Reklama

Mam poczucie misji

Jeśli miałaby jeszcze raz wybierać swoją drogę życiową, znowu postawiłaby na muzykę, bo to jej pasja. Potrafi tym natchnąć innych artystów, z którymi współpracuje, ale też tych, których wydaje we własnej wytwórni fonograficznej.

Czy znając cenę popularności, kiedy także prywatność gwiazdy staje się tematem mediów, zdecydowałaby się pani na wybór takiej drogi życiowej?

Kayah: Moje życie prywatne nie jest własnością medialną, przynajmniej ja się na to nie zgadzam, a to, co się ukazuje na jego temat w mediach, bardzo często nie ma nic wspólnego z prawdą.

- Być może, zdając sobie sprawę z pewnych mechanizmów zastanowiłabym się dwa razy dłużej, czy stać mnie na taki ekshibicjonizm, którego się ode mnie oczekuje, dotykający bez pardonu nawet moich bliskich. Czy miałabym jednak rezygnować z mojej ogromnej pasji, jaką jest muzyka? Nie sądzę. Na pewno miłość do muzyki by zwyciężyła.

Reklama

Kiedy zaczynała pani karierę, nie było muzycznych talent show. Czy teraz młodym muzykom łatwiej jest się wybić?

– Na pewno łatwiej zrobić wokół siebie szum medialny. Ale prawdziwemu artyście przecież nie o to chodzi. Znam bardzo uzdolnionych ludzi, którzy nie przepuszczą żadnej okazji, by przekonać świat o swoim talencie... i niestety często wiele z tego nie mają. Jest jednak takie powiedzenie: „nie zjem śliwki, bo zabrakło mi odwagi, by potrząsnąć drzewem” – stąd sądzę, że nie ma nic gorszego niż wstyd, iż nie spróbowało się swoich sił w talent show.

- Moim marzeniem jest przy tym, by jednocześnie z programami wyłaniającymi talenty, powstawały takie, które kształtują dobry gust. Może wtedy te wysiłki młodych muzyków miałyby większy sens?

Co sprawiło, że zdecydowała się pani zostać trenerem „The Voice of Poland”?

– Bardzo spodobała mi się formuła, której nowatorstwo polega na skoncentrowaniu się jedynie na głosie. Odcięci od wizerunku, poznajemy uczestników tylko poprzez głos. Tylko nim mogą nas przekonać do siebie.

- Zdarza się, że przez to mamy czasem problem z określeniem płci uczestnika! Jest to ogromne wyzwanie, bo jest z góry określona pula miejsc w naszych drużynach. Wybierając kolejnych, nie wiemy, ile jeszcze wielkich talentów przed nami. Co więcej, jeśli śpiewającym zachwyci się dwóch trenerów, to właśnie uczestnik decyduje, kogo wybiera. Przez to przebieg programu jest nieprzewidywalny i rodzi mnóstwo niespodzianek.

- My, trenerzy dowiadujemy się przy okazji wiele o sobie. Popełniamy też, co mówię z żalem, wiele błędów. Nie jesteśmy jurorami, lecz trenerami. Naszym zadaniem więc nie jest ośmieszanie nikogo, co stało się niestety zasadą w polskich talent show. Wspieramy tych najbardziej zdolnych i podkreślamy ich zalety.

Była już pani jurorem w „Fabryce Gwiazd”, czy to doświadczenie pomoże teraz w ocenianiu?

– W „The Voice of Poland” bardziej odpowiadają mi zasady, które hołdują rzeczywistej wartości, jaką jest muzyka. To najbardziej uczciwa formuła. Choć zawsze bardzo serdecznie traktuję ludzi i biorę odpowiedzialność za każdą uwagę, jaką o nich wyrażam, to teraz ewidentnie moja rola ogranicza się do wspierania uczestników.

- Są przede mną ciężkie zadania, jak eliminacja przeprowadzona w mojej grupie, ale takie są zasady. To też program z misją przywrócenia wiary w muzykalność, ale również w serdeczność.

Jakie rady miałaby pani dla uczestników „The Voice of Poland”?

– Niektórym nie da się udzielić żadnej, bo są już ukształtowanymi i świadomymi artystami. Sama mogę się od nich wiele nauczyć, choć po każdym występie staram się dać merytoryczne uwagi. Mogę dzielić się swoim doświadczeniem podczas naszych wspólnych warsztatów, ale zawsze będę szanować poszczególne artystyczne wizje uczestników.

Kayah o Ani Dąbrowskiej, Andrzeju Piasecznym i Nergalu. Czytaj na następnej stronie.

Jakie jeszcze cechy powinien posiadać zwycięzca programu, by zaistnieć w show-biznesie?

– Odporność psychiczna jest mile widziana, inteligencja przydaje się w każdym zawodzie, no i oczywiście osobowość, czyli to coś, czym muzyk odróżni się od innych...

Wspieraniem młodych talentów zajmuje się też pani jako właścicielka „Kayax”, bycie trenerem i jurorem, to trochę „przedłużenie” tej działalności?

– Rzeczywiście to bardzo pokrewne zadanie do tego, którym zajmuję się na co dzień. Dlatego chyba jestem w tym wiarygodna.

Czym więc się pani kieruje, dobierając muzyków, których wydaje pani w swojej wytwórni?

– Jesteśmy emocjonalnymi ludźmi i pasjonatami. Mamy poczucie misji. Nasi artyści przykuwają uwagę nietuzinkowością i odwagą. Dlatego naszym głównym kryterium zawsze było wydawanie muzyki, jakiej sami chętnie chcielibyśmy słuchać i to nam się chyba udaje.

Te decyzje podejmuje pani sama, czy jest cały sztab osób wyszukujących młode talenty?

– „Kayax” jest małą i niezależną firmą. Jesteśmy jednym ciałem i wypracowaliśmy sobie system weryfikacji. Bardzo ufam moim współpracownikom, a decyzje zawsze podejmujemy wspólnie.

Jacy są pozostali trenerzy „The Voice of Poland”?

– Każda z tych osób to wielka osobowość, doświadczenie, talent i konsekwentna, artystyczna droga, pełna wierności sobie, za co darzę ich szacunkiem. To także osiągnięty ciężką pracą sukces. Poza tym prywatnie to strasznie fajni ludzie i ogromnie się cieszę, że znalazłam się w takim towarzystwie. Z Anią znamy się całkiem od niedawna, bo zbliżyłyśmy się do siebie na ostatnim Festiwalu w Opolu. Ania to piekielnie inteligentna i dowcipna osoba, a jej talent do pisania melodii jest taki, że potem przez parę dni w myślach nucę jej piosenki, choćbym usłyszała tylko fragment!

- Natomiast z Nergalem poznaliśmy się dopiero przy okazji „The Voice...”. Adam to bystry obserwator z niespotykanym dystansem do rzeczywistości, a przy tym z niesamowitym poczuciem humoru. Z Andrzejem Piasecznym łączy mnie sympatia od wielu lat. To świetny przyjaciel, zawsze gotowy pomóc. Jest także uczynnym i ciepłym człowiekiem, a zarazem bardzo skromnym. Każdy z nich ma klasę i uważam, że jest jak najbardziej na swoim miejscu w roli trenera.

Czy z którymś z nich chciałaby pani nagrać płytę?

– Z Andrzejem już miałam do czynienia w studiu i mile to wspominam. Podczas ostatniego Festiwalu w Opolu Ania wspominała nawet o naszym wspólnym eksperymencie. A byłby to dla mnie wielki zaszczyt.

Jakie są pani własne plany muzyczne, kiedy możemy spodziewać się albumu?

– Póki co, bardzo mocno oddałam się programowi i jego uczestnikom, zajęłam się też portalem Kayah Music Cafe. Polecam na nim to, co moim zdaniem jest warte zobaczenia, czy posłuchania. Dużo też koncertuję. Sukces utworu „Za późno” bardzo zintensyfikował moje występy. Na jesieni rozpoczną się też prace nad nową kampanią kosmetyków AA, których już od 5 lat jestem ambasadorem.

- Oprócz tego jesienią wydamy kilka nowych fantastycznych płyt w „Kayax”. Bardzo dużo zadań nagromadziło mi się po wakacjach, a na płytę potrzeba czasu, którego teraz akurat nie mam. Kiedy przyjdzie chwila na wyciszenie, będzie też miejsce na refleksje, a to one zwykle rodzą płytę. Poza tym, nie ukrywam, że w tym intensywnym dla mnie momencie kradnę każdą chwilę na życie poza fleszami.

Singiel „Za późno” jest bardzo taneczny, czy przyszła płyta będzie również utrzymana w tym rytmie?

– Jeszcze nie wiem. Niczego z góry nie zakładam, choć rzeczywiście ciągnie mnie ostatnio do szybszych rytmów. Ale ponieważ jestem bardzo prawdziwa w swoim przekazie, będzie to magia chwili. Chwili, która dopiero nadejdzie.

Współpracuje z panią Marcin Wyrostek, finalista innego talent show. To także element wspierania nowych brzmień?

– Na razie współpracujemy jedynie na koncertach, ale Marcin jest mi bardzo bliski. Nie spotkałam dotąd kogoś równie utalentowanego, co skromnego. W marokańskim Agadirze zebraliśmy ogromne oklaski od Marokańczyków, zarażając ich swoją pasją. A Marcin to też największy muzyczny pasjonat, jakiego znam.

Czy zgodzi się pani z tezą, że w Polsce mamy coraz lepsze głosy, ale coraz gorszy repertuar?

– Nie, nie zgodzę się. Na tacy leży to, co jest kupowane masowo, bez weryfikacji, co jest naprawdę wartościowe. Pod tacą jest źródło cudownej muzyki i wielkiej satysfakcji. Polska scena muzyczna ma się nieźle. Jest sporo naprawdę interesujących artystów. Moje ostatnie odkrycia to np. Olivia Anna Livki i grupa Snowman. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby media doceniały talent, a nie celebryckie zapędy.

Czego pani słucha prywatnie?

– Dużo klasyki, jazzu i etnki. Odkryłam dla siebie Jamiego Woona i Jamesa Blake’a. Polecam!

Rozmawiał Wojciech Skrok

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Kayah | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy