, traktowałem to jako "zajawkę" - relacjonuje. Najpierw wiadomości wysyłały do niego kobiety, m.in. "Jesteś moim ulubionym bezdomnym! Bo tak wyglądasz z tą brodą". Kumple się z niego śmiali, ale on lubi iść pod prąd. Potem zaczął dostawać mejle od mężczyzn. Już tysiące z nich napisało, że pod wpływem Menela zapuścili brodę. "Czy ciebie też drapie na początku?", dopytują.

Kamil uważa, że po wielu latach zniewolenia wojną i komunizmem męska moda w Polsce wreszcie dochodzi do głosu. Przy okazji prostuje: - Ten drwaloseksualizm jest zupełnie nietrafiony. Właściwą nazwą powinien być "trend skandynawski", jest obecny w modzie od wielu lat, tyle że nie brzmi tak oryginalnie. A moim celem jest przełamanie stereotypu faceta, który o siebie dba i wygląda męsko, ale nie jest lalusiem. I, co ważne, ma poukładane w głowie. Ja jeszcze nie mam, ale pracuję nad tym. Kilka miesięcy temu ten roześmiany, modnie ubrany mężczyzna przeżył załamanie nerwowe. - Zabolało, ale widać potrzebowałem takiego wstrząsu. Po rozstaniu z pracodawcą i ustaleniu priorytetów życiowych skupiłem się na blogu i nagle przyszły sukcesy - wyznaje. Bez brody już w ogóle sobie siebie nie wyobraża. Także dzięki niej zaistniał w świadomości odbiorców.

- Większość kobiet szuka jednak silnego faceta, dawcy genów, a drwal to gwarantuje - tłumaczy popularność trendu Sławek Blaszewski, kostiumograf i stylista (odpowiadał za wizerunek m.in. Szymona Majewskiego i Nergala), jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy brodacz w polskim środowisku modowym. - Noszenie brody było wygodne, łączyło się z moimi długimi podróżami po świecie i korespondowało ze stylem ubierania "na bezdomnego" lub "intergalaktycznego podróżnika". Blaszewski zawsze lubił prowokować, eksperymentować ze strojem.

- Zarost jest też dodatkowym narzędziem zmieniania siebie. Dokonuję zmian rzadko, ale gwałtownie - dodaje. Teraz nosi tylko wąsy. Ale u wielu innych mężczyzn brody, mimo że ciągle ktoś wieszczy ich kres, nadal trzymają się świetnie. Dowód?

W okolicach Bożego Narodzenia świat obiegły zdjęcia bród z wpiętymi w nie minibombkami. Beard baubles wymyślili ludzie z brytyjskiej agencji reklamowej jako żart. Ale zrobiły taką furorę, że natychmiast wprowadzono je do produkcji. Dochód ze sprzedaży trafia do organizacji charytatywnej, która promuje noszenie zarostu w celu przypominania o profilaktyce antyrakowej (czerniaka). To argument wytrącający oręż z ręki wszystkim antydrwalom. I nowy obyczaj: przekuwania w sumie niepoważnego trendu w coś naprawdę istotnego.

Magdalena Kuszewska

PANI 2/2015

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy