Reklama

Manuela i mężczyźni

Lubi chować się za wyrazistymi maskami - od wyuzdanej gorszycielki do Matki Polki. Kobiety onieśmiela odwagą poglądów. Faceci się jej boją, bo jest inteligentna i pyskata. Ale to właściwie oni mogą najwięcej powiedzieć o pisarce.

Zatłoczona kawiarnia na Starym Mieście. Przed nami leży nowa powieść Manueli Gretkowskiej - "Agent". Na okładce mężczyzna i odwrócona tyłem kobieta. Szata grafi czna nie wzbudza emocji. Pisarka musi to wiedzieć, bo zaprojektowała własną wersję. Wyciąga telefon i pokazuje mi zdjęcie. Mężczyzna w ciemnych okularach, z penisem zamiast nosa. Ta okładka nie ujrzała jednak światła dziennego. Ale Gretkowska stwierdza, że może to lepiej - znowu byłaby nazywana prowokatorką.

Gdy debiutowała w latach 90., była nadzieją młodej polskiej literatury. W odważny sposób pisała o relacjach damsko-męskich. Tabu dla niej nie istniało. Potem był etap wyciszenia, dzienniki o macierzyństwie, polityce. Według większości krytyków - nuda. Kiedy wydawało się, że Gretkowska niczym więcej nie zaskoczy, wydała "Trans", w którym nawiązywała do swojego romansu z Andrzejem Żuławskim. I odzyskała status gwiazdy literatury. "Agent" skandalu nie wywoła, ale to dobra książka. O kobietach i mężczyznach - w tym temacie pisarka sprawdza się najlepiej.

Reklama

Alfred

"Oczywiście wszystkiemu winien jest Tatuś. Mój kochał mnie za bardzo" ("Trans", 2011).

Kilkuletnia Manuela siedzi na kredensie i tłucze rodzinne kryształy. Ojciec, zamiast ją skarcić, z zachwytem podaje następne. Ukochana córka to jego oczko w głowie. Z kolei dla niej tata to wzór idealnego mężczyzny, z którym będzie potem porównywała swoich partnerów. I żaden mu nie dorówna. Gretkowska wychowała się w robotniczej dzielnicy Łodzi, na Bałutach. Co prawda sama pochodziła z dość dobrej rodziny - jej matka Teresa była oddziałową w szpitalu psychiatrycznym, a ojciec Alfred inspektorem sanepidu - ale otaczały ją bieda i patologia.

Sąsiadkę, młodą tramwajarkę Iwonkę, znaleziono na śmietniku z odciętą głową. Choć Piotrkowska była kilometr dalej, na podwórku przy domu Gretkowskich mieszkańcy zarzynali kury, które potem biegały jeszcze chwilę bez głów. W budynku szkoły podstawowej, gdzie wcześniej mieściły się gestapo i Urząd Bezpieczeństwa, na ścianach podziemi, w których znajdowały się szafki, zostały plamy krwi. Nie dało się ich zmyć. Czasami, gdy przedszkole było zamknięte, matka musiała zabierać Manuelę do szpitala. Pisarka przyznaje, że choć była chroniona w dyżurce, słyszała i widziała tam rzeczy przekraczające wszelkie normy. - Z moją terapeutką często rozmawiam o dzieciństwie. Każdy etap życia ma swoje słowo, którym można je określić. W tym przypadku byłaby to "normalność". A właściwie pytanie, czym ona jest.

Wybierając kierunek studiów, Gretkowska zdecydowała się na filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Chciała wyjechać jak najdalej, a tam uczył się Cezary Michalski, dziś komentator "Krytyki Politycznej", wtedy jej młodzieńcza miłość. Poznali się, gdy ona miała 16 lat, podczas finału szkolnej olimpiady. Uczucie przetrwało, siedem lat później się pobrali - w kościele, chociaż Cezary był anarchistą. Głęboko wierzący rodzice Manueli namawiali córkę na legalizację związku. - Moja mama, co prawda, chodzi do kościoła, słucha Radia Maryja i ogląda Telewizję Trwam, ale proszę sobie nie wyobrażać, że wyszłam z ortodoksyjnego domu i dlatego byłam zbuntowana. Ona ma bardzo zdrowe podejście do życia i myślę, że w momencie kryzysowym nawet przed skrobanką by się nie zawahała - zastrzega pisarka.

Podczas ślubu tata Manueli wpadł w histerię i prosił córkę, żeby uciekła sprzed ołtarza. Była najważniejszą kobietą w jego życiu. A on dla niej najważniejszym mężczyzną. Zrozumiała to już po jego śmierci. - Wczoraj byłam na cmentarzu w Łodzi i pomyślałam sobie, że najcenniejszą rzeczą, jaką w życiu dostałam, była miłość mojego ojca.

Cezary

"Mieć dwadzieścia lat i trafić na granicę swej wszechmocy, jest początkiem ułomności zwanej dorosłością" ("Namiętnik", 1998).

Do Francji wyjechała, gdy miała 24 lata. Był 1988 rok, PRL chylił się już ku upadkowi, ale ona miała na ustach podniosłe hasło: "Strzelaj albo emigruj". Z Cezarym, redaktorem kontrkulturowego pisma "bruLion" i znanym w krakowskich kręgach działaczem opozycyjnego ruchu Wolność i Pokój, byli jednymi z ostatnich emigrantów politycznych. - To nie był kraj do życia - twierdzi Gretkowska. Przeszkadzały jej także nadwiślańska mentalność i obyczajowe zniewolenie. Francja miała być ucieleśnieniem swobody. - Emigracja to taki egzystencjalny szwedzki stół. Wszystko jest dostępne, wszystkiego można skosztować. Dała mi drugie życie - przyznaje.

Początki były trudne. Razem z Cezarym znaleźli się w obozie dla uchodźców w Bretanii, w małym pokoiku, który przypominał więzienną celę - trzy na cztery metry. Wraz z Turkami i Wietnamczykami uczyli się języka francuskiego od podstaw. Byli zagubieni, ogarniało ich poczucie wyobcowania i osamotnienia. Podczas świąt Bożego Narodzenia nie stać ich było nawet na choinkę, a na kolację jedli czerwoną zupę z proszku, która tylko kolorem przypominała barszcz. Brakowało im rodziny, znajomych. Po kilku miesiącach pojechali do Paryża.

Manuela studiowała antropologię i jednocześnie pracowała w fabryce butów. Sprzątała hotele, zatrudniała się w domach starców. - Nikt mnie nie wysłał do pracy przymusowej. Wtedy wszystko było lepsze od życia w PRL-u - mówi. W wolnym czasie prowadziła intelektualne rozmowy do rana przy tanim winie, fascynowała się tarotem i metafizyką, eksperymentowała ze środkami halucynogennymi. Te paryskie doświadczenia opisała w swojej debiutanckiej powieści, wydanej w 1991 roku "My zdies’ emigranty". Trafiła na przełomowy moment - w Polsce zaczęto właśnie drukować odważną literaturę kobiecą. Gretkowska z dnia na dzień stała się gwiazdą. I osobą budzącą skrajne emocje.

List pochwalny napisał sam Czesław Miłosz, ale już profesor Jan Błoński jej pisarstwo określił mianem "literatury menstruacyjnej". Paryskie eksperymenty Manueli zaowocowały nie tylko głośną książką, ale wkrótce również rozwodem. Cezary, gdy dowiedział się o zdradzie żony, wrócił do Polski. Została sama, zrozpaczona i zagubiona. Wtedy w jej życiu pojawił się znany reżyser Andrzej Żuławski.

Andrzej

"Nikt inny nie znał mnie tak dobrze, nie przenikał świństw i piękna świata" ("Trans").

Uważała Żuławskiego za mistrza, odnajdywała siebie w jego filmach i książkach. Mieszkał pod Paryżem, więc wysłała do niego list. Spotkali się. Potem regularnie prowadzili metafizyczne dysputy w małych kawiarenkach. Choć był od niej o 24 lata starszy, uznała, że to miłość. - Urodziłam się jako wcześniak, osiwiałam w wieku osiemnastu lat, w liceum dzięki olimpiadzie miałam indeks na studia w kieszeni. Zawsze byłam do przodu, przedwcześnie dojrzała, znacznie starsza emocjonalnie niż moi rówieśnicy - tłumaczy Manuela. To dla Żuławskiego na początku lat 90. wróciła do Polski. Zamieszkali wspólnie na warszawskim Ursynowie, w tym samym mieszkaniu, w którym wcześniej reżyser żył z Sophie Marceau. Gretkowskiej wmówił, że tamten związek to już przeszłość. Wkrótce miało się okazać, że to nieprawda.

W wieku 30 lat była już po rozwodzie, w kraju podziwiano ją jako młodą gniewną. Pozycję wyuzdanej prowokatorki ugruntowała, pisząc w 1996 roku scenariusz do "Szamanki", filmu swojego partnera. Scenę, w której bohaterka wyjada kochankowi mózg, uznano za najgorszą w historii polskiego kina. Dziś pisarka żartuje, że mogłaby sobie tytuł "skandalistka" wpisywać przed nazwiskiem, niczym profesorski. - Kobiecie nie wolno być swobodną obyczajowo, mówić, co myśli i czuje, czynić z tego sztuki. Gdyby robił to mężczyzna, nazwano by go straceńcem i stawiano na piedestale. Ale porządna kobieta nie może pisać o intymności, bo to oznacza, że jest dziwką. Nie odróżnia się podmiotu literackiego od autorki - uważa Gretkowska.

Tak było rok temu, gdy wydała "Trans". Wszyscy zastanawiali się wówczas, gdzie kończy się fikcja, a zaczyna rzeczywistość. Fabuła powieści łudząco przypominała historię romansu pisarki z Andrzejem Żuławskim. Co prawda sama autorka nie chciała potwierdzić, że reżyser Laski z jej powieści to on, ale tego zdania jest sam zainteresowany. - Nie mam o Manueli nic dobrego do powiedzenia, więc wolę nie mówić wcale. W końcu to jasne, że Laski to ja. Obrzuciła mnie błotem - mówi dziś Żuławski. Jednak w zeszłym roku udzielił wspólnie z Manuelą wywiadu, w którym dyskutowali o wolności artysty. Ona twierdziła: "Gdybym chciała dokopać Andrzejowi Żuławskiemu w prywatnej sprawie, zrobiłabym to bez ogródek, prywatnie. Moja powieść jest o archetypie związku starszego mężczyzny i młodej kobiety". On odpowiadał: "A gdyby nawet to był wierny opis, to przecież mamy do czynienia z powieścią", po czym dodawał: "Ta książka jest bardzo niegrzeczna. I dobrze".

- Żuławski oświadczył się Manueli w Paryżu i ona była przekonana, że do tego ślubu kiedyś dojdzie - opowiada jedna z redakcyjnych koleżanek Gretkowskiej z czasów, gdy współpracowała ona z polską edycją "Elle". - Ale znajoma przywiozła z Francji "Paris Matcha", na okładce była Sophie Marceau z nowo narodzonym synem Vincentem. Niemowlak miał na nadgarstku szpitalną opaskę z nazwiskiem ojca - Żuławski. Zakochana Manuela nie mogła w to uwierzyć, była w szoku. Załamała się.

Piotr

"Dla niego rzuciłam wszystko - kraj, rodzinę, przyjaciół. Czy to nie wariactwo?" ("Polka", 2001).

- Toksyczne związki były dla mnie jak szczepionka, mój organizm wytworzył przeciwciała - mówi Gretkowska. Trudne doświadczenia sprawiły, że zaczęła uważniej przyglądać się mężczyznom. Dlatego gdy dostała ze Szwecji list od wielbiciela swojej prozy, psychoterapeuty Piotra Pietuchy, który twierdził, że są sobie przeznaczeni, na początku pomyślała, że to wariat. W końcu odpisała, nawiązali korespondencyjną znajomość. - Od pierwszej przeczytanej frazy zachwycił mnie jej styl. Bo styl pisarza jest emanacją jego osobowości - tłumaczy Pietucha. - Wiedziałem, że Manuela ma nie tylko fantastyczny talent, ale i że musi być kobietą wyjątkową: błyskotliwą erudytką z niepospolitą wyobraźnią, w której libertyńska świeżość myślenia zaplata się w cudowną figurę z ogromną wrażliwością.

Zmysł ironii i poczucia humoru były wisienką na smakowitym torcie. Gdy spotkali się w Polsce, od razu wiedzieli, że to miłość. Choć nie wzięli nigdy ślubu, zdarzały im się kryzysy, a Piotr nieraz pakował już walizki, niezmiennie trwają przy sobie. - Po dwudziestu wspólnych latach Manuela wciąż pozostaje dla mnie najbardziej fascynującą i pociągającą kobietą. Nie umiem tego osłabiająco-uzależniającego urzeczenia ukryć. Myślę, że to ją do mnie zjednuje i przyciąga - dodaje partner pisarki.

To dla niego wyjechała do Szwecji i zamieszkała pod Sztokholmem. Tam zaszła w ciążę. - Pola była wpadką. Gdybym miała podjąć świadomie decyzję o macierzyństwie, pewnie do dziś nie miałabym dziecka - przyznaje pisarka. I mówi, że radzi młodym dziewczynom, aby z decyzją o zostaniu matką poczekały do czterdziestki. - Po urodzeniu dziecka jakość życia spada do zera. Uwielbiam Polę, ale nieźle dostałam od niej w kość. To były dwa nieprzespane lata, horror przeżywany przy każdej chorobie. Macierzyństwo jest niesamowitym poświęceniem, załatwia kobietę na amen. Nie spodziewałam się tego - mówi Gretkowska. Gdy była w ciąży, zaczęła pisać dziennik. Z "Polki" wyłania się inna Manuela, w wersji soft: "Wieczorem szyję w ręku poduszki. Co za piękny zawód - szwaczka". Albo: "Z przyjemnością stoję nad kuchnią, symfonia na cztery palniki".

Po narodzinach Poli razem z Piotrem wrócili do Polski, zamieszkali we wsi Ustanów pod Warszawą. Dzisiaj Manuela mówi, że to był błąd. Jej zdaniem nad Wisłą wciąż panują zaściankowość, hipokryzja i patriarchat. Żeby z nimi walczyć założyła Partię Kobiet. - To była decyzja moralna. Nie miałam pojęcia, co to polityka. Ale wiedziałam, że skoro jest demokracja, to nie muszę być tylko widzem i dobrowolnie kłaść głowy pod gilotynę. Zaczęła się wielka kampania reklamowa, pojawiły się plakaty, na których aktywistki pozowały nago. Do akcji włączyły się gwiazdy, m.in. Kayah i Beata Tyszkiewicz.

Chociaż formacja do parlamentu nie weszła, a pisarka zrezygnowała z działalności politycznej, to uważa inicjatywę za sukces: - Jestem artystką, a co za tym idzie, osobą nieodpowiedzialną, nie nadawałam się na liderkę ruchu. Ale dzięki Partii Kobiet coś się zmieniło, powstał Kongres Kobiet - mówi. I dodaje: - Z zasady artyści nie mają dobrze poukładane w głowie. To są ludzie, którzy mają zarówno jakiś niespotykany "power", jak i deficyt czegoś. Napięcie twórcze musi skądś się brać. Nie chciałabym uogólniać, ale większość tworzących osób, które znam, żyje w totalnym chaosie, wariacko. Na zewnątrz tego nie widać, na tym polega sztuka, również maskowania.

Manuela

Ma wiele wcieleń. Lubi zakładać wyraziste maski - od wyuzdanej gorszycielki do matki Polki. Faceci się jej boją, bo jest inteligentna i pyskata. Kobiety onieśmiela odwagą poglądów. Prowokuje stwierdzeniami: "Bóg stworzył kobietę i spierdolił mężczyznę", by za chwilę na okładce książki pozować zapięta pod szyję, razem z partnerem i córką. Jaka jest naprawdę? Jej przyjaciele milczą, kolejni potencjalni rozmówcy odmawiają rozmowy, bo "Manuela byłaby zła". Ci, którzy kiedyś wypowiedzieli się o niej publicznie, jak Tomasz Jastrun, więcej tego błędu nie popełnią.

O Manueli wiadomo tyle, ile sama chce o sobie powiedzieć. Jedno jest pewne - lubi zaskakiwać. Również samą siebie. Mówi: - Gdy skończyłam czterdzieści lat, byłam przekonana, że dojrzałam. Ale się pomyliłam. Być może mam większy bagaż doświadczeń, jednak w głowie wciąż mętlik. To nie była granica, po której stałam się mądrzejszą, bardziej zrównoważoną kobietą. Dziś jak doświadczony przez życie bohater "Agenta" mogę o sobie powiedzieć: wiem, czego chcę, czego nie chcę i ile jestem gotowa za to zapłacić. Ale wciąż czuję się jak debiutantka.

Iga Nyc

PANI 6/2012


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy